CBA trzęsie Lublinem, kto trzęsie CBA?

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Jakubowski
Sławomir Skomra

CBA trzęsie Lublinem, kto trzęsie CBA?

Sławomir Skomra

W chełmskim liceum wybierał ławki na końcu sali. Był dobry z historii. Dziś mówią o nim „pies gończy”. Ernest Bejda rządzi jedną z najważniejszych służb specjalnych w Polsce.

Dla kogoś, kto szalenie dokładnie nie śledzi polskiej polityki, fakt, że Ernest Bejda pod koniec zeszłego roku został tymczasowym szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a niedługo później pełnoprawnym szefem służby, mogło być zaskoczeniem.

Ale wybór Bejdy był jak najbardziej uzasadniony. 43-letni Bejda to bliski współpracownik Mariusza Kamińskiego, dziś koordynatora służb specjalnych. To właśnie Kamiński i Bejda za rządów PiS stworzyli ustawę powołującą w 2006 r. CBA do życia. Bejda był też zastępcą Kamińskiego, gdy ten kierował CBA.

Cztery uderzenia

Ostatnio działania CBA wstrząsnęły lubelską polityką. Najpierw, w sierpniu, po kontroli przeprowadzonej (na podstawie otrzymanego anonimu) w Porcie Lotniczym Lublin agenci donieśli do prokuratury na prezesa lotniska Krzysztofa Wójtowicza. Zdaniem CBA, port stracił na współpracy z rumuńskim przewoźnikiem Carpatair, który przez krótki okres latał z Lublina do Rzymu. Chodzi w sumie o 800 tys. euro. Na tę kwotę ma się składać zatrzymana przez Rumunów kaucja i zapłacenie linii lotniczej za promocję.

- Śledztwo trwa. Przesłuchiwani są świadkowie, gromadzona jest dokumentacja. Nikomu nie zostały przedstawione zarzuty - mówiła nam niedawno Agnieszka Kępka, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Po miesiącu CBA doniosło na marszałka województwa Sławomira Sosnowskiego i jego zaufanego podwładnego Sławomira Struskiego, dyrektora Departamentu Rolnictwa w Urzędzie Marszałkowskim. Tym razem chodziło o wydanie decyzji powołujących do życia rolnicze grupy producenckie. Dzięki temu te grupy zyskały możliwość ubiegania się o dotacje unijne. CBA ma zastrzeżenia do kilku decyzji, co miało skutkować otrzymaniem z UE ponad 22 mln zł.

Ernest Bejda jest pełnoprawnym szefem CBA od lutego tego roku

- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Kompletnie nic. Zaczęła się walka rządu z samorządem - mówił wówczas Sosnowski.

Prokuratura też pracuje nad tą sprawą.

CBA dało odetchnąć lubelskim politykom tylko na chwilę, bo na początku listopada agenci znów poszli do prokuratury w sprawie lotniska. Tym razem chodziło o czerwcowy wyjazd 96-osobowej grupy osób do Izraela. Była to misja gospodarczo- -kulturalno-promocyjna, za którą port zapłacił 1,2 mln zł (CBA uważa, że 1,5 mln zł). Agenci uznali, że lotnisko znacznie przepłaciło za zamówioną usługę.

Jednak prawdziwy cios ze strony służb nadszedł kilka dni temu. Po wielomiesięcznej kontroli CBA złożyło do Rady Miasta wniosek o wygaszenie mandatu Krzysztofa Żuka, prezydenta Lublina. Agenci uważają, że Żuk złamał przepisy (ale nie popełnił przestępstwa), zasiadając do początku tego roku w radzie nadzorczej PZU Życie.

CBA argumentuje, że w tej spółce Skarb Państwa nie ma przynajmniej połowy udziałów lub akcji, a taki jest wymóg ustawy antykorupcyjnej. Agenci wytykają też, że formalnie Żuka do rady nie zgłosił Skarb Państwa, tylko PZU.

Żuk tłumaczy, że przepisów nie złamał i ma na to dowody, których jednak CBA nie chciało poznać i uwzględnić.

Radni mandatu Żuka nie wygasili, ale ten festiwal będzie jeszcze trwał, bo teraz sprawą na wniosek CBA zajmie się wojewoda.

Sam Krzysztof Żuk na sesji, na której decydowano o jego mandacie, pytał, czy wzmożone działanie CBA może mieć związek z tym, że szef służby jest z Lublina.

- Oczywiście wiedziałem o zainteresowaniu moją osobą i pełnieniem funkcji członka rady nadzorczej PZU Życie SA ze strony polityków PiS, ale nie sądziłem, że zdecydują się wykorzystać CBA do postawienia mi zarzutu naruszenia prawa - mówi nam prezydent Żuk.

PiS wszystkiemu zaprzecza. Poseł Krzysztof Michałkiewicz, pełnomocnik PiS w okręgu lubelskim, publicznie mówił: - Nic nie wiem, żebym cokolwiek robił, jeśli chodzi o jego funkcjonowanie jako prezydent. To duże nadużycie. Mówiąc wprost: pan prezydent mija się z prawdą, bo na pewno Prawo i Sprawiedliwość nic nie robiło w tej sprawie.

