Dlaczego mam płacić na ojca darmozjada?

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Lina Szejner

Dlaczego mam płacić na ojca darmozjada?

Lina Szejner

Państwo nie potrafi skutecznie wyegzekwować alimentów należnych dzieciom od ojców, 
ale niech tylko te dzieci dorosną, 
„wyjdą na ludzi”, a tatuś znajdzie się w potrzebie, wtedy wyciąga rękę po alimenty na siebie.

Antoni przekroczył trzydziestkę. Skończył studia, pracuje, ma żon ę i dwoje dzieci, kredyt na mieszkanie oraz mamę, której wiele zawdzięcza. Ojca prawie nie pamięta. Odszedł od rodziny, gdy on i brat mieli zaledwie po kilka lat. Podobno wyjechał za granicę. Antek nie tęsknił za nim. Matka starała się, by nie odczuwali jego braku. W domu było dość ubogo, ale serdecznie i bezpiecznie. I on, i brat skończyli studia, pożenili się, pobrali kredyty na mieszkania i kiedy ich mamie wydawało się, że wreszcie osiągnęli wymarzoną stabilizację, pewnego dnia do drzwi domu Antka zapukał pracownik socjalny z „opieki”.

Powiedział, że przychodzi w sprawie... alimentów na ojca.

- Myślałem, że to tylko zły sen - wspomina mężczyzna tamten moment. Okazało się, że ojca deportowali z Niemiec. Co tam robił tyle lat - nie wiadomo. Wiadomo jedynie tyle, że nie wypracował emerytury, nie ma żadnej renty, a wymaga całodobowej opieki w DPS-ie. Miesięczny koszt pobytu w takiej placówce to ponad 3 tys. zł. Gmina, zgodnie z przepisami, szuka więc dzieci, które za to zapłacą.

Zmiany w kodeksie karnym. Za niepłacenie alimentów można trafić do więzienia? (x-news/Dzień Dobry TVN)

- Niestety, od obowiązku alimentacyjnego na rodziców w złej sytuacji nikt nie jest zwolniony - tłumaczy Małgorzata Kozak, wicedyrektor MOPR w Opolu. - Nawet jeśli syn czy córka przebywali w domu dziecka. Mieliśmy nawet taki przypadek, że dorosła już dziewczyna myślała, że jest sierotą, a o tym, że ma matkę, która żyje, dowiedziała się dopiero wtedy, kiedy zjawił się u niej pracownik socjalny, który ją odnalazł i uświadomił, że musi płacić alimenty, bo matka jest bez środków do życia.

- Właśnie pracownicy socjalni mają obowiązek odnaleźć dzieci osób, które są stare i schorowane, bez dochodów i dopiero wtedy przypominają sobie, że mieli rodziny, a nawet znają ich adresy - mówi Agata Kulinicz, kierownik rejonu opolskiego MOPR. Dla tych ostatnich wizyta jest nie tylko wielkim zaskoczeniem, ale nierzadko powrotem do traumatycznych przeżyć, bolesnych nie tylko w przenośni. Tak było na przykład wtedy, gdy odnaleźliśmy jednego z synów człowieka, który kiedyś znęcał się nad nimi, a dziś przebywa w domu pomocy. Jeden z synów jest niepełnosprawny, więc został zwolniony z alimentów, ale drugi musi płacić. Po negocjacjach z ośrodkiem pomocy społecznej i drobiazgowych wyliczeniach własnych obciążeń, stanęło na tym, że co miesiąc ma on przesyłać przekaz na kilkaset złotych. Czuje się tym mocno skrzywdzony i swój protest wyraża w dopisku na przekazie - „na darmozjada”.

Zgodnie z przepisami ustawy o pomocy społecznej, jeśli człowiek wymaga opieki całodobowej w DPS, wówczas płaci za pobyt 70 proc. swoich dochodów, a resztę dopłaca gmina. Te same zasady dotyczą wszystkich pensjonariuszy, niezależnie od tego, czy przepracowali po kilkadziesiąt lat i przy niskich płacach naliczono im niskie emerytury, czy też nie pracowali, trudnili się zbieractwem i całe życie korzystali z pomocy różnych charytatywnych organizacji oraz państwa. Na starość jedni i drudzy spotykają się w tych samych domach opieki społecznej, w takich samych warunkach i - jakby na ironię - tych pracowitych także nie stać na opłatę za pobyt.

