Andrzej Muszyński tworzy białoryty. Unikalna technika plastyczna z Białegostoku

Czytaj dalej
Fot. Fot. Jerzy Doroszkiewicz
Jerzy Doroszkiewicz

Andrzej Muszyński tworzy białoryty. Unikalna technika plastyczna z Białegostoku

Jerzy Doroszkiewicz

Andrzej Muszyński, artysta plastyk z Poznania, z wyboru od ponad trzech dekad białostoczanin, nie ustaje w poszukiwaniach twórczych. Właśnie przygotował wystawę "Białoryty" stworzoną autorską, unikalną techniką.

Jak powstaje białoryt?

Andrzej Muszyński: Białoryt jest technologią autorską wymyśloną przeze mnie z prostej przyczyny. Wykonywałem bardzo wiele prac w najróżniejszych obiektach od hoteli po prywatne rezydencje i bardzo trudno było się efektem mojej działalności podzielić z innymi. Zdjęcia nie zawsze oddają rzeczywisty wygląd i stan dzieła. Pomyślałem, że przecież można zrobić to w formie obrazu. Zaczynam od konstrukcji z kątownika i płyty OSB do której przybijam siatkę tynkarską i narzucam tynk ekologiczny, czyli krótko mówiąc goldband. Po wygładzeniu i wyschnięciu jest to gotowe podłoże do drapania wszelkimi możliwymi narzędziami: od siekiery przez wszelkiej maści rylce, pilniki, młotki. Przybijam, przebijam, tworzę różne faktury. To absolutnie autorska technologia. Uważam, że spełniła swoje zadanie, ponieważ moje prace mogę nareszcie pokazać w galerii.

Czyli takie zwykłe malarstwo, czy grafika to już za mało?

Owszem, to jest troszeczkę więcej, takie połączenie najbardziej archetypicznej, że tak powiem, działalności człowieka, czyli rytu i jednocześnie malowania gdzieś po jaskiniach. I to w tej chwili otworzyło przede mną zupełnie nowe możliwości.

W dodatku można stosować na tych płaskorzeźbach kolory. Bo to są swego rodzaju płaskorzeźby, prawda?

Nie nie do końca płaskorzeźby, raczej relief czyli czyli ryt. A przy okazji – jeszcze nie powiedziałem – dlaczego białoryt. Po prostu - w Białymstoku to powstało i podłoże jest, umownie rzecz biorąc, białe.

Wśród wystawianych prac znalazł się właśnie „Sen o Białymstoku”. Jaki to jest sen? Jaki jest Białystok wyśniony przez Andrzeja Muszyńskiego?

Pierwowzorem była praca „Sen o Warszawie”, którą wykonałem na zlecenie architekta wnętrz, który miał pomysł, żeby w jednym z prywatnych apartamentów w Warszawie tak udekorować dużą ścianą. No i później urodził mi się ten pomysł ze snem o Białymstoku. Trwało to bardzo długo, bo to wbrew pozorom, bardzo trudny temat. Zajął mi około trzech miesięcy. Trzeba było znaleźć jakieś skróty, jakąś kwintesencję miasta. Wszystkie symbole i piktogramy, znaki na tym białorycie są mojego autorstwa. Tak kojarzą mi się z Białymstokiem. Są tam też moje projekty, które robiłem na na rzecz miasta choćby konkursy na logo. Wydaje mi się, że ktoś, kto nie zna Białegostoku i oglądałby mój białoryt, to myślę, że by go to mocno zainteresowało. Mamy dużo symboli religijnych: gwiazdę żydowską, krzyż prawosławny i katolicki, mamy półksiężyc, Pogoń, mamy orła, różne obiekty białostockie ujęte oczywiście skrótowo. Oprócz Pałacu Branickich, taki obiekt jest obowiązkowy, jest też domek napoleona, kościół Świętego Rocha i opera. Opera jest współczesna i to jest jeden z najlepszych, moim zdaniem, obiektów, które w ostatnich latach powstały w tym mieście. Jest Kawelin, jest pomnik księdza Jerzego Popiełuszki, którego jestem współautorem. Jest też mój samochód zabytkowy - Fiat, który tutaj był restaurowany, przywracany do życia po raz drugi w ciągu ostatnich 40 lat. Dużo, dużo elementów - trzeba po prostu popatrzeć.

