Lech Poznań: „Turbo Maja” się nie zatrzymuje

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Maciej Lehmann

Lech Poznań: „Turbo Maja” się nie zatrzymuje

Maciej Lehmann

Był bohaterem meczu Kolejorza w Gliwicach. Strzelił w pierwszej połowie dwa gole i przed kamerami Canal+ obiecał swojej żonie, że to nie koniec jego popisów. Hat tricka jednak nie udało mu się strzelić, ale i tak wybrany został przez wszystkie najważniejsze media do jedenastki kolejki. - Miałem szanse na kolejne bramki, ale się nie udało. Szkoda, bo miałem ochotę zabrać piłkę do domu - śmiał się po meczu Radosław Majewski.

31-letni pomocnik Lecha jest znów w znakomitej formie.

- Dalej muszę się starać, te dwa gole nic nie znaczą. Poprawiłem swoją grę, ale nadal muszę ciężko trenować i pracować na boisku, żeby mieć lepsze statystyki. Trener wymaga ode mnie więcej bramek i asyst, jeśli chcę zatrzymać miejsce w składzie - mówi Majewski.

W swoim piłkarskim życiu wiele widział i przeżył. Wypatrzył go Tadeusz Fajfer, były bramkarz Lechii Gdańsk i Dyskobolii Grodzisk, który po zakończeniu kariery był menedżerem klubu Zbigniewa Drzymały i wyszukiwał dla niego zdolnych zawodników.

- To było w 2006 roku. Pojechałem na mecz Jezioraka Iława ze Zniczem Pruszków. Kolega polecił mi jednego z zawodników gospodarzy. W czasie spotkania nie zwracałem już uwagi na chłopaka, którego miałem obserwować, bo spodobał mi się filigranowy pomocnik Znicza. Rządził i dzielił, kreował grę. Tak jak teraz, był cały czas w ruchu, chciał być jak najczęściej przy piłce. Gdy dowiedziałem się, że ma dopiero 20 lat, wysłałem SMS-a do pana Drzymały - trzeba go brać jak najszybciej.

Radek przyjechał do nas na mecz Pucharu Ligi i po nim już wiedzieliśmy, że będzie do nas pasował - opowiada Tadeusz Fajfer. - Ze Znicza polecałem też Roberta Lewandowskiego, ale kiedy prezes się spytał, ile ma goli, a wtedy „Lewy” był po kontuzji i miał bardzo mało strzelonych bramek, powiedział, że mogę go sobie kupić, jak będę miał swój klub - dodaje były golkiper Dysko-bolii.

Transfer Majewskiego został sfinalizowany na początku 2007 roku. - Kosztował 100 tys. złotych - tyle co średni piłkarz w Anglii zarabia przez trzy dni.

„Maja” już jako piłkarz grodziskiego klubu miał oferty z zagranicznych klubów. - 600 tys. euro proponował jeden z klubów Bundesligi, ale prezes Drzymała ofertę odrzucił. Uznał, że to za mało i miał rację - zdradza Tadeusz Fajfer.

Latem 2008 roku po fuzji Dyskobolii oraz Polonii Warszawa został zawodnikiem „Czarnych Koszul”. W warszawskim zespole grał w kratkę, więc gdy Nottingham Forrest postanowił go wypożyczyć, nikt nie robił mu problemów z odejściem, tym bardziej że za rok gry Radka na Wyspach angielski klub zapłacił Polonii 130 tysięcy funtów. Rok później wykupiono go już za milion funtów. W Championship rozegrał w sumie 149 spotkań, zdobywając 16 goli. Najlepszy był dla niego mecz z Crystal Palace (31 marca 2012 roku), w którym ustrzelił hat tricka.

Kłopoty Radka rozpoczęły się w 2014 roku, został wypożyczony z Nottingham do Hu-ddersfield, gdzie rozegrał tylko pięć spotkań. - Szkoda mi było wyjeżdżać z Anglii, ale jakiś krok trzeba było zrobić, bo byłem w dołku - wyznał w jednym z wywiadów. - Potrzebowałem 2-3 miesięcy, by wrócić do swojej dyspozycji. Odzyskałem radość z gry. Musiałem zmienić klimat, otoczenie, podejście. Liczyła się dla mnie gra, nie pieniądze. Dostałem propozycję z Verii. Chciał mnie trener i dyrektor sportowy. Liczyłem, że będziemy walczyć o puchary, a okazało się, że szczytem marzeń jest utrzymanie.