W Opolu MOPR kieruje do domów pomocy społecznej ok. 300 osób. Dopłaca do tego 6 mln zł, a trzeba wziąć pod uwagę, że społeczeństwo się starzeje, a związki rodzinne osłabiają się także z powodu wyjazdów młodych ludzi za granicę. Coraz bardziej powszechny stał się proceder niepłacenia alimentów. Mężczyźni (bo to głównie ich dotyczy) nierzadko decydują się z tego powodu pracować na czarno. Nie płacą składek, zatem nie wypracowują sobie emerytury ani renty.

Kiedy się zestarzeją i nie będą mieli żadnych dochodów, stają przed powiatową komisją orzecznictwa. Jeśli w ich przypadku zostanie orzeczony znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności, wówczas otrzymają od państwa stały zasiłek (604 zł), a gdy będą wymagać opieki całodobowej, wówczas, niezależnie od tego, ile wynosi ich dług alimentacyjny wobec państwa, znajdą dach nad głową, wikt i opierunek w DPS-ie. Za ich pobyt zapłaci gmina, która - aby nie zbankrutować - szuka dzieci, które dopłacą do „interesu”.

Średnio w gminie dopłaca się do takiego pensjonariusza 2 tys. zł miesięcznie. Dużo. Dlatego szukają one „sponsorów”, którymi zgodnie z przepisami mają być dzieci.

- Nie ma co ukrywać, że jest nam żal takich ludzi - mówi Maria Jabcon, pracownik socjalny MOPR. Z największym trudem wydobywali się z tego, co im zafundowano w domu rodzinnym, zdobyli zawód, założyli rodziny i kiedy wydawało im się, że wreszcie są na prostej, dopada ich nowa trauma. Zgodnie z przepisami, jeśli jest w takiej rodzinie ktoś chory, niepełnosprawny lub bezrobotny, wówczas można umówić się na niższą kwotę alimentów, niż wynosi koszt DPS-u, lub nawet na pewien czas zwolnić z ich płacenia. Ale co pół roku musimy ponownie badać sytuację i jeśli się poprawi, wzrosną alimenty. Ci ludzie legalnie pracują, mieszkają pod konkretnym adresem, więc ich znalezienie przez komornika nie jest problemem.

Kilka lat temu odnalazł się nagle w noclegowni ojciec młodej Opolanki, która była oburzona, gdy dowiedziała się, że nie ma on dochodów i - jako córka - ma płacić za pobyt mężczyzny w DPS-ie. Rozsierdzona tym faktem, przez internet skontaktowała się z innymi osobami, które również nie zaznały od ojców niczego dobrego, a przez lata zmagały się ze wspomnieniami alkoholowych libacji, bicia i upokorzeń. Stowarzyszenie działało krótko, ale ma na swym koncie pewien sukces. Otóż w 2015 r. do ustawy wpisano, że dzieci, których rodzice zostali pozbawieni przez sąd praw rodzicielskich, nie będą płacić na nich alimentów. W stosunku do tych osób, które są już dziś dorosłe, niczego to jednak nie zmienia.

Joanna, która ma szanse na to, by sąd pozbawił jej męża praw rodzicielskich w stosunku do synów, dotąd nie chciała tego robić. Ich ojciec wyjechał do Niemiec i nie wiem, gdzie przebywa, bo się z nami nie kontaktuje. Nie chciałam burzyć spokoju chłopców, narażać na rozmowy z psychologami, powracać do złych czasów, ale myślę, że to będzie konieczne. Chyba lepiej przez krótki czas narazić ich na przykrości, niż przez zaniechanie spowodować, że kiedyś będą na ojca płaciły latami.

- Sądy powinny działać bardziej zdecydowanie zwłaszcza w stosunku do małych dzieci, które po pozbawieniu praw rodzicielskich mają jeszcze szanse na adopcję uważa Lidia Kaczyńska-Pampuch, dyrektor Domu Dziecka przy ul. Powstańcow Śl. w Opolu.

- Myślę, że upowszechnienie informacji o przyszłych alimentach spowoduje, że i w stosunku do rodziców starszych dzieci częściej będą one orzekać odebranie władzy. Teraz bardziej zwraca się uwagę na to, by podtrzymywać nawet kruche więzi rodzinne, bo - wbrew pozorom - dzieci bardzo potrzebują rodziców. Często bywa tak, że gdy dorosną, wybaczają i pomagają im nawet. Chodzi jednak o to, by nie były do tego zmuszane.

Lina Szejner

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.