Kraków. Wpadka seryjnego rozbójnika. Napadał z nożem na Skałkach Twardowskiego

Czytaj dalej
Artur Drożdżak

Kraków. Wpadka seryjnego rozbójnika. Napadał z nożem na Skałkach Twardowskiego

Artur Drożdżak

Michał L. ps. „Lewy” przed Sądem Okręgowym w Krakowie usłyszał wyrok 7 lat za rozboje z nożem. Na Skałkach Twardowskiego obrabował 21 kobiet. Przestępstw dokonywał tam przez wiele lat.

Michał L. ps. „Lewy”, średniego wzrostu szczupły blondyn o zuchwałym spojrzeniu.
Czuł się pewnie w okolicy Skałek Twardowskiego w Krakowie, między ul. Tyniecką a Zakrzówkiem. Znał tu każdą ścieżkę, miejsca, gdzie obściskują się zakochane pary, wygodny głaz, by przysiąść i wypić piwo. Wychowywał się w okolicy. Dlatego właśnie w tym rejonie Krakowa zaczął napadać na młode kobiety.

Rok 2002. Pierwsze napady z nożem

Miał ledwie 20 lat, gdy po raz pierwszy wziął do ręki nóż i ruszył na polowanie. Był rok 2002. Czuł się tak pewnie, że twarzy niczym nie zasłaniał.

Działał za każdym razem w identyczny sposób. W biały dzień wypatrywał swojej ofiary ukryty za drzewami, upewniał się, że nikogo więcej nie ma w pobliżu i wtedy wyskakiwał z ukrycia.

Przerażonej kobiecie przystawiał do szyi nóż, groził śmiercią, wymuszał oddanie torebki, gotówki, drogich przedmiotów. I znikał bez śladu. Pokrzywdzone opisywały go jako szczupłego blondyna, który miał wadę wymowy.

Nic nie dały zasadzki przygotowywane w okolicy, choć brały w nich udział policjantki z wydziału kryminalnego. Udawały, że spacerują na Skałkach Twardowskiego, a faktycznie miały przygotowaną broń lub paralizator, by obezwładnić nieuchwytnego napastnika. Jednak on nie dał się nabrać.

10 ofiar na Skałkach Twardowskiego

W sumie zaatakował 10 kobiet, w tym m.in. kucharkę, studentkę Akademii Pedagogicznej, kelnerkę, pracownicę poczty, robotnicę. W jego ujęciu pomógł sporządzony portret pamięciowy, wykonany na tyle fachowo, że został rozpoznany. Anonimowa osoba podała nazwisko i imię domniemanego sprawcy.

Okazał się nim 20-letni wtedy Michał L. Ujęto go po krótkim pościgu, bo na widok policji wyskoczył przez okno z własnego mieszkania. Szybko został obezwładniony. Ofiary rozpoznały go na okazaniu.

25-letnia studentka Anna S.: - Napadł mnie w samo południe, wyjął nóż. Byłam w takim stresie, że złapałam go za rękę. Ten nóż mu się złamał. Oddałam komórkę, bo tylko to miałam cennego, i jeszcze 6 zł.

55-letnia Elżbieta K.: - Kopnął mnie w brzuch, bo nie miałam pieniędzy.

33-letnia Maria D.: - Wepchnął mnie do rowu, wulgarnie wyzywał, okradł. Szarpaliśmy się, a w pewnej chwili wyrwałam mu nóż i go wyrzuciłam.

51-letnia kucharka Danuta B.: - Przystawił mi nóż do szyi, mówił, że zabije. Obmacywał w poszukiwaniu łańcuszka i cennych rzeczy. Straciłam pieniądze i kolczyki.

Gotówkę wydawał na zakup amfetaminy

Przed krakowskim sądem Michał L. przyznał się do winy, ale po swojemu tłumaczył motywy swojego działania.

- Nie pamiętam, bym używał noża. Codziennie ćpałem amfetaminę od półtora roku, potrzebowałem pieniędzy, by ją zdobyć - opowiadał.

Zrabowane telefony sprzedawał, a torebki wyrzucał. Za rozbój z niebezpiecznym narzędziem groziło mu do 15 lat więzienia. Chciał dla siebie 6 lat pozbawienia wolności, ale nie zgodziła się z tym prokurator.

- Mam nieco wyższe wnioski co do kary... - zapowiedziała. Jednak sąd nie uwzględnił jej propozycji i za 10 rozbojów z nożem w 2002 r. skazał Michała L. na 6 lat więzienia.

Rok 2008. Kolejne napady i osiem zarzutów

Gdy po kilku latach, między lipcem a listopadem 2008 r., nieuchwytny bandyta znowu zaczął napadać na kobiety w rejonie Skałek Twardowskiego, policjanci przypomnieli sobie o „Lewym”. Sprawdzili, że do ostatniego dnia odsiedział 6 lat z wyroku, ale już wyszedł i cieszył się wolnością. Czyżby znowu zaatakował?

Okazało się, że to bardzo prawdopodobne. Tym bardziej że - jak sprawdzili kryminalni - na nowo zaczął ćpać. Nie miał stałej pracy, a potrzebował gotówki, więc wrócił do dawnych praktyk z nożem i kobiety spacerujące na Skałkach Twardowskiego znów były w niebezpieczeństwie. Postawiono mu zarzuty dokonania ośmiu rozbojów i kradzieży prądu na szkodę spółdzielni mieszkaniowej.

