Robert Bagiński

Afera w WORD. To nie jest dobry czas dla Platformy Obywatelskiej

Afera w WORD. To nie jest dobry czas dla Platformy Obywatelskiej Fot. lubuskie.pl
Robert Bagiński

Afera „praca za sex” w gorzowskim WORD ma swój kontekst polityczny, ponieważ miała miejsce w instytucji, którą nadzorują politycy. Ich nadzór okazał się iluzoryczny, albo tak bardzo polityczny, że interesy partyjne wzięły górę nad prawem, procedurami i ludzkim nieszczęściem.

- To nie jest dobry czas dla Platformy Obywatelskiej w regionie – uważa wicemarszałek i koalicjant tej partii w sejmiku wojewódzkim Tadeusz Jędrzejczak z Nowej Lewicy. Jego zdaniem poseł Sibińska, która o sprawie oskarżeń o mobbing i molestowanie w WORD dowiedziała się formalnie jako pierwsza już w marcu br. miała obowiązek zawiadomić prokuraturę. – Ma od tego prawników. Ona powinna to zrobić nie tylko jako polityczka i poseł, ale również jako kobieta – powiedział w Radio Zachód polityk, który na co dzień jest członkiem sejmikowej koalicji. Jak stwierdził, nie może mówić o odpowiedzialności marszałek Elżbiety Polak, bo nie wie, kiedy ona dowiedziała się o sytuacji w WORD.

On sam twierdzi, że dowiedział się o niej dopiero z mediów, co wystawia złe świadectwo komunikacji i obiegowi dokumentów w Urzędzie Marszałkowskim. Zapytanie GL wraz z kopią pisma Magdaleny Szypiórkowskiej wpłynęło do gabinetu zarządu 4 maja i nie ma mowy o technicznym błędzie, ponieważ 27 maja odpowiedział na nie zastępca dyrektora gabinetu Paweł Kozłowski. GL próbowała ustalić z kim konsultował odpowiedź, ponieważ teoretycznie powinien to zrobić przynajmniej z marszałek Polak i wicemarszałkiem Marcinem Jabłońskim, ale biuro prasowe od tygodnia nie odpowiada na przesłane pytania. Pewne jest więc, że chociaż Sibińska nie nadała pismu oraz oskarżeniom żadnego formalnego biegu, to wpłynęło ono bezpośrednio do komórki obsługującej wszystkich członków zarządu województwa już w pierwszych dniach maja. Marszałek województwa twierdzi, że informacje o aferze powzięła dopiero 20 czerwca br.

Naiwnością byłoby założenie, że w sprawie nie działo się dosłownie nic. Z naszych informacji wynika, że pismo Szypiórkowskiej otrzymał w marcu dyrektor Sławomir Kotylak, który bezpośrednio nadzoruje w Urzędzie Marszałkowskim WORD. Według rozmówców GL, miał na opisane w nim wydarzenia zareagować w sposób mało poważny. – Sławek ma w sprawach damsko-męskich szczególne poczucie humoru – mówi rozmówca GL. Co ciekawe, pismo otrzymał od poseł Sibińskiej, ale nie na mejla urzędowego, ale tego z którego korzysta na Uniwersytecie Zielonogórskim. Inaczej mówiąc, od początku chodziło o to, aby sprawa nawet nie ocierała się o formalne procedury. To nie pierwsza sytuacja, gdy departament dyrektora Kotylaka otrzymywał oficjalne informacje o mobbingu w gorzowskiej placówce, ale nie były one traktowane poważnie.

Swoją ocenę sytuacji ma przedstawiciel innej partii, która współtworzy sejmikową koalicję z Platformą Obywatelską. Były przewodniczący sejmiku Czesław Fiedorowicz z PSL nie ma wątpliwości, że próba zamiecenia sprawy „praca za sex” pod stół jest skandaliczna, a odpowiedzialny za to jest bezpośrednio nadzorujący WORD wicemarszałek Jabłoński. – To on powinien podjąć odpowiednie kroki i natychmiast powiadomić panią marszałek. Jeśli ktoś stawia zarzuty wymuszania sexu za pracę, albo zarzuty mobbingu, to w każdym przypadku powinna nastąpić reakcja – mówił na antenie Radia Zielona Góra. Zaznaczył, że od odpowiedzialności nie powinien się uchylać również przewodniczący sejmiku Wacław Maciuszonek. - On powinien zareagować natychmiast. Kiedy do mnie zwracały się w takich sprawach kobiety, to zawsze z nimi rozmawiałem oraz powiadamiałem odpowienie instytucje – stwierdził Fiedorowicz.

