Kawa dla chłopców z Wehrmachtu. Wielka ucieczka ze Śląska 1945 [NASZA HISTORIA]

Czytaj dalej
Gabriel Pierończyk

Kawa dla chłopców z Wehrmachtu. Wielka ucieczka ze Śląska 1945 [NASZA HISTORIA]

Gabriel Pierończyk

Polecamy styczniowy numer naszego miesięcznika "Nasza Historia". W "Naszej Historii" piszemy o ewakuacji ludności cywilnej ze Śląska w styczniu 1945 r.

Bliski koniec wojny ludzie czuli już pod koniec roku 1944. Widzieli to po gorączkowych przygotowaniach Niemców do obrony przed Rosjanami. Początkiem roku 1945 strach i panika ogarnęły zarówno Niemców, jak i ludność cywilną. Pod koniec stycznia od strony Katowic przez Tychy na południe ciągnęły całe kolumny uciekających cywilów i wojska niemieckiego.
Szosa czułowska (główna ulica Czułowa, dzielnicy Tychów), dwa lata wcześniej zbudowana przez Niemców, była całkowicie zatłoczona. Panował niesamowity chaos. Ludność cywilna z całego okręgu przemysłowego mieszała się z żołnierzami, przepychała pomiędzy pojazdami wojskowymi i końmi.

Styczeń 1945 roku był wyjątkowo mroźny. Średnia temperatura wynosiła minus 5 stopni Celsjusza (średnia temperatura styczniowa w latach 1971-2000 wynosiła minus 1,7 st. Celsjusza).

Żołnierze byli zmarznięci, zgłodniali i zmęczeni. Czu-łowianie widzieli w nich już tylko młodych, nieszczęśliwych ludzi. Jedna z czułowianek opowiadała mi, że jako młoda dziewczyna wraz z sąsiadką stały przy drodze i częstowały ich kawą i herbatą.
W szeregach tego wycofującego się wojska było sporo Ślązaków, którzy widząc, że dom blisko, a wojna się kończy, nie chcieli iść dalej i dezerterowali.

Spotkałem takiego Ślązaka, który w styczniu 1945 w mundurze Wehrmachtu znalazł się w lasach czułowskich. - Wszystko było rozbite. Każdy z innej kompanii. Chodząc po lesie, napotykaliśmy różnych żołnierzy. Tu dwóch się znalazło, tam dwóch… Żołnierze chodzili bez celu w różnych kierunkach, starając się nie wpaść w ręce Rosjan - opowiadał mi. Wtedy miał 25 lat, dziś 95. - Z mojej kompanii zostałem ja i kolega. Dołączyliśmy się więc do innej kompanii. Po tym lesie chodziliśmy może ze trzy dni. Cały czas bez jedzenia. Jedliśmy tylko śnieg. Co czyściejszy braliśmy do ust, żeby się woda zrobiła. W końcu czuliśmy jakby język i podniebienie były oparzone. Nie dało się językiem ruszać. Ale ten śnieg nas trzymał przy życiu. Cały czas chodziliśmy, usiłując dołączyć do naszego wojska. Czasem tylko na chwilę zatrzymaliśmy się pod jakimś drzewem.

Bali się wyjść z lasu, bo pod lasem czaili się Rosjanie. Wiedzieli, że w lasach kryją się Niemcy, więc nie wchodzili tam, tylko czekali aż któryś wyjdzie i wtedy strzelali. Kilka prób wyjść z lasu podjęła też grupa, w której był mój rozmówca, ale na odgłos strzałów wycofywała się do lasu. Pewnego dnia zobaczyli dom w pobliżu lasu. - Moi koledzy, Niemcy, wiedząc, że jestem Polakiem, prosili mnie, żebym tam poszedł. Niestety, za późno zorientowaliśmy się, że i tu pod lasem w krzakach są Ruscy - mówił. Wszystkich zabrali do tego domu. Tam mojemu rozmówcy udało się ukryć. Rosjanie nie zauważyli, że go brakuje, kiedy jego niemieckich towarzyszy broni zabierali do Tychów. Cały koniec wojny na Czułowie, na podstawie relacji starych czułowian, opisałem w mojej książce "Czułowski kocioł".

O styczniu 1945 na Śląsku przeczytacie także w styczniowym numerze "Naszej Historii".


*Najpiękniej oświetlone miasto na święta. Które? ZOBACZ TUTAJ
*Niesamowite zdjęcia nocne Katowic. Tomasz Kozioł pokazał Katowice, jakich nie widzieliście [ZDJĘCIA]
*Morderstwo w Katowicach na Tysiąclecia: Marta wołała o pomoc. Przed kim uciekał Dawid?
* Szalony kierowca toyoty yaris z Będzina zajeżdża drogę i strzela! [FILM Z KAMERKI, ZDJĘCIA]

Gabriel Pierończyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.