Czyli Białystok Andrzeja Muszyńskiego okazał się tym wyśnionym miastem do życia?

Bez przesady, ale kiedy zobaczyłem pierwszy raz Białystok, to był chyba 1979 rok, to byłem naprawdę zauroczony tym miastem. Ono miało zupełnie inny charakter niż w tej chwili, bo było o wiele więcej starszej zabudowy. Nie będę mówił o Bojarach, bo to jest tak wyświechtane, że szkoda słów, ale jak wyglądały Młynowa, Angielska, Czysta - było tego mnóstwo. Mnóstwo było starych obiektów. One były oczywiście zapuszczone, ale miały okiennice, miały ogródki, koty spały na kamieniach, no fantastycznie. Białystok mi się skojarzył z takim miastem, które kilka lat wcześniej, bo w 1976 roku miałem okazję oglądać w Pakistanie, Kweta. To może być szokujące porównanie, ale tak mi się to skojarzyło - na pograniczu Afganistanu i Pakistanu.

Czy Białystok mocno różni się od Poznania – miejsca urodzenia i dorastania Andrzeja Muszyńskiego?

Czym różni się od Poznania? Wszystkim się różni od Poznania, w ogóle porównywanie Białegostoku i Poznania nie ma najmniejszego sensu. To są zupełnie różne miasta. To, że mieszkam w Białymstoku nie znaczy, że straciłem kontakt z Poznaniem - wręcz przeciwnie. Historia, wielkość skala, to wszystko jest naprawdę inne, zupełnie nie da się porównać.

Twórczość Andrzeja Muszyńskiego jest w różnych miejscach Białegostoku, ale nie zawsze widoczna. To sztuka użytkowa? Na przykład we wnętrzach Hotelu Branicki?

Robiłem pewne elementy wystroju, jest tam sporo moich różnych rzeczy. W Hotelu Branicki w oranżerii oraz na dole przy klubie cygarowym jest ściana, na której namalowałem Hotel Ritz w takim widoku, którego praktycznie nie ma nigdzie. Stworzyłem go na podstawie kilku zdjęć, bo oryginalna dokumentacja tego miejsca jest dosyć uboga.

No dobrze, to teraz z Białegostoku wyruszamy w taką dziwną przestrzeń. To będzie bardzo trudne pytanie, gdzie mieści się kraina Mujumuju? Tak zatytułowany jest cykl białorytów.

W mojej głowie się mieści. Najpierw zrobiłem jeden, później postanowiłem pociągnąć pewien temat, pewien pomysł na wykonanie i trudno było mi to jakoś nazwać, więc sobie tak wymyśliłem – Mujumuju.

Każde dzieło musi mieć nazwę?

Nie, nie musi mieć, ale dobrze jak ma. Czasami łatwiej odbiorcy się odnieść do tego, znaleźć coś swojego, coś można mu w ten sposób zasugerować. Rozmawiałem z kolegą, który wspominał, jak to kiedyś z Jurkiem Lengiewiczem rozmawiał o jego obrazach. Mówił, że nic w tym nie wiedział i nawet pytał Jurka, co on chciał przez to powiedzieć? A znam Jurka twórczość, więc na przykład jak jest abstrakcyjny obraz i on go tytułuje katedra, no to można się tego dopatrzeć.

Czyli to jest taka moja kraina?

Tak, moja.

A Wadi Musa?

Generalnie te wszystkie moje działania, prace mają odniesienia do przeszłości, do jakichś moich podróży, do czegoś, co widziałem gdzieś, kiedyś - to wraca. Na przykład wraca do mnie praktycznie bez przerwy mój półroczny wyjazd do Indii, który w czasach studenckich odbyłem z kolegami samochodem ciężarowym marki Star-Osinobus. Mam dzisiaj świadomość, że wtedy nas to przerosło.

Kultura Indii?