Zakon sprawiedliwych

Wróćmy jednak do Ernesta Bejdy, bo on może być strategicznym elementem w każdej z tych spraw.

Uściślijmy, że Bejda nie jest z Lublina, jak mówi prezydent, tylko pochodzi z Chełma. Studiował prawo na UMCS, zaraz potem odbył aplikację prokuratorską w Warszawie. Wtedy już na dobre związał się z Warszawą i wielką polityką. Pracował w Generalnym Inspektoracie Celnym, następnie praktykował jako adwokat. W 2005 r. Kamiński ściągnął Bejdę do pracy nad programem zwalczania nadużyć w instytucjach publicznych. Do dziś o Kamińskim i Bejdzie w PiS mówią „zakon sprawiedliwych”.

Bejda odszedł z CBA w 2009 r., gdy premier Donald Tusk odwołał Kamińskiego ze stanowiska. Potem był świadkiem w sprawach przeciwko kierownictwu CBA o przekraczanie uprawnień w zakresie m.in. nadużywania prowokacji policyjnej. Bejda bronił wydawanych przez Biuro decyzji. Zaznaczmy, że za działania podczas afery gruntowej sąd skazał Kamińskiego, ale ułaskawił go prezydent Andrzej Duda.

Koniec sali

Krzysztof Grabczuk (PO), wicemarszałek województwa pochodzący z Chełma, o Bejdzie: - Trochę go kojarzę. Chodził tu do II LO. Po jego ukończeniu wyjechał do Lublina, potem do Warszawy i właściwie tyle o nim wiem - mówi.

Szef CBA wychował się na jednym z chełmskich blokowisk. Inny chełmski polityk dodaje, że rodzice Bejdy to „niewyróżniający się zwykli ludzie”.

- Z tego, co kojarzę, to on sam też nie udzielał się społecznie czy politycznie. Nie wychylał się - dodaje.

Agata Fisz, prezydent Chełma, chodziła do jednej klasy z Ernestem Bejdą. Maturę zrobili w 1992 roku. Fisz od razu zastrzega, że spraw politycznych nie chce komentować.

- Wspominam Ernesta Bejdę jako sympatycznego, życzliwego kolegę. Był w klasie lubiany. Imprezy? Przychodził tak, jak chyba każdy w tym wieku. Pamiętam też, że bardzo lubił historię - wspomina pani prezydent. Rodziców szefa CBA nie kojarzy.

- Pamiętam, że na lekcjach siedział raczej pod koniec sali niż w pierwszej ławce - mówi Agata Fisz. - Nie widuję go w Chełmie. Ostatni raz było to na zjeździe z okazji 20-lecia matury. Ernest wtedy przyjechał i było bardzo miło - wspomina.

To odcięcie się od Chełma i Lublina sprawiło, że Bejda podczas wyborów w 2011 roku, gdy startował z chełmskiej listy PiS do Sejmu, był traktowany jako spadochroniarz, wpisany na listę w Warszawie.

Bejda miał znakomitą, trzecią pozycję na liście. To tzw. miejsce biorące, bo mandat jest niemal pewny. - Nie przypominam sobie, żeby robił jakąś kampanię. Nie wiem, czy w ogóle chciał zostać posłem. Nie jest z tych, którzy udzielają się medialnie, a taka też jest rola polityka - mówi nam jeden z lokalnych posłów PiS.

Tyle że Bejda posłem nie został. Zagłosowało na niego tylko 4,5 tys. osób.

Tajny szef tajnych służb

Chcieliśmy porozmawiać z Bejdą. Ale rzecznik prasowy CBA Temistokles Brodowski odpisał na naszą prośbę krótko: - Bardzo dziękujemy za zaproszenie. Będziemy je mieli w pamięci, jednak na tę chwilę szef CBA nie udziela wywiadów.

Bejdy w ogóle nie ma w mediach. Nie rozmawia z dziennikarzami, nie przychodzi do programów telewizyjnych i radiowych, nie błyszczy. Jego zdjęcia nie ma też na stronie www CBA. Można to zrozumieć, bo czy nie tak właśnie ma się zachowywać szef służb?

Samo CBA, gdy zaczął tam rządzić Bejda, też się mocno utajniło. Jeszcze do niedawna na stronie internetowej Biura nie było nawet podanych numerów telefonów do biura prasowego. Kiedy dzwoniliśmy na centralę, słyszeliśmy: - Oni nie mają telefonów, proszę wysłać maila.

To się na szczęście zmieniło, ale i tak CBA pozostaje skrajnie tajne. W ostatnich latach - jeśli dziennikarz miał dobre kontakty i odpowiednie numery telefonów zapisane w notesie - zdarzały się przecieki do mediów. Można też było zdobyć nieoficjalne informacje. Po zmianie władzy i nastaniu Bejdy w CBA to się skończyło.

