Kałasznikow w żłobku. Jedni biją na alarm, drudzy pukają się w głowę

Czytaj dalej
Fot. Facebook
Małgorzata Oberlan

Kałasznikow w żłobku. Jedni biją na alarm, drudzy pukają się w głowę

Małgorzata Oberlan

Afera wokół prywatnego żłobka w Toruniu nie milknie. Po spotkaniu z żołnierzem roczne dzieci dostały tu do rąk repliki bagnetów i karabinu. Jedni biją na alarm, drudzy pukają się w głowę. Kto ma rację?

Prywatny żłobek w Toruniu z pewnością nie o takiej reklamie na pół kraju marzył. Bomba wybuchła 4 listopada za sprawą jednego posta, opublikowanego na Facebooku przez Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Dziś dyskusja pod nim liczy ponad tysiąc komentarzy i wciąż się rozwija. A żłobek ma kontrolę...

„Narzędzia do zabijania”

„Raz, dwa, trzy, zabijasz ty!. Takimi zdjęciami chwali się żłobek w Toruniu. Dzieci bawią się repliką Kałasznikowa i bagnetu. To są 1-2-latki!” - tak zaczyna się post. Dołączone do niego fotografie robią wrażenie: maluchy z trudem dzierżą większą od siebie plastikową broń.

W ramach spotkania z żołnierzem oswaja się je z narzędziami służącymi do zabijania. Nieważne, że to plastikowe repliki, ważne, jaką informację otrzymuje dziecko - strzelanie jest fajne, nóż bojowy to świetna zabawka” - tak brzmi ciąg dalszy posta.

Wpis, który poruszył natychmiast setki ludzi, kończy twarda zapowiedź: zgłaszamy oficjalną skargę do Urzędu Miasta Torunia, który pełni nadzór nad prywatnym żłobkiem.

Czy ktokolwiek z wychowawców ma jakieś przygotowanie pedagogiczne? Czy studiował psychologię rozwojową dziecka? Czy zdobył się na najmniejszą choćby refleksję?! Nie mamy nic przeciwko spotkaniom z przedstawicielami różnych zawodów, ale każdorazowo plan zajęć musi uwzględniać, na jakim etapie rozwoju są dzieci” - podkreślają oburzeni autorzy wpisu.

Urząd upomina i kontroluje

Jak powiedzieli, tak uczynili. 5 listopada do toruńskiego magistratu, a dokładnie do Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej, wpłynęła skarga na opisywaną placówkę. Poruszenie wśród urzędniczek zrobiło się niemałe.

Po pierwsze, skargę złożył sam Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych (W magistracie nieoficjalnie: „Pierwszy raz nam się to zdarza”, „Rodzice się skarżą na żłobki i to często. Ale taki ośrodek?!”). Po drugie, tematyka skargi była nowa. Po trzecie, w dobie internetu zanim skarga wpłynęła, o nakręcającej się w sieci aferze o bagnety już robiło się głośno.

Trzeba jednak przyznać, że Urząd Miasta Torunia tak zwaną sytuację kryzysową opanował szybko i zdecydowanie. Już po 2-3 godzinach od pojawienia się skargi przekazano opinii publicznej za pośrednictwem mediów, co następuje.

- Sytuacja dotyczy niepublicznego żłobka w Toruniu. Cyklicznie odbywają się w nim spotkania z przedstawicielami różnych profesji. W ramach „spotkania z żołnierzem” ten prezentował dzieciom swój zawód. Przy tej okazji małe dzieci do rąk dostały repliki broni. Nie chcemy, by taka sytuacja powtórzyła się w przyszłości, dlatego właściciele placówki zostaną przez Urząd Miasta Torunia upomnieni. Wydział Zdrowia i Polityki Społecznej przeprowadzi w tej placówce doraźną kontrolę - poinformował Adrian Aleksandrowicz z zespołu prasowego urzędu.

Tymczasem minuta po minucie, godzina po godzinie, na Facebooku pod wspomnianym postem ze zdjęciami rozgrzewała się dyskusja. Trwa zresztą do dziś. Opinie w niej pojawiają się skrajnie różne.

Przeciwnicy: skandal!!!

Ludzie oburzeni „spotkaniem z żołnierzem” i tym, czym bawiły się maluchy, w pierwszej kolejności podkreślają jedno: to nie była oferta dla 2-latków.

- A nie można by zorganizować dla dzieci z przedszkola wycieczki do lasu, do schroniska dla zwierząt, do kina? Jest mnóstwo atrakcji, dostosowanych dla dzieci w każdym wieku. Nie twierdzę, że lekcja historii w tym wydaniu jest zła. Twierdzę, że jest nieodpowiednia dla małych dzieci. Przykład: obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Każdy powinien zobaczyć i poczuć, do jakiego okrucieństwa jest zdolny człowiek, ale na pewno nie może iść tam dziecko - pisze pani Iwona.