Były przewodniczący sejmiku jasno stawia sprawę także w kwestii działań marszałek Polak, która próbowała wywierać na redakcję GL bezprawne naciski oraz tłumić krytykę. – To jakaś kuriozalna kampania przeciw tym, którzy ujawnili problem. Ludzie dziś słusznie myślą, że zapewne coś jest na rzeczy w oskarżeniach, skoro jest taki atak na tych, którzy nieprawidłowości ujawnili – stwierdził nie bez racji polittyk PSL.

Przykładem takiej reakcji jest gorzowski radny PO i wiceprzewodniczący sejmiku Mirosław Marcinkiewicz, który tradycyjnie i bezkrytycznie broni marszałek Polak, a pytany o fakty zasłania się brakiem wiedzy lub niepamięcią. – Ja żałuję, że dopiero marszałek Polak złożyła zawiadomienie do prokuratury – mówił w Radiu Gorzów, zapominając o tym, że zrobiła to 1 lipca tj. cztery miesiące po tym jak o sprawie wiedzieli już wicemarszałek Jabłoński oraz dyrektor Kotylak, a dwa miesiące po tym, gdy do jej urzędu wpłynęło zapytanie z zawiadomieniem domniemanej ofiary. W jego słowach można wyczuć, że rozumie odpowiedzialność Jabłońskiego i Kotylaka. - Trzeba przyjrzeć się obowiązującym w urzędzie marszałkowskim procedurom, bo tam konkretne osoby mają określone obszary za które odpowiadają – stwierdził polityk.

Bez względu na to w jaki sposób potoczy się sprawa w prokuraturze i w sądzie, zawiedli konkretni politycy, a Platforma Obywatelska mocno straciła na wiarygodności. We wtorek spotkał się w tej sprawie zarząd regionalny ugrupowania w którym zdalnie uczestniczyła marszałek województwa. Według rozmówców GL rolę prokuratorów przyjęli przewodniczący partii, wicemarszałek oraz dyrektor Kotylak, a obsadzona w roli oskarżonej Polak musiała się tłumaczyć ze swoich wypowiedzi o tym, że o sprawie poinformowała partyjnych liderów w Warszawie. Czy poniesie odpowiedzialność? To w dużej mierze zależy od koalicjantów. – Rozmawiamy o sprawie, bo jest poważna. Trudno mi powiedzieć coś o odpowiedzialności marszałek Polak – stwierdził w Radio Zachód wicemarszałek Jędrzejczak. Swoją opinię wyraził też przedstawiciel PSL Cz. Fiedorowicz, choć zaznaczył, że nie rozmawiał na ten temat jeszcze z prezesem Stanisławem Tomczyszynem. – Tu pełna polityczna odpowiedzialność spoczywa na wicemarszałku Jabłońskim – powiedział.

Próbowaliśmy się skontaktować z wicemarszałkiem Tomczyszynem, ale przebywa z misją gospodarczą w Grecji, a rzecznik ugrupowania Arkadiusz Dąbrowski odmówił komentarza. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że nastroje w PSL w sprawie afery „praca za sex” są bardzo bojowe, ludowcy obawiają się, że brak jednoznacznego stanowiska i odcięcia się od winy konkretnych polityków PO, będzie rzutował na wizerunek ich parti. Na oficjalne stanowisko Lewicy raczej nie ma co liczyć, bo radni tego ugrupowania mają w sprawie wolną rękę. – Myśli pan, że ja w każdej sprawie dzwonię do Jędrzejczaka lub Jaworskiej i mówię im w jaki sposób mają głosować – odpowiedziała GL liderka formacji w Lubuskiem Anita Kucharska-Dziedzic

Robert Bagiński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.