Kraków krezusów i przerażonych. Średnia pensja pod Wawelem wynosi 1700 dolarów. Dokładnie tyle, co... 14 lat temu. Co z tego wynika? Mnóstwo

Czytaj dalej
Zbigniew Bartuś

Kraków krezusów i przerażonych. Średnia pensja pod Wawelem wynosi 1700 dolarów. Dokładnie tyle, co... 14 lat temu. Co z tego wynika? Mnóstwo

Zbigniew Bartuś

Ciekawostka: w lipcu 2008 roku przeciętna pensja w Krakowie warta była 1700 dolarów amerykańskich. Ile jest warta w lipcu 2022 roku? 1700 dolarów amerykańskich. Można się pocieszać, że zarabiamy tyle samo, co wtedy, ale w tym czasie przeciętne wynagrodzenie w USA wzrosło z 2700 do 4400 dolarów miesięcznie, a dolar stracił jedną trzecią wartości. Wygląda więc na to, że statystyczny krakus zarabia dziś realnie mniej niż latem 2008, w epicentrum globalnego kryzysu finansowego.

Tych kilkanaście lat temu, gdy biedni podatnicy na Zachodzie musieli ratować przed katastrofą „zbyt dużych, by upaść”, Polska – zasilana pierwszymi miliardami z Unii – jako jedyna w Europie nie odnotowała kryzysu, a tylko spowolnienie gospodarcze. Inwestorzy wyprzedawali dolara, wielu kupowało złotówkę, w efekcie czego w lipcu 2008 za 1 USD przyszło nam płacić 2 złote, a nasze średnie pensje urosły nagle z ok. tysiąca do 1700 dolarów. Cieszyliśmy się tym krótko, bo już w grudniu tegoż roku dolar odbił do 3 zł, a nasze pensje znów były warte nieco ponad tysiąc zielonych. W marcu 2009 kurs doszedł do 3,70 zł, ale w 2011 znów osłabł i analitycy agencji Bloomberga zastanawiali się, czy nie jest on już aby walutą upadłą. Wielu przewidywało, że po 80 latach może on stracić status waluty rezerwowej całego cywilizowanego (i niecywilizowanego) świata.

Kto dziś w Krakowie zarabia 1700 dolarów

Mamy rok 2022. W USA rządzi „lewak” Biden, który wedle proroctw oponentów miał dobić amerykańską gospodarkę i walutę. Tymczasem dolar zrównał się z euro, a my, Polacy, drżymy, czy nie przyjdzie nam wkrótce zapłacić za niego 5 złotych i więcej (tfu!tfu!tfu!).Na razie płacimy 4,80 zł, a to oznacza, że średnia pensja krakowska (8,1 tys. zł) warta jest dokładnie 1.687 dolarów.

Co gorsza, większość mych znajomych eksploduje gniewem, kiedy podaję tę – zaczerpniętą z tabel GUS - średnią. Bo oni – krakusi pełną gębą – zarabiają w okolicach 5 tys. złotych lub mniej. No może niektórzy 6 tys. zł. I zarzekają się, że nie dostali tych wszystkich podwyżek ponad inflację, o których raportuje GUS. To, oczywiście prawda, co zresztą wynika z... danych GUS. Mówiąc wprost: krakowską średnią zawyżają pracownicy jednego sektora: nowoczesnych usług biznesowych i technologicznych. Sektor ten tworzą w 95 procentach korporacje zachodnie, przede wszystkim amerykańskie; jedynym mocnym graczem z Polski pozostaje tutaj Comarch.

Ponad połowę nowych najlepiej płatnych miejsc pracy w Krakowie stworzyli Amerykanie. Polacy - 1,5 proc.

Najnowszy raport ABSL, zrzeszenia owych korpo, nie pozostawia złudzeń: ponad 20 procent nowych centrów biznesowych, z fantastycznie (jak na krakowskie warunki) płatnymi stanowiskami, utworzyły koncerny amerykańskie, 16 proc. – niemieckie, 12 proc. – japońskie, a polskie tylko 4 proc. (jeszcze rok temu ich udział wynosił 17,6 proc., ale sytuacja makroekonomiczna i Polski Ład osłabiły impet rozwojowy). W przeliczeniu na nowe miejsca pracy wygląda to brutalnie: ponad połowę stworzyli Amerykanie, 14 proc. Japończycy, 9 proc. Niemcy. Polacy – 1,5 proc. (dokładnie 145 etatów).

Amerykanom bardzo łatwo dziś przelicytować polskie firmy, nawet te duże, i masowo zatrudniać krakusów, a jak trzeba - oferować im słone, 30-procentowe (tak!) podwyżki. W dolarach wychodzi ciągle duuuuuuużo taniej niż w Ameryce. Przez to mamy sytuację, w której 10 procent zatrudnionych pod Wawelem zarabia od 12 do 20 tys. złotych. A pozostali, ci z pensjami między 3 a 5 tys. zł brutto, coraz bardziej przerażeni, muszą się odnaleźć w świecie cen rozpędzonych w tempie wzrostu apanaży w korpo.

