Marcin Mizgalski: Zdrowie Polaków stało się ofiarą mafii spółek energetycznych

Czytaj dalej
Fot. Pixource
Dorota Kowalska

Marcin Mizgalski: Zdrowie Polaków stało się ofiarą mafii spółek energetycznych

Dorota Kowalska

Jesteśmy skazani na smog. To pochodna, po pierwsze - interesów politycznych, a po drugie: wielkie firmy energetyczne to dzisiaj oligopol - mówi Marcin Mizgalski.

Szczyt klimatyczny odbywa się w Katowicach. Niektórzy jego uczestnicy już narzekają na problemy z oddychaniem. Szybko zderzyli się z polską rzeczywistością, prawda?
Katowice to smutny dowód na stan umysłów polskiego rządu. Nie wiem, czy pani zauważyła, ale szefem szczytu miał być były minister środowiska, niejaki Szyszko. Gośćmi z polskiej sceny są albo prezydent, nierozumiejący zmian globalnych, albo premier, który o elektromobilności nie ma pojęcia. To miał być szczyt klimatyczny, a są Himalaje hipokryzji polityków, opłacanych przez polską mafię energetyczną. Najwięksi przywódcy zignorowali Katowice i słusznie. Patrząc na przebitki telewizyjne, jestem przerażony, widzę twarze i nazwiska ludzi, którzy od lat przyczyniają się do tego, żeby Polacy umierali z powodu smogu.

Porozmawiajmy trochę o faktach i mitach związanych ze smogiem, bo wiele się ostatnio o nim mówi, ale mam wrażenie, że niektóre stwierdzenia nie są do końca trafne czy prawdziwe. Mówi się na przykład, że smog jest problemem wszędzie, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie i poza nią, np. w Chinach, w obu Amerykach. A biorąc pod uwagę fakt, że Europa Zachodnia jest o wiele bardziej uprzemysłowiona, więc to tam mają większy problem ze smogiem niż my.
To nie jest prawda. Cały świat jest monitorowany, jeśli chodzi o smog. Jedną nogą mieszkam w Wielkiej Brytanii, w Londynie, jedną w Polsce. Jeśli w Londynie poziom smogu PM2,5 przekracza poziom 100, to w mediach są ostrzeżenia, a następnego dnia komunikacja miejska jest za darmo. Brytyjczycy wiele nauczyli się po 1952 roku, gdy mieli tysiące zgonów dziennie. Dopiero po jakimś czasie doszli do tego, że przyczyną tych zgonów był smog. Bo nie ma czegoś takiego jak „londyńska mgła”, a wiem to bardzo dobrze, bo mieszkam tam od trzech lat. Wracając do pani pytania: nie, kraje uprzemysłowione nie mają więcej smogu - można to sprawdzić na sieci czujników. Nawet w Zagłębiu Ruhry, najbardziej uprzemysłowionym rejonie Niemiec, dzisiaj ma pani odczyty na poziomie 20-30 mikrogramów zapylenia na metr sześcienny powietrza. Dla porównania, teraz, kiedy rozmawiamy, w centrum Warszawy jest tego smogu 62 mikrogramy na metr sześcienny i to jest odczyt „korzystny”, w sensie widziałem już na czujnikach smogu odczyty 650. Te 62 mikrogramy niewiele ludziom mówią, ale Światowa Organizacja Zdrowia WHO mówi, że absolutnie nieprzekraczalny poziom to 20 mikrogramów zanieczyszczeń na metr sześcienny. Więc tylko dzisiaj mamy 300 procent normy. Ale proszę mi wierzyć, dziś jest dzień lajtowy, dzień, który traktuje Polaków nieźle, także dlatego, że mamy wysoką temperaturę jak na początek grudnia - jest plus 7 stopni Celsjusza, więc palimy mniej.

