Kasia potrafiła przerwać karierę dla rodziny. Teraz wraca

Czytaj dalej
Fot. Sylvia Dabrowa
Paweł Gzyl

Kasia potrafiła przerwać karierę dla rodziny. Teraz wraca

Paweł Gzyl

Niedawno rozstała się z mężem i przeżyła śmierć ojca. Trudne chwile pomógł jej przetrwać mały syn. Dopiero teraz aktorka powraca na plan.

Kiedy twórcy serialu „Daleko od noszy” zaczynali planować reaktywację swego cyklu, głośno mówili, że nie biorą pod uwagę zastępstwa za zmarłą Annę Przybylską, która grała piękną i zabawną doktor Karinę. Teraz okazało się jednak, że zmienili zdanie. Oto Katarzyna Glinka zaczęła właśnie wrzucać na swojego Facebooka zdjęcia z planu, na którym powstaje nowa seria „Daleko od noszy”. Bo to właśnie ona będzie odtwarzać postać siostry Rity, która ma zastąpić tak lubianą przez widzów doktor Karinę.

Być może decyzję zaangażowania Katarzyny Glinki pomógł podjąć realizatorom... „Playboy”. W zeszłym miesiącu w słynnym magazynie dla mężczyzn pojawiała się rozbierana sesja aktorki. Negocjacje „Playboya” z gwiazdą trwały ponoć prawie siedem lat. W końcu stało się, bo uznała, że to ostatni dzwonek na nagie zdjęcia. Wszak w przyszłym roku stuknie jej czterdziestka.

- Uważam, że to, czego nie widać, dużo mocniej pobudza wyobraźnię od dosłowności. Naga kobieta jest piękna, ale najważniejsze jest to, co wyraża jej twarz. Na zdjęciu muszą być emocje - opisuje swoją sesję w „Playboyu”.

Co ciekawe, kiedy pierwszy raz magazyn zwrócił się do aktorki ze swą propozycją, spotkał się ze zdecydowaną odmową. Ponoć ówczesny mąż Katarzyny Glinki był przeciwny takim zdjęciom. Para wspólnie uznała, że własną intymność powinni zachować tylko dla siebie. Teraz nie było już takiego problemu. Bo przy boku aktorki nie ma już od dwóch lat męża .

Wazonem o ścianę

Być może sesja w „Playboyu” to swego rodzaju wiadomość dla Przemysława Gołdona: „Zobacz, co straciłeś”. Para rozstała się bez awantur - biznesmen wyprowadził się po prostu ze wspólnego domu w Wilanowie do mieszkania w Warszawie. Aktorka została z synem Filipem w pięknej rezydencji wartej dwa miliony złotych. W zamian za to zgodziła się spłacić byłemu mężowi połowę jej wartości.

Po studiach nikt nie chciał jej zaangażować. O mało wtedy się nie załamała

- Jeśli związek się rozpada, to wina zawsze leży po obu stronach. Wiele przechodzi kryzysy. Pytanie tylko, w którym momencie ludzie dostrzegają problem i wspólnie zaczynają stawiać mu czoła. My obudziliśmy się za późno. Stało się. Trzeba żyć dalej, nie rozpamiętywać - deklaruje gwiazda w „Gali”.

Początkowo para nawet próbowała ratować małżeństwo. Pomóc miała psychoterapia - niestety nie udało się. Ale zapewne efektem konsultacji u fachowca było to, że Kasia i Przemek rozstali się bez awantur. W przejściu przez te trudne chwile aktorka mogła liczyć na wsparcie najbliższych.

- Byli przy mnie przyjaciele. Bardzo mnie wspierali. Nie oszukujmy się, to jest też trudna sytuacja dla wszystkich, którzy są w najbliższym otoczeniu. Takie momenty weryfikują przyjaźnie. Nasi przyjaciele nam pomagali. Podkreślam słowo NAM. Nie wnikali w powody, nie oceniali. Ważne jest też to, że nie opowiadali się za żadną ze stron, po prostu byli z nami - dodaje w „Gali”.

Trudno dziś dociec, co zawiniło. Na pewno Przemysław, który jest biznesmenem, niecierpiał celebryckiego stylu życia, który musiała prowadzić Kasia. Unikał jak ognia pokazywania się z nią na oficjalnych przyjęciach i uśmiechania się w błysku fleszy. Nie podobało mu się też, że wszyscy mężczyźni oglądają się z pożądaniem za jego żoną. Aktorce z kolei przeszkadzał brak dojrzałości u męża.

- Już przyzwyczaiłam się, że on kocha rower i podczas każdego wyjazdu znika na parę godzin, żeby pojeździć. Ale ostatnio padłam. O godz. 23 przywiózł wielki fotel do gry w playstation, taki z pedałami, kierownicą. Jeździł z kumplami całą noc. Nie zamienili ani jednego słowa, tylko pili piwo i jeździli. Przez kilkanaście godzin. A te miny? Boże, jakby gwiazdkę z nieba dostali. Mecze przy tym to naprawdę nic - opowiadała w „Pani”.

Kasia nigdy nie ukrywała, że ma „charakterek”. Otwarcie mówiła w wywiadach, że bywa zaborcza i zazdrosna. Podczas kłótni potrafiła wpadać w furię i rozbijać o ściany drogie dzbany czy stare budziki. Przemek był przyzwyczajony, że raz na jakiś czas po domowej awanturze żona pakuje walizkę i wyprowadza się z domu, a on musi za nią biec i błagać, aby wróciła. W końcu jednak dał za wygraną.