Nie, po prostu to, co żeśmy zobaczyli. To był taki natłok informacji. Oczywiście byliśmy przygotowani, ale po drodze był przecież Wiedeń, Jugosławia, Turcja, Syria, Irak, Iran. To po prostu był taki kop, że szok. To wraca do mnie, to cały czas wraca. 23 lata temu byliśmy z żoną na 5-tygodniowej wyprawie Turcja, Syria Jordania i byliśmy między innymi w Petrze. Miejsce, z którego się wyrusza nazywa się Wadi Musa. To jest po prostu miejscowość. Idąc do Petry wąwozem, a idzie się dosyć sporo, bo tam jest chyba z siedem czy ileś kilometrów w potwornym upale, skały wąwozu są fioletowo-pomarańczowo-różowe, jakieś takie wiatrem wysmagane i dlatego ta praca, którą zrobiłem tak mi się kojarzy z tym miejscem. To nie znaczy, że od początku myślałem, że nazwę ją Wadi Musa. Ta praca powstała inaczej niż poprzednie białoryty.

A jak?

Wcześniejsze białoryty były gładzone, były sprowadzane do powierzchni ramy, a tutaj ja zacząłem narzucać tynk, bo tak mi się zachciało, chciałem spróbować czegoś innego. To jest w ogóle ostatnia praca z tego cyklu.

Myślę, że można znaleźć w niej odniesienia, jakby ktoś bardzo chciał szukać takich ukrytych znaczeń, do amonitów, takich rzeczy znajdowanych w kopalniach wapnia, czy odbitych w piaskowcu?

To nawiązania do natury, do tego, co jest w dolinie Petry. Jak ktoś to widział i usłyszy tę nazwę, to natychmiast kojarzy.

Pomyślałem, przeglądając te prace, że idąc na wernisaż, trzeba zabrać ze sobą lupę, żeby dostrzec niuanse. Tak wiele w nich różnych szczegółów, różnych użytych narzędzi. A często przy wernisażu to wiadomo – wino, pogawędki, a można się przy nich przecież zatrzymać i dopiero dopatrzeć bardzo ciekawych rzeczy

One wymagają uważnego oglądu. Chociaż są spore, o wymiarach 1,5 metra na 1,5 metra i tam jest rzeczywiście mocne zagęszczenie szczegółów, spokojnie widać bez lupy (śmiech).

Białystok - czy to jest świetne miejsce do podróży? Na przykład nad Rospudę?

W przeciwieństwie do lokalsów, ja się bardzo dużo ruszałem i ruszam po Podlasiu. Naprawdę dobrze je poznałem, bardzo mnie to interesowało. Jeździłem po Polsce wiele razy i wiele lat, ale nigdy nie byłem w Białymstoku. Pierwszy raz byłem, jak wspomniałem, w 1979 roku. Zawsze Białystok był z boku. Byłem na Lubelszczyźnie, w Rzeszowskiem, w Kieleckiem, ale tutaj nie. Bardzo mnie to po prostu pociągało, ta przyroda. Łowię ryby, więc jeździłem nad jeziora wszelkiej maści. Faktycznie wszystkie tutaj objechałem.

Jakie jest takie ulubione miejsce na ryby?

Na ryby moim ulubionym miejscem są Wigry. Jest wiele fajnych jezior, ale Wigry przebijają wszystko. Mamy tam swoje miejsce na kemping pod klasztorem, dosłownie pod klasztorem, jest taki kemping „U Haliny”. Żona chodzi, jeździ rowerem po okolicach, ja łódką pływam sobie po szuwarach.

I biorą ryby w tych szuwarach?

Biorą, biorą. Wigry mają to do siebie, że są rezerwatem i tam jest ostro tępione kłusownictwo. Są przestrzegane pory tarła, wszystkie przepisy chroniące przyrodę. Jest sporo ryb, trzeba je oczywiście umieć złowić.

Praca mająca w tytule Rospudę jest wybarwiona na zielono – jak to się robi?

Po prostu te wyryte obiekty, powierzchnie zapuszczam farbą o określonym kolorze. Zaciągam to pędzlem, ściągam szmatą i wszystko.

