Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Magdalena Baranowska-Szczepańska

Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Przyjaźniłyśmy się na studiach. Potem każda z nas poszła swoją drogą. Ona wybrała szkołę, ja redakcję. Miałyśmy sporadyczny kontakt. Odezwała się nagle i napisała: Mam raka. Przyjedź, opowiem ci o nim. Ty opowiesz innym.

Bałam się swojej reakcji, gdy ona otworzy drzwi. Wiedziałam przecież, że rak piersi to chemia i utrata włosów. Jadąc samochodem na spotkanie, pomyślałam jednak, że jak pociekną mi łzy, to nie będę ich hamować. Nie chciałam niczego udawać. Nie musiałam.

Karolina pewnie stanęła w drzwiach swojego domu i wyglądała świetnie! Krótkie włosy, pełen makijaż, ulubiony zestaw, czyli długie spodnie, buty na obcasie i cardigan. Do tego gustowny naszyjnik i uśmiech. Ten sam, co przed laty.

Za wcześnie na umieranie

Karolina Wolińska ma 43 lata, dorosłego syna z pierwszego małżeństwa i 5-latka z drugiego małżeństwa.

Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie
Grzegorz Dembiński - Postanowiłam żyć tak, jakby raka nie było. Kinga, moja bliska przyjaciółka, mówiła: Wiesz, my wszyscy czasem zapominamy, że masz raka. Bo tak się zachowujesz, jakbyś była zdrowa - mówi Karolina Wolińska i dodaje: Bo w życiu, jak mawiał Marek Edelman, najważniejsze jest samo życie

- Myślę, że mam raka ze stresu. Życie mnie nie rozpieszczało. Na studiach ukochany złamał mi serce, potem wyszłam za mąż i nie trafiłam najlepiej. Rozwód kosztował mnie sporo nerwów. Kiedy po kilku latach odzyskałam wiarę w ludzi, ponownie wyszłam za mąż, urodziłam dziecko i zbudowaliśmy dom, zachorowała moja mama. Przez rok jeździłam do ośrodka, w którym się znajdowała, i pomagałam jej dojść do formy - opowiada Karolina i dodaje, że choroba to zjawisko, które jej nie dotyczyło. - Choruję co prawda na bielactwo, katar sienny, od czasu do czasu miewam grypę i pochodne, ale rak? Ależ skąd, wszyscy, tylko nie ja.

Karolina zawsze była energiczna, biegała, zdrowo się odżywiała, nie miała nadwagi, nie paliła papierosów, nie piła alkoholu. Jedynym jej grzechem były słodycze.

Sądziła, że prawdopodobnie w przyszłości będzie chorować na wieńcówkę, cukrzycę lub osteoporozę. To typowe choroby w jej rodzinie. Nigdy nie rozumiała kwękających, utyskujących, marudzących równolatków, którzy opowiadali o swoich dolegliwościach.

- „Pani doktor, ja jestem zupełnie zdrowa, mam tylko raka” - pamiętam, że wygłosiłam to zdanie w gabinecie lekarza chemioterapeuty. Pani doktor uśmiechnęła się. A mnie to zdanie dodało sił. Sprawiło, że rak stał się czymś odrębnym, czymś obok mnie - wspomina.

Szukając swojego sposobu na pokonanie choroby, sięgnęła do filmu Roberto Benigniego „Życie jest piękne”.

- Tak jak ojciec osłaniał swojego syna przed potwornością w Auschwitz, tak ja postanowiłam nieco żartobliwie z przyklejonym do mnie rakiem przejść przez resztę życia, ale ochronić bliskich

- opowiada.

I wyznaje, że stworzyła listę rzeczy, które są potrzebne w gromadzeniu siły. - Zbudowałam zasadę, swoją własną mądrość: wyzdrowienie to splot wielu czynników, z których wyodrębniam trzy grupy: siła organizmu, nastawienie własne oraz reakcja organizmu na leki.

Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie
Grzegorz Dembiński

Wszystko to jednak okazałoby się niewiele warte, gdyby nie bliscy, ich troska i wsparcie. Mąż daje Karolinie pewność, że wciąż jest dla niego ważna, piękna i potrzebna. Dorosły syn o chorobie mamy dowiedział się tuż przed zabawą sylwestrową. Przyjął to spokojnie. Młodszy nie rozumie wszystkiego, ale cieszy się z tego, że mama jest w domu i po przyjściu z przedszkola może z nią spędzać czas. Wie, że jest nieco słabsza niż zwykle, ale to przecież minie.

- Jestem zupełnie zdrowa, tylko że mam raka, stało się pierwszą, podstawową zasadą mojego myślenia. 43 lata to przecież za wcześnie na umieranie. Mam męża, dzieci, całą rodzinę, przyjaciół, plany - mówi Karolina.

Diagnoza

Przed chorobą nie robiła mammografii, USG. Zwykle piersi badała sobie sama. W październiku 2017 roku miała mnóstwo spraw na głowie. Synek miał kaszel, starszak planował przyszłość po maturze, która go niebawem czekała, a ona planowała szkolną wycieczkę w Karkonosze i właśnie wtedy wyczuła, że „coś” tam jest.

To pewnie włókniak, torbiel czy inny gruczoł, mówił mąż. Koleżanki uspokajały, że tak pewnie jest. Po wycieczce poszła do lekarza. USG wykazało, że to torbiel. Wskazana była jednak biopsja.

- Po wynik biopsji cienkoigłowej szłam jak panna na bal, bo lekarz, który mnie badał, zapewniał, że to nic groźnego - wspomina. Biopsja pokazała, że w piersi są „komórki raka”. Wynik biopsji gruboigłowej był jeszcze gorszy.