Kiedy pytamy o Bejdę lubelskich polityków, ci rozkładają ręce. - Trudno go traktować jak lubelskiego polityka. W ogóle trudno mówić o nim jako o polityku - mówi nam jeden z lubelskich posłów PiS. - Nigdy nie miałem z nim kontaktu i chyba niewiele osób miało - przyznaje.

Bejda nie figuruje też w internetowym słowniku biograficznym UMCS. Działa on na zasadzie, że każdy z absolwentów sam się zgłasza do słownika i osobiście wpisuje informacje o sobie.

Szefa CBA nie ma też oczywiście na portalach społecznościowych, nie ma śladu po tym, żeby miał stronę internetową z wyborów w 2011 r. Na przestrzeni ostatnich lat kilka razy był gościem w Telewizji Trwam.

„Pies gończy”

Jaki jest prawdziwy Bejda? Ma opinię pracoholika. Kiedy w CBA był zastępcą Mariusza Kamińskiego, ze względu na stan zdrowia przerwał pracę na kilka miesięcy. Wrócił do obowiązków jeszcze w czasie rehabilitacji.

Słyszymy też, że nie jest to człowiek do siedzenia za biurkiem. Podczas ostatnich rządów PiS Bejda w CBA nadzorował najważniejsze operacje specjalne. Były to np.: zatrzymanie posłanki PO Beaty Sawickiej, afera hazardowa czy afera gruntowa, która w 2007 r. doprowadziła do rozpadu rządowej koalicji PiS - LPR - Samoobrona, a w efekcie przyśpieszone wybory.

- To świadczy, że Bejda jest odpowiednim człowiekiem do kierowania CBA. Nie stosuje taryfy ulgowej dla nikogo, nawet jeśli jego działania zaszkodzą samemu PiS. Bejda to taki „pies gończy”, ale nie działa na zlecenie polityczne, tylko w interesie państwa - mówi nam jeden z lokalnych polityków tej partii.

Tyle że obecne działania CBA wobec Krzysztofa Żuka pozostawiają kilka pytań.

Przecież to sam Żuk, gdy był wiceministrem skarbu państwa (2007 - 2009) osobiście wystąpił do ówczesnego koordynatora służb specjalnych Jacka Cichockiego i szefa CBA, którym był wtedy... Mariusz Kamiński, o ustanowienie „tarczy antykorupcyjnej” nad nadzorowanymi przez resort skarbu spółkami. - Praktyką było, że służby, w tym CBA, sprawdzały osoby powoływane do rad nadzorczych i zarządów. Tak było także w przypadku grupy PZU SA. CBA ma zresztą wpisane te zadania w ustawę stanowiącą podstawę prawną działania tej służby - mówi Żuk i konkluduje: - Tak więc moje powołanie do rady PZU Życie z całą pewnością wiązało się z przekazaniem tej informacji do CBA. Zarówno za 2014, jak i 2015 rok składałem oświadczenia majątkowe, które CBA ma obowiązek badać i wiem, że badało. W oświadczeniach tych jest podana informacja o pełnieniu członka rad nadzorczych spółek PLNG SA i PZU Życie wraz z korporacyjnie ustalonymi wynagrodzeniami.

Dopiero się zacznie?

Odpowiedzią na te słowa może być wrześniowe wystąpienie Bejdy w Sejmie, kiedy prezentował raport o działalności CBA.

- W ubiegłych latach CBA zasadniczo nie zajmowało się sprawami dotyczącymi kluczowych interesów państwa oraz osób wysoko postawionych - mówił i obwinił za to polityków PO - PSL: - Ówczesne czynniki rządowe nie oczekiwały wiadomości złych.

CBA, według Bejdy, miało też znacznie ograniczyć stosowanie operacji z udziałem funkcjonariuszy „pod przykryciem”.

- To jest bardzo dobry instrument, jeśli chodzi o zwalczanie korupcji - zaznaczył w Sejmie szef CBA.

Te słowa można rozumieć jako zapowiedź powrotu do metod CBA znanych z czasów poprzednich rządów PiS, to wtedy np. takimi akcjami zasłynął „agent Tomek”, czyli Tomasz Kaczmarek.

Lubelscy politycy PO, PSL, pracownicy urzędów Marszałkowskiego i Miasta są przekonani, że ostatnie wydarzenia są dopiero początkiem akcji CBA w Lublinie. Obstawiali jednak, że agenci do miasta wkroczą na początku przyszłego roku, po zakończeniu kompleksowej kontroli u marszałka.

Stało się to wcześniej. Już kilka tygodni temu szefowie miejskich spółek zostali uczuleni, że mogą się spodziewać wizyty agentów CBA.

- Nie da się naprawić już popełnionych błędów w dokumentach, ale do nowych żadnych zastrzeżeń podczas kontroli ma już nie być - mówi nam ważna osoba w ratuszu.

Sławomir Skomra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.