Wiemy, że podłożem jest gładź, a farba?

To jest farba akrylowa artystyczna. Ma to do siebie, że jest laserunkowa, uzyskuje się świetlistość, nie ma takiej głuchoty obrazu.

W katalogu towarzyszącym wystawie można zobaczyć Andrzeja Muszyńskiego na tle takiej gigantycznej pracy - gdzie ona jest?

To jest praca, którą zrobiłem w Piasecznie pod Warszawą w biurowcu firmy farmaceutycznej. Właścicielka zamarzyła, by mieć takie coś, widząc moją robotę w Białowieży, gdzie w Hotelu Żubrówka jest bardzo dużo moich malowano-rytych ścian.

Czyli dotarła do białostockiego artysty przez Białowieżę?

Tak przez Białowieżę, zresztą nie ona jedyna. Było kilku, że tak powiem inwestorów, którzy zachłysnęli się Białowieżą i chcieli mieć coś podobnego. W podobnym stylu, bo tam też są te białoryty. One są wyryte w tynku i zapuszczone farbami. I to są właśnie te obiekty, których ja nie mogę pokazać. Zrobić zdjęcie w hotelu w Białowieży jest bardzo trudno, ponieważ tam jest bardzo kiepskie oświetlenie. To było w tym oświetleniu robione.

Po prostu – trzeba jechać na weekend do Białowieży!

Nie ma innego wyjścia – trzeba (śmiech).

Andrzeja Muszyńskiego nie ominął los innych białostockich artystów, nie ma już malarstwa w Orbisie, którego też nie ma przy Rynku Kościuszki, nie ma malarstwa ściennego w Famie…

Tam była taka namiastka, Orbis - to było ambitne, bardzo ciekawe. Po pierwsze dosyć spora skala i naprawdę się do tego przyłożyłem i ileś lat istniało, ale niestety przyszedł nowy dyrektor, który zaczął zmiany. Zmiany od zamalowania mojego obrazu.

Jak się człowiek czuje, kiedy widzi, że zamalowali jego pracę?

Fatalnie się czuję, bo coś umknęło, nawet nie mam porządnej dokumentacji, tylko kilka własnych zdjęć, nawet nie za dobrych.

To dość popularne podejście w Białymstoku. Tak samo znikło choćby malarstwo ścienne Krzysztofa Koniczka.

Należy wspomnieć nestora, czyli Antoniego Szymaniuka, którego prace poznikały z alei Piłsudskiego oraz mozaiki ze sklepu przy Rynku Kościuszki. Nie szanuje się tego, a ja uważam, że nawet jeżeli się zmienia przeznaczenie sklepu rybnego, robi się z tego, pizzerię czy cokolwiek - naprawdę to można uszanować. To tylko jest dobra wola właściciela wynajmującego architekta wnętrza.

Został za to pomnik Popiełuszki

Został pomnik Popiełuszki, został mural Zamenhofa, trochę prac w Cristalu, w Hotelu Branicki, jakieś tablice pamiątkowe, jedna wisi przy ulicy Sienkiewicza.

A jak to było z renowacją pomnika bohaterów getta?

To stara historia. Odnaleziony na cmentarzu komunalnym chyba przez przypadek stary obelisk, który wraz z ekshumacją pochowanych na Żabiej po prostu zakopano na cmentarzu komunalnym. Za prezydenta Lecha Rutkowskiego powstał pomysł, żeby to odtworzyć.

To było wyzwanie?

Bardzo ciekawe zadanie. Tam był kawałeczek miejsca, które trzeba było zagospodarować, coś tam zaproponować. No i trzeba było znaleźć technologię, żeby odtworzyć ten poobijany betonowy obelisk. Widniały na nim litery – polskie, hebrajskie. Pani Ewa Wroczyńska z muzeum w Tykocinie uczyła mnie i Stefana Rybiego, z którym wspólnie restaurowaliśmy ten obelisk, alfabetu jidysz i hebrajskiego.

A tak w ogóle - po co jest sztuka?

Nie wiem. W ogóle to czasami się zastanawiam, po co to komu, a szczególnie w dzisiejszych czasach?