Jak mawia jeden z krakowskich działaczy gospodarczych, wszystko bywa względne, tylko ekonomia jest zawsze bezwzględna. Zwłaszcza dla tych, co wierzą, że mogą zawiesić jej prawa. Właśnie, po raz kolejny, zbieramy gorzkie owoce takiego eksperymentu. Otwarte pozostaje pytanie, czy mogliśmy inaczej, a jeśli tak, to co by z tego wynikło. I dla krezusów, i dla tych, którzy są dziś przerażeni.

Zbigniew Bartuś

Komentarze

4
Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Zbigniew Rusek

W korpo powinno się obniżyć zarobki do minimalnej płacy tak, by nikt w nich nie chciał pracować i by korporacje zniknęły z Krakowa na stałe. To przez korpo miasto jest przeludnione ("kokosowe" zarobki powoduja napływ ludności z innychmiast kraju i z zagranicy), a wysokie płaca skutkują tym, że ludzie nie mają co zrobić z nadmiarek pieniędzy i przez to masowo kupuja samochody, co korkuje miasto, a lokowanie gotowki w nieruchomościach nakręca spiralę deweloperom (przez to mamy zabetonowany Kraków). Kraków powinien byc mniejszy, a zarobki w biurach powinny być najniższe, a nie najwyższe.

syuv

„Średnia pensja pod Wawelem wynosi 1700 dolarów. Dokładnie tyle, co... 14 lat temu. Co z tego wynika?”

Złe pytanie — a może raczej: niezbyt interesujące. Bardziej interesującym byłoby: Z CZEGO to wynika? Ale takiego pytania politycznie poprawny publicysta nie postawi. Zatem ja je tutaj stawiam.
…i jednocześnie udzielam odpowiedzi:
Otóż jak długo imigracja do Polski nie tylko nie będzie hamowana, ale wręcz podsycana, tak długo Polacy w Polsce są i pozostaną dziadami. Dlaczego? Ano dlatego, że po co jakikolwiek pracodawca ma dobrze płacić znajomym p. Bartusia, skoro może wybierać i przebierać w chętnych do pracy, którzy bez żadnych ograniczeń napływają do Krakowa szerokim strumieniem. Nie ma potrzeby konkurować o pracownika czy to lepszym uposażeniem, czy atrakcyjnymi warunkami pracy — w ogóle w jakikolwiek sposób nie ma sensu o niego konkurować, bo na jego miejsce czeka dwóch-trzech innych. Takie są skutki owej „kulturowej różnorodności”, którą jakaś panienka zachwyca się na innej ze stron politycznie poprawnej „GK”.
Poważne kraje — jak np. Australia — liczą dokładnie ilu i jakich SPECJALISTÓW im potrzeba, a NA PIERWSZYM MIEJSCU stawiają wymóg sprawnego posługiwania się językiem urzędowym. Bez tego nic! Tymczasem do Polski — w tym do Krakowa — ściągani są osobnicy w ogóle bez jakichkolwiek kwalifikacji, a o posługiwaniu się przez nich polszczyzną to zapomnijmy. Przecież byłoby zbyt okrutne i dyskryminujące wobec nich, żeby im stawiać jakiekolwiek wymagania, prawda? Każdemu chętnemu stały pobyt w Polsce po prostu się „należy”.
Róbcie tak dalej — i potem narzekajcie, że średnie pensje od 14 lat nie rosną, a jeśli wziąć pod uwagę ich siłę nabywczą — to przecież wręcz spadają. Ściągajcie jakichś osobników z Bangladeszu, którzy jedyne, co potrafią, to paskudnego kebaba przyrządzić. Kto w ogóle wydał zgodę na pobyt komuś takiemu? Po co nam kebabiarze? Nie ma w Polsce nawet tak przeciętnych kucharzy?
Do Australii — nie mówiąc już np. o Japonii, czy UAE — w zakresie chociaż w miarę rozsądnej polityki imigracyjnej, to nam baaardzo daleko. Do Polski obecnie wjeżdża każdy, kto zechce. Nic nie musi umieć, nawet po polsku mówić.

ozbychu1

A cała,,bezwzględnosc ekonomi"i modus Operandi zachodnich korpo dobrze ilustruje UBER.

ozbychu1

Wróci KOMUNA, narody znów sie policza jako państwa narodowe,bo niestety w tej WOLNOŚCI najlepiej odnajduja sie LiSy (lichwiarze i spekulanci )Zalozenia wolnego rynku i kapitakizmu sa wspaniałe a jak to wygląda w praktyce chyba juz każdy widzi i każdy ...odczul.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.