Pan Daniel natomiast przytacza historię podobną, która również skończyła się protestem rodziców. Dotyczyła jednak trochę starszych dzieci.

- Mieliśmy taką akcję w przedszkolu, tyle że z prawdziwą bronią (jakkolwiek nie naładowaną) podczas wizyty żołnierzy. Przedszkole opublikowało na swoim fanpage’u radosne fotki pięciolatka snajpera, tudzież czterolatka, celującego w obiektyw albo w panią woźną... Rozpętaliśmy aferę, zdjęcia zniknęły, a dyrekcja - choć dopiero po interwencji - przyznała, że tak podane spotkanie z wojskiem było po prostu idiotyczne i nieodpowiedzialne - relacjonuje ojciec.

To jest żłobek. To nie są tematy dla dzieci w tym wieku, a tym bardziej zabawy bronią” - komentarzy w tym tonie wśród oburzonych pojawiło się najwięcej.

Równie wiele osób ruszyło do kontrataku. Najczęściej przypominając o tym, że ich pokolenie wyrosło na zabawie w wojnę czy wojsko, a i obecnie dzieciom chętnie kupuje się w prezencie karabiny, armatki, wozy bojowe, samoloty...

Obrońcy: świat zwariował?

„A co miał przynieść na spotkanie z dziećmi zawodowy żołnierz: kolorowe piłeczki?” - pyta internauta z przeciwnej strony barykady.

Najlepszą zabawą na podwórku była wojna. Kto nie miał karabinu plastikowego, to miał go z patyka i jakoś nikt z mojego otoczenia nie wyrósł na mordercę - komentuje pani Marta.

- To czemu większość ojców, matek, dziadków kupuje swoim wnukom pistolety na kulki? Pistolety, które udają broń maszynową? Dlaczego dzieci w domach udają żołnierzy, policjantów? A do przedszkola nie można przynieść broni z plastiku, żeby dzieciom pokazać? Opanujcie się - apeluje pan Rafał.

Psychologia problem zna

Poza wątpliwościami pozostaje to, że dla rocznych dzieci repliki broni to nietrafione zabawki. Ale sam temat zabawek militarnych, także w odniesieniu do starszych dzieci, budzi kontrowersje od wielu lat.

Psychologowie jasno mówią o tym, że zabawa w walkę i wojnę (czy to rycerzy, czy artylerzystów) nie jest niczym dziwnym. Dzieci ją podejmują m.in. dlatego, że lubią jasne sytuacje. Na wojnie są dobrzy i źli. Ścigając złych, dziecko samo jest dobre i to je uspokaja.

Dziecko, tak samo jak dorosły, ma prawo rozładowywać agresję. Udział w zabawie w walkę może być do tego okazją i nie jest niczym strasznym. Ustalone jednak powinny być zasady uczestnictwa w walce (nie ma przymuszania) i reguły gry (jak w sporcie). Kto używa zabawkowej broni brew regułom, np. celując w człowieka, powinien ją oddać.

Dzieci w zabawach lubią przydawać sobie mocy. Czynią to, używając wyobraźni. Stąd zabawy w czary, superbohaterów, a także wojowników. Jeśli rodzic odmówi pistoletu, dziecko zrobi go sobie samo z patyka.

Norymberga i Białystok

Mimo wszystko nie brakuje zwolenników jak najbardziej pacyfistycznych zabaw dzieci. Latem br. Muzeum Zabawek w Norymberdze zaczęło akcję pod hasłem „Globalne rozbrojenie. Zbieramy wasze zabawki militarne”. Apelując, by dzieci z całego świata pozbyły się swoich żołnierzyków, czołgów, pistoletów i karabinów. Do 10 października muzeum przyjmowało tę dziecięcą broń w holu gmachu. Można ją było też przesyłać pocztą.

Chcemy wysłać wspólny „sygnał pokoju”. Pokój zaczyna się od drobnych rzeczy - tak objaśniał ideę akcji Johannes Volkmann, pracownik niemieckiego muzeum.

W podobnym czasie, w czerwcu br., Muzeum Wojska w Białymstoku otworzyło wystawę zabawek militarnych. Cieszyła się dużym powodzeniem. Oglądały ją całe rodziny, również z małymi dziećmi. Autorami wystawy byli Mateusz Budzyński i Piotr Białokozowicz. Konsultacjami merytorycznymi służyły Dominika Surała i Marta Michałowska z Portalu Mała Psychologia. Żadnych głosów oburzenia ekspozycja nie wywołała. Nie kojarzyła się z agresją, lecz z nostalgią i „zabawkami mocy” z dzieciństwa kilku pokoleń.

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.