Potwierdza, że kradł prąd w swoim mieszkaniu

- Prąd mi odłączono, gdy przebywałem w więzieniu. Gdy wyszedłem na wolność, w podłodze mojego mieszkania wywierciłem dziurę, przewlokłem kable, które podpiąłem do żarówki w suszarni - opowiadał.

Policję o nielegalnym poborze prądu zawiadomili sąsiedzi, którzy słyszeli, że ktoś po nocy wierci dziury.

- Przyznaję się do kradzieży prądu i do tego, że raz wyrwałem jednej kobiecie torebkę. Noża nigdy nie używałem - mówił Michał L. na przesłuchaniu, a potem na sali rozpraw. Przekonywał, że telefony, które u niego znaleziono, kupił kiedyś po okazyjnej cenie i nie wiedział, że mogą pochodzić z przestępstwa.

Jak przed laty pokrzywdzone opowiadały na sali rozpraw o okolicznościach napadów. Jedna wracała do domu z porannego biegu, inna fotografowała okolice Zakrzówka, gdy bandyta podszedł do niej od tyłu i powiedział: „Nie krzycz i nie odwracaj się, bo cię potnę”. Oddała mu pieniądze i telefon. Ofiarą stała się też kobieta, która po południu spacerowała z dzieckiem w wózku. „Lewy” znienacka chwycił ją za szyję, po czym zażądał pieniędzy i telefonu.

Żadna z ofiar nie stawiała oporu. Potulnie wyciągały z torebek pieniądze i komórki, a potem uciekały. Jednej zrabował 25, innej 300 zł.

Kolejną ofiarę przewrócił na ziemię, gdy jechała na rowerze. Postraszył, dusił, ukradł rower i rzeczy o łącznej wartości 1020 zł. Większość z napadniętych rozpoznała Michała L. podczas okazania.

Niektóre kobiety zapamiętały też charakterystyczny scyzoryk z jasną rączką, którym się posługiwał. Znaleziono go potem w mieszkaniu Michała L., tak jak i niektóre zrabowane przedmioty.

Potrzebował pieniędzy, bo brał heroinę

Michał L. nie krył, że jest czynnym narkomanem i aktualnie zażywa heroinę. Opisywał, jak po wyjściu z więzienia przez pewien czas zachowywał się poprawnie i próbował wrócić do normalnego życia. Nie pił, znalazł sobie dorywczą pracę, ale stracił ją już po trzech miesiącach. Bezrobotny postanowił wrócić do znanego mu fachu: napadów na kobiety.

I to w tym samym miejscu, w ten sam sposób. Przyparty do muru potwierdził, że mógł dokonywać rozbojów po zażyciu narkotyków, ale nie był tego pewien. - Pod ich wpływem działam jakby we mgle - bronił się.

„Lewy” wysyła gryps zza krat

Gdy został zatrzymany, przejęto gryps, jaki wysłał z celi Zakładu Karnego w Krakowie-Podgórzu do znajomego pasera.

„Był u mnie pies z Zamojskiego. Będą sprawdzać pier...one bilingi. Dopasowałem się do dziesiony, liczę, że w 10 latach się zatrzymam. Pozbądź się lewych fantów” - pisał.

W wolnym tłumaczeniu oznaczało to, że gdy został tymczasowo aresztowany, odwiedził go w celi policjant z komendy przy ul. Zamoyskiego i że wszystko wskazywało na to, że jako oskarżony będzie odpowiadał przed sądem za rozboje z nożem, czyli artykuł 210 dawnego Kodeksu karnego. Michał L. miał przy tym nadzieję, że nie dostanie kary wyższej niż 10 lat pozbawienia wolności, chociaż jest recydywistą. Prosił też w grypsie, by znajomy paser ukrył zrabowane przedmioty.

Przewidywania Michała L. co do kary faktycznie się sprawdziły. Krakowski sąd za siedem napadów na kobiety skazał go na dziewięć lat więzienia, od jednego zarzutu go uniewinnił, bo pokrzywdzona nie rozpoznała go jednoznacznie podczas okazania.

Potem jeszcze Sąd Apelacyjny w Krakowie w prawomocnym orzeczeniu obniżył Michałowi L. karę do siedmiu lat - i tyle odsiedział co do dnia.

Rok 2015. Trzecia wpadka za 4 rozboje

Jesienią 2015 r. Michał L. wyszedł na wolność, ale nie cieszył się nią zbyt długo. Trudno było mu się odnaleźć w nowej rzeczywistości, więc już w listopadzie ub.r. dokonał rozboju w okolicach Skałek Twardowskiego. Po kilku tygodniach dopuścił się trzech kolejnych napadów, już z użyciem noża. Jak wcześniej, jego ofiarami były młode kobiety. Wpadł w ręce policji 10 stycznia br.

Teraz Michał L. po krótkim procesie poddał się dobrowolnie karze siedmiu lat więzienia.

Artur Drożdżak

Dziennikarz zajmujący się sprawami sądowymi i prawnymi specjalizujący się w zagadnieniach karnych. Częsty uczestnik rozpraw w sądach na terenie całej Małopolski, głównie w Krakowie, Tarnowie i Nowym Sączu. Były wykładowca dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Pedagogicznym i Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.