Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu

Czytaj dalej
Fot. Marzena Bugala- Azarko / Polska Press
Agata Pustułka

Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu

Agata Pustułka

Pacjentka Aneta Daniel-Cudok jako pierwsza Polka przeszła operację usunięcia tętniaka wewnątrzczaszkowego z zatrzymaniem krążenia. Dziś czuje się bardzo dobrze i dziękuje lekarzom za to, że „po prostu” żyje. Ten zabieg był dla niej jedyną szansą. Dla specjalistów z bytomskiego szpitala był wyzwaniem.

Można powiedzieć, że „umierałam” trzy razy na krótkie chwile, aby żyć - mówi Aneta Daniel-Cudok z Bytomia. Neurochirurdzy z Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala nr 4 w Bytomiu przeprowadzili u niej wyjątkową operację usunięcia wewnątrzczaszkowego tętniaka. W czasie trwającego kilka godzin zabiegu właśnie trzy razy na około 30 sekund zatrzymywano u pani Anety krążenie, by w tym czasie zaklipsować, czyli zamknąć tętniaka specjalnym klipsem, a następnie go wyciąć. Choć zabieg odbył się w kwietniu tego roku, dopiero teraz lekarze o nim mówią. Cały czas kontrolowali stan zdrowia pacjentki, bo pierwszy raz wykonywali taki zabieg i chcieli mieć pewność, że wszystko przebiega zgodnie z planem także po szpitalu.

To pierwsza taka operacja w Polsce. Dziś można powiedzieć, że wszystko świetnie się udało. Pani Aneta nie jest w stanie wyrazić, jak wdzięczna jest za odważną decyzję lekarzy i swoją własną, bo była to dla niej podróż w nieznane.

- Gdyby nie ta decyzja, mogłabym już nie żyć albo być niepełnosprawna i jeździć na wózku. Ta świadomość, że ma się taki trochę odbezpieczony granat w głowie, jakim jest tętniak... To niełatwe do ogarnięcia, gdy przez całe swoje życie jest się zdrowym. Ale dzięki lekarzom z Bytomia, którzy odpowiedzieli na wszystkie moje pytania, byłam zdecydowana poddać się zabiegowi - dodaje.

Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Aneta Daniel-Cudok jako pierwsza Polka przeszła operację usunięcia tętniaka wewnątrzczaszkowego z zatrzymaniem krążenia

Tętniaki są wyjątkowo podstępne
Tętniaki mogą powstać na każdej tętnicy ciała, w każdym momencie naszego życia i do końca nie wiadomo, dlaczego powstają u jednych, a u innych nie. Z pewnością sprzyja im palenie papierosów, miażdżyca, wiek - np. u starszych mężczyzn częściej występują tętniaki aorty brzusznej. Ale tak naprawdę tętniaki mogą wystąpić także u osób młodych - pani Aneta ma dopiero 33 lata. Przyczyną ich powstania może być uraz albo stany zapalne. I... wiele innych powodów. Także genetycznych.

Najczęściej rozpoznawane są przypadkowo w czasie diagnozowania innych schorzeń albo... podczas sekcji zwłok. Zwykle powstają w miejscu, gdzie ściana jakiejś tętnicy jest słabsza. Przepływająca przez narażony fragment tętnicy krew powoduje powstanie balonika, bo duże ciśnienie krwi non stop rozszerza naczynie. To właśnie widoczne w tomografii komputerowej uwypuklenie w postaci woreczka różnej wielkości (od kilku do nawet ponad 25 mm) nazywamy tętniakiem. Ze względu na miejsce występowania można wymienić tętniaki aorty brzusznej, serca, mózgu, ale też tętnicy nerkowej. I wiele innych.

Powstając tętniaki początkowo nie dają żadnych objawów. Często żyjemy z nimi całe lata, bez żadnej świadomości choroby. Zresztą, gdy są małe i „nie rosną”, lekarze, gdy je „znajdą”, decydują się tylko na ich obserwację, a dopiero gdy zaczynają się powiększać, kierują pacjenta na operację. U wielu chorych niestety pękają, nie dając wcześniej żadnych dolegliwości. U innych, np. w przypadku tętniaka aorty piersiowej, sygnałem jego obecności mogą być chrypka, kaszel, ból w klatce piersiowej, a więc objawy dość nieoczywiste i wiązane często z innymi problemami.

- Zanim trafiłam do szpitala w Bytomiu, diagnozowałam się u lekarzy kilku specjalności. Nawet byłam u ginekologa - opowiada nam pani Aneta. - Moje dolegliwości zaczęły się w lutym tego roku. I to nagle, z dnia na dzień. Wcześniej byłam całkiem zdrowa, nic mnie nie bolało. Ale od tego feralnego zimowego dnia czułam się słabo, miałam męczące bóle głowy, a wzrok tak mi się pogorszył, że musiałam zmienić okulary. Cały czas czułam, że coś uciska mnie w głowie. Nie dawało mi to spokoju. Wreszcie trafiłam do neurologa, który zlecił mi rezonans, a następnie badanie tomografem komputerowym. Okazało się, że za wszystkie objawy odpowiedzialny jest właśnie tętniak wewnątrzczaszkowy - wspomina pani Aneta.

Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Aneta Daniel-Cudok jako pierwsza Polka przeszła operację usunięcia tętniaka wewnątrzczaszkowego z zatrzymaniem krążenia

Już w kwietniu znalazła się w szpitalu w Bytomiu. Mieszka w tym mieście, więc do znakomitych specjalistów nie ma daleko. To też szczęśliwa okoliczność.

- Dzięki lekarzom, którzy fantastycznie przygotowali mnie do zabiegu, nie byłam zestresowana. Wiedziałam, że muszę się poddać operacji, że to dla mnie szansa. Otrzymałam wszelkie wyjaśnienia. Przedstawiono mi wszystkie „za” i „przeciw”. Byłam tak zdeterminowana i optymistycznie nastawiona, że przespałam bez problemów całą noc przed zabiegiem, nie zażywając żadnych leków nasennych. W sumie byłam najspokojniejsza z całej rodziny, bo mąż szalał ze strachu, siostra przyjeżdżała z zagranicy pocieszać i płakała - uśmiecha się pani Aneta.

Fińska metoda w Polsce
Metodę leczenia tętniaków, jaką zastosowano u pacjentki w bytomskim szpitalu, do praktyki medycznej wprowadził prof. Juha Hernesniemi, wybitny fiński neurochirurg, który specjalizuje się w operacjach tętniaków różnymi sposobami, ale też guzów mózgu czy urazów kręgosłupa. Ma na swoim koncie wiele tysięcy zabiegów. Na szkoleniu w Helsinkach dwa razy był u niego dr Wojciech Chrobak, neurochirurg z Bytomia, który w operacji pani Anety asystował dr Jackowi Trompecie. Dr Chrobak spotkał słynnego Fina na jednym z kongresów w Polsce i skorzystał z możliwości odbycia stażu w kierowanej przez niego przez wiele lat klinice.

- W Helsinkach tego typu operacje są standardem. U nas jeszcze nowością - mówi dr Chrobak. - W Stanach Zjednoczonych coraz popularniejsza jest jeszcze inna nowatorska metoda. By dostać się do tętniaka, wycina się odpowiedni obszar w podstawie czaszki, co jest bezpieczniejsze dla pacjenta, bo dostęp do tętniaka jest łatwiejszy. Medycyna stale się rozwija. Trzeba, dla dobra chorych, szukać coraz lepszych metod diagnozowania i leczenia tętniaków - opowiada.

Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Aneta Daniel-Cudok jako pierwsza Polka przeszła operację usunięcia tętniaka wewnątrzczaszkowego z zatrzymaniem krążenia

Wybór sposobu leczenia tętniaka jest uzależniony od jego położenia, wielkości i kształtu oraz ogólnego stanu pacjenta. W przypadku pani Anety, po wielu dyskusjach, zespół z Bytomia uznał, że wykorzysta „fińską metodę”, ponieważ położenie rozpoznanego u niej tętniaka było tak niekorzystne, że istniało realne ryzyko jego pęknięcia i tym samym nawet śmiertelnego krwotoku w czasie próby jego odsłaniania.

Zaklipsowanie tętniaka ma na celu wyłączenie jego „worka” z krążenia, tym samym zabezpieczenie go przed ewentualnym pęknięciem. Ale niestety nierzadko, w czasie jego odpreparowywania, tętniak pęka i dochodzi do krwotoku. Przy pewnych jego umiejscowieniach zabezpieczenie krwotoku łączy się koniecznością zamknięcia ważnych dla funkcjonowania mózgu naczyń. Dlatego im mniejsze ciśnienie w naczyniach, tym mniejsze ryzyko masywnego krwotoku w przypadku pęknięcia tętniaka.

- Zatrzymanie krążenia, czyli zatrzymanie akcji serca, sprowadziło ciśnienie tętnicze krwi do zera, co w przypadku naszej pacjentki wyeliminowało groźbę pęknięcia tętniaka - ocenia dr Chrobak.

Otwarcie czaszki albo stent
Zwykle w leczeniu tętniaków stosowane są dwie metody operacyjne. Otwiera się czaszkę, przecinając jej kości, dostaje do tętniaka i po zaklipsowaniu go, usuwa się go z układu krążenia. Można się do niego także „dobrać” cewnikiem przez tętnicę udową i skutecznie wypełnić go materiałem (sprężynki tytanowe), na którym powstanie skrzeplina, a tętniak po pewnym czasie zarośnie. Zakłada się stent do tętnicy, czyli małe rusztowanie, które usztywnia naczynie - tak jak w leczeniu zawałów serca, gdy blaszką miażdżycową zarasta naczynie i trzeba je przetkać.