- Zobaczyłam tę diagnozę w oczach lekarza, który patrzył na kartkę papieru. Dla mnie to były nowe, obce wyrazy i symbole, których wcześniej nie widziałam. Wszystkie mieniły mi się w oczach i skakały po kartce. Widzisz, człowieku, swój PESEL, swoje imię i nazwisko, widzisz: nowotwór złośliwy piersi. To najgorszy moment w chorobie

- wyznaje.

Wyniki schowała do teczki. Nie chciała na nie patrzeć. Zbliżały się święta, a ona była jak robot. Praca, dom, przedszkole. Z diagnozą oswajała się miesiąc. Kiedy już rozpoczęła leczenie, myślała tylko o jednym: jak przetrwać.

Kombajn jest jak domestos

Karolina całe życie miała piękne kręcone włosy. Zawsze była z nich dumna. 12 dni po pierwszej chemii wypadły prawie wszystkie. Stało się to w dniu, kiedy przyjaciółka przyszła z nożyczkami, by je nieco skrócić. Brała je do ręki, a one w niej zostawały. Brwi i rzęsy wypadły kilka tygodni później.

Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie
Grzegorz Dembiński

- Utrata włosów była naprawdę straszna - mówi Karolina. - Patrzysz w lustro i się nie poznajesz. Nie masz rzęs, brwi i łysą głowę, jak kolano. To było najgorsze w całej mojej chorobie - mówi i pokazuje mi perukę. - Zawsze chciałam mieć krótkie proste blond, to teraz mam. I jeszcze zrefundowane przez NFZ. Ale tak naprawdę wcale jej nie lubię. Kiedy byłam całkiem łysa, to chodziłam w chustce, nawet w niej spałam. Nie chciałam się moim chłopakom pokazywać. Teraz mam taką fryzurkę jak Sinéad O’Connor - śmieje się i gładzi po głowie.

I teraz z perspektywy czasu przyznaje, że jeśli ceną za życie jest strata włosów, to nie warto mieć o nie żalu.

Kombajn - czyli cztery czerwone i 12 białych to podstawowy zestaw prawie każdej pacjentki chemioterapii. Guz w piersi Karoliny był tak duży, że najpierw musiał być zmniejszonych chemią, a później wycięty.

- Czułam, jakby lali we mnie domestos - wspomina. - Chemia wychodziła ze mnie dosłownie przez skórę. To było okropne uczucie. Ale zdałam sobie sprawę, że nie mam wyjścia, muszę ją przyjąć, by zabić raka. I każda kolejna wizyta u lekarki, która mówiła, że chemia działa, guz się zmniejsza, a ja jestem coraz bliższa operacji i pozbycia się raka, sprawiała, że nabierałam sił.

Na onkologii na poznańskich Garbarach na początku było obco, ale z czasem poczuła się jak u siebie.

- Nauczyłam się procedur i obyczajów. Ambulatorium stało się miejscem oswojonym.

Przestałam marnować czas

Karolina chce, by jej choroba pomogła innym. Dlatego pisze felietony i chce je opublikować na blogu. - Sama wiem, jak ważne jest wsparcie kobiet, które już przeszły przez leczenie. Ja mam kilka spostrzeżeń i rad, więc może ktoś, kto to przeczyta, poczuje się lepiej - zastanawia się. - Napisz też, proszę, by kobiety nie wyrzucały zaproszeń na mammografię do kosza. Takie badania mogą uratować życie - prosi.

Jestem zdrowa, mam tylko raka! 43 lata to za wcześnie na umieranie
Grzegorz Dembiński

Gdy rozmawiamy o przyszłości, mówi, że przestała się już martwić. Używa teraz porządnych perfum, nosi ubrania, które lubi.

- Brzmi to jak banał, ale zmieniłam swoje życie, zaczęłam je przeżywać, cieszę się każdą chwilą. Wróciłam do ukochanej poezji, którą kiedyś tak często czytałam. Rak sprawił, że przestałam marnować czas. Rak mówi mi szeptem: nie wiesz, ile masz jeszcze czasu - dodaje.

Teraz cieszy się z tego, że zakończyła leczenie, wypadła już z systemu. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że pacjentem onkologicznym pozostaje się do końca życia. I że choroba „lubi” powracać, dawać przerzuty. Dlatego tak ważne jest, by badać kości, mózg, klatkę piersiową i jamę brzuszną.

- „Bez zmian” to teraz dwa najważniejsze słowa dla mnie. Kiedy widzę je na kolejnych badaniach, czuję, że wracam do życia. I choć mam przeczucie, że to nie jest jeszcze koniec mojej walki, to wiem, że ostatecznie na pewno zwyciężę.

Wracając ze spotkania, myślę o Karolinie i uśmiecham się. Ta delikatna miłośniczka poezji ma jednak w sobie mnóstwo siły. Odtwarzam w pamięci zdarzenie sprzed pięciu lat. Karolina walczyła wtedy w pierwszym szeregu o to, by matki pierwszego kwartału 2013 roku zostały objęte rocznym, płatnym urlopem rodzicielskim.

Pamiętam tę słynną konferencję prasową transmitowaną przez wszystkie telewizje, kiedy premier Donald Tusk ugiął się przed matkami. Karolina stała wtedy z wózkiem, w którym spał maleńki Franio, tuż obok premiera. Na twarzy miała swój charakterystyczny uśmiech, ale i dumę. Dumę zwyciężczyni. Pokonała premiera. Poradziła sobie z rakiem. Jestem przekonana, że jeszcze wiele zwycięstw przed nią.

Magdalena Baranowska-Szczepańska

Wydawca
Redaktor prowadząca MAGAZYN RODZINNY

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.