No ale jakoś cały czas chce się coś robić?

No trzeba, więc to już jest chyba jakaś przypadłość? Nie powiem charakteru, ale gdzieś z góry coś ktoś zaprogramował, tak zwanego artystę, który musi coś robić, bo inaczej dostanie fioła. Także to dłubanie, malowanie, rzeźbienie, pisanie, to jest taki imperatyw, który… no nie ma, nie ma, zmiłuj się, po prostu trzeba coś robić.

Do końca życia?

Na ogół do końca życia, bo jak znam różne życiorysy kolegów, no to raczej nie idą na emeryturę tylko pracują, ile się da.

**********************

Katarzyna Hryszko, kurator wystawy "Białoryty": Na wystawie „Białoryty” Andrzej Muszyński pokazuje zestaw prac zrealizowanych w autorskiej technice łączącej cechy płaskorzeźby i malarstwa. Są to reliefy rytowane w masie gipsowej, wykonane na przestrzeni ostatnich kilku lat. Wielkoformatowe gipsoryty, umieszczone na stalowej siatce, tworzą oddzielne prace i mają możliwość zaistnienia w każdym wnętrzu, którego elementy są nierzadko współkształtowane przez artystę za pośrednictwem unikatowych rozwiązań na pograniczu sztuki i architektury. Relief na ścianie bywa wykonany rozmaitymi narzędziami: od pędzla, po różnej grubości dłuta, aż po siekierę. Muszyński używa też papierów ściernych i zróżnicowanych faktur strukturalnych. Każda warstwa nasycona rytami, drapnięciami, zarysowaniami, żłobieniami jest jeszcze barwiona. Zarówno jego duże, jak i małe formaty pełne są ukrytych detali, które trudno od razu wyłapać. Oprócz narracji czysto plastycznej zawierają one pewne szczegóły związane z Podlasiem, naturą i otaczającą nas rzeczywistością. Zachęcamy do poszukiwania tych ukrytych elementów.

Kim jest Andrzej Muszyński

Andrzej Muszyński urodził się w 1952 roku w Poznaniu. Jest absolwentem PWSSP w Poznaniu (dziś Uniwersytet Artystyczny), ukończył malarstwo. Pracę dyplomową wykonał w pracowni prof. Mariana Szmańdy w 1977 roku. Aneks dyplomowy z zakresu malarstwa w architekturze i urbanistyce zrealizował w pracowni prof. Zbigniewa Bednarowicza, natomiast z litografii – w pracowni doc. Lucjana Mianowskiego. Od 1984 roku mieszka w Białymstoku. W latach 1994-2005 udzielał się aktywnie w białostockim Okręgu Związku Polskich Artystów Plastyków i funkcjonującej przy nim galerii „Marszand”. Jest prezesem Stowarzyszenia Miłośników Starej Motoryzacji i Techniki „Moto-Retro”. Organizuje m.in. rajdy pojazdów zabytkowych.
Realizacją, którą Andrzej Muszyński wyraźnie zaznacza swoją obecność w Białymstoku, jest powstały w 2008 roku mural poświęcony Ludwikowi Zamenhofowi z okazji 94. Światowego Kongresu Esperanto. Znajduje się on na ślepej ścianie budynku przy ulicy Zamenhofa 26. Projekt ten zakładał wykonanie wielkoformatowego malarstwa ściennego, będącego integralnym elementem architektury. Poza malarstwem zajmuje się rzeźbą. Jest współautorem białostockiego pomnika księdza Jerzego Popiełuszki, odsłoniętego w czerwcu 1991 roku przez papieża Jana Pawła II. Muszyński jest laureatem w konkursie ogólnopolskim na projekt polichromii w kościele św. Wojciecha w Białymstoku (projekt został przeznaczony do realizacji).

Wystawa "Białoryty" Andrzeja Muszyńskiego będzie czynna od 19.02-21.03.2021 w Galerii im. Sleńdzińskich, przy ul. Legionowej 2. Wystawie towarzyszy pięknie wydany katalog. Wernisaż 19 lutego w godz. 18-20.

Jerzy Doroszkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.