- Jest kilka metod kontrolowanego operowania pacjentów z tętniakami, które zabezpieczają chorych przed pęknięciem tętniaka. Ta zastosowana ostatnio u pani Anety jest po prostu jedną z kolejnych, do której mają dostęp pacjenci w Polsce - podsumowuje dr Chrobak. - W przypadku naszej chorej sprzymierzeńcami w wyborze „fińskiej metody” był jej młody wiek, a wskazaniem usadowienie tętniaka. Znajdował się blisko obramowań kostnych czaszki. Wybór innej metody mógłby być związany z koniecznością większej ingerencji, podawania np. leków przeciwpłytkowych, jak również wyłączenia z krążenia dużych naczyń doprowadzających krew do mózgu. Decyzja o wyborze tego właśnie scenariusza to efekt bardzo precyzyjnego zaplanowania każdego kroku, by zminimalizować wszelkie możliwe negatywne konsekwencje. Cały czas byliśmy w ścisłej współpracy z radiologiem, który odgrywa niezwykle istotną rolę, wskazując nam wszystkie czyhające na chirurgów „pułapki”. Daje nam dostęp do „mapy”, po której możemy się bezpiecznie poruszać, by jak najlepiej przeprowadzić zabieg.

Zawsze trzeba być czujnym
Tętniaki wewnątrzczaszkowe mogą dawać takie objawy jak guzy mózgu - przede wszystkim bóle głowy, nudności, zaburzenia widzenia. Jak pękną, mogą uszkodzić cały układ nerwowy do zgonu pacjenta włącznie. To sytuacja ekstremalna. Jeśli są małe, to u pacjenta może dojść do powiększenia się jednej ze źrenic, opadania powieki. Wtedy trzeba być czujnym i nie lekceważyć symptomów. Ale pęknięcie tych najmniejszych tętniaków na początku często powoduje tylko przejściowy ból - karku, potylicy. I tym bardziej trzeba być czujnym.

- Absolutnie nie wolno przejść nad takimi wydarzeniami do porządku dziennego, gdyż krwotok może się powtórzyć i kolejny będzie jeszcze bardziej intensywny, co powoduje, że jego konsekwencje mogą być większe. Najgroźniejsza sytuacja śródoperacyjna występuje wtedy, gdy dojdzie do pęknięcia ściany tętnicy i krwotoku - mówi dr Jerzy Pieniążek, neurochirurg i dyrektor bytomskiego szpitala.

Aneta musiała umrzeć trzy razy, żeby żyć. Wyjątkowa operacja neurochirurgów ze szpitala w Bytomiu
Marzena Bugala- Azarko / Polska Press Aneta Daniel-Cudok jako pierwsza Polka przeszła operację usunięcia tętniaka wewnątrzczaszkowego z zatrzymaniem krążenia

W czasie operacji pani Anety nad jej „powrotem do życia” w czasie wyłączania krążenia, czyli zatrzymania akcji serca, czuwał anestezjolog, który dbał, by u pacjentki epizody wyłączenia i powrotu krążenia przebiegły bez najmniejszych zakłóceń, tak, by uniknąć jakichkolwiek powikłań neurologicznych.

- Z anestezjologicznego punktu widzenia sprawa sprowadza się do precyzyjnej kalkulacji zysków i ryzyka dla pacjenta. Dla nas zawsze jego bezpieczeństwo będzie najważniejsze. Zysk to zaklipsowanie tętniaka tak, aby nie doszło do żadnych konsekwencji neurologicznych, np. w postaci udaru - wyjaśnia dr Marek Czekaj, anestezjolog, który uczestniczył w zabiegu. - Oczywiście przeprowadzenie każdej operacji wymaga zgrania między członkami zespołu. Nie wyobrażam sobie inaczej. W każdym wypadku musimy być jak orkiestra. Nie mogliśmy sobie pozwolić na żaden błąd. W sumie rozumiemy się bez słów i mamy do siebie bezwzględne zaufanie, co jest niezbędnym elementem w naszej pracy.

Dr Czekaj nie ukrywa, że ta pionierska operacja wymagała jednak żelaznych nerwów.

- Wyłączenie krążenia trwa do kilkudziesięciu sekund. Musi ono powrócić spontanicznie, a tego nigdy na sto procent nie możemy przewidzieć, bo to jest „tylko” medycyna, „tylko” życie. Zawsze trzeba być przygotowanym do podjęcia akcji reanimacyjnej. Ale to jest oczywiste w każdej sytuacji, która zawsze może się zdarzyć podczas zabiegu. W tym wypadku młoda pacjentka nie miała żadnych obciążeń kardiologicznych. Wcześniejsze badania, analizy zdecydowały, że podjęliśmy się takiej właśnie operacji. To była dla pani Anety najlepsza opcja - dodaje dr Czekaj.

Wyrzucam te okulary
Pani Aneta na co dzień pracuje na poczcie w Bytomiu. Lubi swoją pracę, a teraz po swoich wszystkich przeżyciach planuje z radością przyszłość. Na razie przebywa na zasiłku rehabilitacyjnym. Jest pod stałą kontrolą lekarzy i co jakiś czas będzie musiała mieć badania, m.in. tomografem.

- To konieczne, ale czuję się świetnie. Jestem tak wdzięczna lekarzom. Są ludźmi o złotych sercach - mówi kobieta i dodaje ze śmiechem: - Mogę spokojnie wyrzucić te mocniejsze okulary do kosza na śmieci. Już mi nie są potrzebne. Widzę dobrze w swoich starych.

Agata Pustułka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.