W Grecji przeżył tragiczne zdarzenie. Podczas treningu zmarł na atak serca 18-letni bramkarz, który po raz pierwszy ćwiczył z pierwszym zespołem. Ale grał tam regularnie i zwrócił na siebie uwagę Lecha, który wysyłał skautów na mecze ligi greckiej.

Fajny projekt
- Teraz pora zrobić kolejny krok i walczyć o najwyższe cele - powiedział Majewski, kiedy w czerwcu podpisał trzyletni kontrakt z Kolejorzem.

- Lech to fajnie zapowiadający się projekt. Po zdobyciu mistrzostwa w 2015 roku miał gorszy sezon, bo siódme miejsce to nie jest dobry wynik. Teraz każdy z piłkarzy będzie chciał się pokazać z dobrej strony, udowodnić, że to był gorszy moment, a Lech walczy o najwyższe cele. Przychodzę, żeby tej drużynie pomóc - deklarował podczas pierwszej konferencji prasowej Majewski.

Ale początkowo nie błyszczał. Po pierwszej części sezonu mógł się pochwalić tylko dwoma asystami. - Twardo stąpam po ziemi, więc operuję faktami. I faktycznie, to nie są powalające statystyki - przyznał samokrytycznie.

Początkowo u Nenada Bjelicy też był rezerwowym.

- Czułem się dobrze i widziałem siebie w składzie. To trener jednak decyduje i nie będę się kłócił. Mogę to robić co najwyżej swoją postawą na boisku podczas treningów i meczów - mówił wtedy „Maja”, ale podkreślał, że zarówno on, jak i cały zespół, jest na fali wznoszącej. Przeczucie go nie myliło, w końcu Lech zaczął seryjnie wygrywać i piąć się w tabeli.

Nie lubi sparingów
- Fajnie to teraz wygląda. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie zespół jest w dobrej formie. Jestem ciekaw, jak to dalej będzie wyglądało. Jesteśmy w takiej formie, jaką mieliśmy jesienią, gdy wygraliśmy cztery mecze z rzędu i nie straciliśmy żadnej bramki - powiedział wczoraj na konferencji przed meczem z Pogonią.

W Szczecinie nie był, jak sam przyznaje, od dawna, ale dawno też zimą tak ciężko nie pracował i być może dlatego wychodzi mu na boisku niemal wszystko, nawet strzały głową.

-Dla mnie to były pierwsze przygotowania zimą od ośmiu lat. Ale bardzo mi się podobały zajęcia na zgrupowaniu na Cyprze. Wszystkie treningi były z piłką, na dużej intensywności. Nie było jakiegoś biegania 17 kilometrów po górach czy nad morzem, a potem trzy godziny siłowni - opowiadał. Przyznał też, że po miesiącu treningów bardzo brakowało mu meczów o stawkę i był wręcz głodny gry.

- Gdyby to ode mnie zależało, skróciłbym jeszcze przerwę zimową. Nie lubię meczów bez stawki, a przez to, że przygotowania się wydłużają, pozostają nam tylko sparingi. Wiadomo, że one są potrzebne i dla trenera, i dla nas samych, ale to nie to samo, co liga. Nawet jak grasz z bardzo dobrymi zagranicznymi ekipami - mówił przed startem wiosennych rozgrywek.

Podkreślał, że zespół od początku musi zdobywać punkty, nawet kosztem stylu, choć z tym też nie powinno być najgorzej.

- Początek roku jest dobry i oby tak dalej. Nie ma co gadać i rozwodzić się na ten temat. Ważne, że strzelamy i wygrywamy. Dalej ciężko pracujemy i robimy swoje. Mamy swój cel, a teraz obieramy kierunek na Szczecin. Nie możemy zbyt długo rozpamiętywać poprzednich meczów - mówi pomocnik Kolejorza.

Rywali nie ogląda
„Maja” żyje tylko przyszłością. Jego zdaniem, te trzy najbliższe pojedynki będą prawdziwym testem możliwości Kolejorza i pokażą, na co go stać.

-Jesienią graliśmy z Pogonią w Poznaniu i pamiętam, że jako zespół prezentowali się dosyć fajnie. Ale w tej rundzie jeszcze nie widziałem żadnego ich meczu. Ja w ogóle mało piłki oglądam w telewizji. W domu czas poświęcam rodzinie. To nie jest jednak tak, że nie będę przez to gotowy do walki. Mamy przecież analizę szczegółową rywala na odprawie przedmeczowej i wtedy wszystkiego się dowiemy. Lepiej by było, gdyby mecz był otwarty. Nie lubię grać przeciwko ekipom, które cofają się i musimy próbować głową przebić się przez ten mur - kończy Majewski.

Maciej Lehmann

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.