Katarzyna Glinka
Archiwum Największą popularność przyniosła aktorce rola Kasi Górki grana od 9 lat w serialu „Barwy szczęścia”

Życie w strachu

Kasia wychowywała się na dużym osiedlu w niewielkim Dzierżoniowie. Razem z innymi maluchami biegała między blokami, a największy lęk budziły w niej wtedy ciemne piwnice, bo bała się, że schwyta ją tam „czarna łapa”.

Marzyła o lalce Barbie - i do dziś pamięta moment, kiedy wreszcie ją dostała od rodziców. Jak niemal każda mała dziewczynka lubiła bawić się, że występuje przed rodzicami. Dopiero w liceum pomyślała na poważnie o tym, by zdawać do szkoły aktorskiej, dzięki zajęciom w szkolnym kółku teatralnym.

- Tata nie chciał, żebym została artystką, ale jak już się dostałam do szkoły filmowej, bardzo mnie wspierał. Jest ekonomistą, myśli racjonalnie. Wydawało mu się, że to nie jest najlepszy zawód dla kobiety. Bo aktorka, która się nie przebije, cierpi i przeżywa frustracje. To zawód ogromnego ryzyka, z groźbą niespełnienia - mówi Kasia w „Vivie”.

Dzisiaj nie wspomina swych początków w szkole aktorskiej z sentymentem. Po raz pierwszy znalazła się sama w wielkim mieście, zajęć było niewiele, siedziała więc w akademiku i czytała książki. Najbardziej dokuczała jej jednak tzw. fuksówka, czyli gnębienie młodych studentów przez ich kolegów ze starszych roczników, przypominające wojskową „falę”.

- Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy niczym się ode mnie nie różnią, każą mi na przykład stać na baczność całą noc i deklamować nazwiska wszystkich starszych kolegów. A przy tym ktoś wywiera na mnie presję, krzyczy, a ja żyję w permanentnym strachu. Ostatecznie to tato przekonał mnie, żebym została. Wytłumaczył, że w życiu już tak jest, że czasem bywa ciężko, ale wtedy trzeba zacisnąć zęby i stawić czoła - żali się w „Gali”.

Z czasem Kasia rozsmakowała się w aktorstwie. Skończyła szkołę z wyróżnieniem i dostała nagrodę na festiwalu teatralnym w Łodzi. Kiedy jednak odebrała dyplom, w jej życiu zaległa przeraźliwa cisza. Brak jakichkolwiek propozycji sprawił, że dziewczyna omal się nie załamała.

- Moi znajomi wyjeżdżali wtedy do Stanów i postanowiłam, że pojadę z nimi. Przez pół roku mieszkałam w San Diego. Przekonałam się, że nawet gdzieś na końcu świata mogę sobie ułożyć życie i potrafię się zorganizować. Poznałam nowych ludzi, znalazłam pracę. Upewniłam się, że jeżeli człowiek rzeczywiście czegoś chce, to uda mu się to osiągnąć. Wróciłam do Polski z wielkim zapałem i wiarą, że wszystko może mi się udać - wspomina w serwisie Na Zdrowie.

Odpowiedzialna miłość

No i tak też się stało. Piękną brunetkę dostrzeżono w telewizji - dzięki czemu zaczęła występować w coraz popularniejszych serialach. Największą sympatię widowni przyniosła jej rola swej imienniczki w „Barwach szczęścia”, która od niemal dekady przeżywa na małym ekranie kolejne rozterki miłosne oraz życiowe wzloty i upadki.

Z kolei kino dostrzegło w Kasi talent komediowy. Stąd cała seria filmów, w których gwiazda rozśmiesza widzów - od „Wyjazdu integracyjnego” po „Siedem rzeczy, których nie wiesz o facetach”. Takie role nie zaspokajają jednak ambicji aktorki.

- Szukam ról, które mnie rozwiną, w których będę mogła pokazać się od innej strony, stworzyć postać, która jest kompletnie odmienna ode mnie. To największe wyzwanie dla aktora. Nie potrafiłabym grać tylko ról dramatycznych albo wyłącznie komediowych. Dlatego jeśli podczas czytania scenariusza czuję, że już znam tę postać, że już nią byłam - wiem, że nic z tego nie będzie. Oczywiście, wiele też zależy od tego, kto składa mi propozycję - mówi w Onecie.

Kiedy na świat przyszedł syn aktorki - nie wahała się odstawić karierę zawodową na bok. Przed urodzeniem Filipa bardzo dużo pracowała: kręciła kolejne seriale, występowała w teatrze, wzięła nawet udział w „Tańcu z gwiazdami”. Jakby chciała nadrobić krótki okres bezczynności po studiach. Dopiero gdy została mamą, postanowiła przyhamować. Zrozumiała, że najważniejszy jest czas spędzony z dzieckiem.

- Okazywanie miłości, akceptacji i konsekwencja to takie trzy zasady, które staram się wprowadzać w moim domu i na tym się skupiam. Nie jestem wymagającą mamą - akceptuję dziecko w pełni takie, jakie jest. Chcę mu okazywać miłość na każdym kroku i oczywiście nie zapominać o tym, że od dziecka trzeba konsekwentnie wymagać. Jeśli się coś powiedziało, to trzeba dotrzymywać słowa - deklaruje w „Gali”.

I to właśnie syn pomógł niedawno przetrwać Kasi trudny okres po śmierci taty. Za późno zdiagnozowano u niego nowotwór i mimo usilnej walki lekarzy, nie dało się go uratować. Córka nie opuściła ojca w najtrudniejszych chwilach i była z nim do końca. Dlatego dopiero teraz wraca do aktorskiej aktywności.

Alfabet Katarzyny Glinki

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.