Komunia 70 lat temu... w wypalonym kościele

Czytaj dalej
Aleksander Król

Komunia 70 lat temu... w wypalonym kościele

Aleksander Król

Ksiądz Jan Szywalski, emerytowany proboszcz parafii Św. Krzyża w Studziennej w Raciborzu, przyjaciel młodzieży niesłyszącej, opowiada nam o swojej pierwszej Komunii Świętej, która miała miejsce dokładnie 70 lat temu.

W tym roku, 15 sierpnia, mija równych 70 lat od mojej I Komunii Świętej, która miała miejsce w 1946 roku. Tak dawno temu! Ale kto by tego dnia nie pamiętał?!

Od zakończenia wojny minął rok. Życie wracało do normalności. Ciągle mieliśmy nadzieję, że wróci ojciec, który zaginął pod koniec wojny, ale widoki na to były coraz mniejsze. Matka miała nas troje. Moja siostra i ja mieliśmy po dziewięć lat, brat był pięć lat młodszy.

Kościół był wypalony, ale odgruzowany

W naszym kościele Wniebowzięcia NMP w Krapkowicach - Otmęcie nowym proboszczem był ks. Franciszek Dusza, godny następca zamordowanego przez Rosjan przedwojennego duszpasterza. W roku 1946 r. czasy były na tyle normalne, że w dzień odpustu parafialnego, miały dzieci przystąpić do I Komunii Świętej, wśród nich moja siostra i ja. Było nas dużo, około setka dzieci, wielu było starszych od nas, bo wojna pomieszała ludziom porządek życia. Kościół był wypalony, ale już odgruzowany, że już można było w nim odprawić nabożeństwa.

Pierwszą spowiedź pamięta chyba każdy, już choćby dlatego, że trzeba było wpierw przeprosić starszych.

Proboszcz zastał mnie jak rozmawiałem...

Mieszkanie za czytanie

Gdy proboszcz wszedł do kościoła, zastał mnie jak rozmawiałem z kolegami. Chodziło o to, kto pójdzie z nas pierwszy do konfesjonału. Kazał mi klęczeć przed ołtarzem. Ale i tak byłem jednym z pierwszych przystępujących do spowiedzi, a nawet szeptem pochwalił mnie proboszcz, że jestem dobrze przygotowany.

Garnitur przeszyty z ubrania dziadka

Dzień I Komunii św. był pogodny, ciepły. Mój garnitur był przeszyty przez wujka - krawca z ubrania dziadka. Siostra miała białą, koronkową sukienkę przerobioną z bluzki matki. Kościół uporządkowany nosił jednak ślady pożaru: był bez dachu, wewnątrz bez ławek, na popękanej posadzce rozłożono tektury, byśmy mogli uklęknąć, a z przodu powieszony dywan zakrywał spaloną nastawę ołtarzową.

Jako prezent dostałem filiżankę

W domu na przyjęciu mieliśmy około dziesięciu gości; oprócz starego wujka, były same kobiety, mężczyźni zginęli, albo nie wrócili jeszcze z niewoli. Po skromnym obiedzie była jeszcze kawa (zbożowa) i ciasto, upieczone przez życzliwych sąsiadów. Jako prezentem dostałem ozdobną filiżankę wypełniona czereśniami.

Muszę przyznać, że w tym dniu byłem zbyt rozproszony, by głębiej przeżyć spotkanie z Chrystusem. Świadomość eucharystyczna przyszła trochę później. Po roku już byłem ministrantem, a 14 lat później kapłanem. Do ołtarza prowadził mnie ten sam kapłan, co do Komunii świętej!

Na Złotej Komunii nie było nas wszystkich

W 1996 r. obchodziliśmy tzw. Złotą Komunię św. W 50 tą rocznicę pierwszej spotkaliśmy się jeszcze raz: z tym samym Chrystusem, w tym samym kościele ( pięknie odrestaurowanym), w tym samym gronie, ale już przy innym proboszczu. Zmieniliśmy się wszyscy, niektórych trudno było poznać. no i już nie było nas wszystkich. a


Relacji księdza wysłuchał Aleksander Król

Aleksander Król

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.