No tak, ale smog istnieje od dawna, wcześniej nikt nie robił z tego wielkiego problemu. Od niego przecież się nie umiera, chodzi jedynie o szum medialny - to kolejna opinia.
To też nie jest prawda. Argument o „szumie medialnym” to wymysły. Nauka nie kłamie, nauka, posługując się faktami i badaniami, pokazuje, jak zmienia się umieralność w aspekcie smogu. Prof. dr hab. Władysław Pierzchała z Rybnika, prezes Polskiego Towarzystwa Chorób Płuc, opublikował badania, które pokazują, że gdy wzrasta smog, zwiększa się umieralność ludzi - na każde 10 mikrogramów smogu umieralność zwiększa się o 6 procent. Te badania dowodzą ścisłego związku smogu ze śmiercią. Nam się wydaje, że na smog nie sposób umrzeć. To błąd - prawda jest taka, że nie trzeba na smog umierać, można umrzeć z powodu powikłań, chorób, do których smog doprowadza. I mogę podać konkretne liczby. Światowe organizacje mówią, że w Polsce umiera rocznie z powodu smogu między 40 a 45 tys. osób (dla porównania w Polsce rocznie ginie w wypadkach drogowych 3 tys. ludzi). Według kalkulatora: to 120 osób dziennie, tylko z powodu smogu. Proszę zgadnąć, w jakich miesiącach w Polsce następuje wzrost przypadków takich zgonów - w styczniu i lutym. Że „smog istnieje od dawna, a wcześniej nikt nie robił z tego wielkiego problemu”. To popularny mit. Wcześniej ludzie nie znali skutków wdychania smogu, tak samo jak z tytoniem, azbestem czy cukrem.

Przerwę panu i przejdę do kolejnego mitu, według którego smog to głównie problem wielkich miast.
Nie, to nieprawda. Teraz, kiedy z panią rozmawiam, patrzę na mapę czujników wokół Warszawy, podających dane online. Największym problemem nie jest centrum stolicy czy w ogóle centra. Wyjątkiem jest Kraków, który ma dużo starych budynków opalanych węglem. W Warszawie smog to głównie tzw. zielone przedmieścia. Smog w każdym z miejsc pomiarowych ma swoją własną charakterystykę. Gdyby chcieć zmierzyć smog wyłącznie w Warszawie, to tam duży w nim udział będą miały spaliny samochodowe. Wystarczy wyjechać 20 kilometrów poza Warszawę, pojechać do Pruszkowa, Smogogrodu (dawniej: Legionowa), Konstancina czy Wołomina i tam najważniejszym składnikiem smogu, stanowiącym jego 80-85 procent, będzie to, co pochodzi z kominów i palenisk domów jednorodzinnych. Z kolei na Śląsku smog jest smogiem systemowym - nie wybiera śródmieść czy przedmieść - wszystkich siecze rakiem równo. Najtragiczniejszym smogiem jest ten ze zdrojów: Kudowy-Zdroju, Lądka-Zdroju, Rabki-Zdroju - to miejsca, które pamiętamy z lat 70. jako miejscowości o charakterze leczniczym, a dzisiaj są niczym innym jak komorami gazowymi. Jeśli mamy kotlinę, wąską dolinę między górami, to jest ona truta wyziewami z własnych pieców. Dym, smog nie ma się tam jak rozproszyć i zostaje na tym obszarze na bardzo, bardzo długo. Wystarczy w Zakopanem wsiąść w kolejkę na Gubałówkę, koszt biletu - 20 zł daje wiedzę w postaci widoku grubego kożucha dymu, którym oddychają turyści. Zakopane jest najbardziej rakotwórczym miejscem w Polsce na sylwestra czy ferie zimowe.

Więc mitem jest twierdzenie, że głównym źródłem smogu są wielkie zakłady przemysłowe i transport?
Transport odpowiada za 8 do 9 procent całego smogu, w miastach ten udział rośnie do 30 procent. Smog jest zazwyczaj problemem, który nie przemieszcza się na dalej niż 3-4 kilometry. Więc jeśli z komina sąsiada wydobywa się czarny, gryzący dym, to jest on źródłem smogu, ale po dwóch, trzech kilometrach rozprasza się. Jednak nie spada do zera. Jeśli więc elektrownia dołoży swój poziom 10, a sąsiad swoje 20, to razem mamy 30. Czyli normy WHO są przekroczone, mimo że każdy z trucicieli uważa: „To nie ja!”.

Mówił pan już o tym, ale dopytam jeszcze: można przedstawić w konkretnych liczbach ilość zgonów powodowanych smogiem?
Tak, Światowa Organizacja Zdrowia oraz HEAL Polska, obydwie te organizacje podają różne szacunki, ale blisko siebie - mamy między 40 a 45 tysięcy przedwczesnych zgonów rocznie. Tylko w Polsce. Czy smog jest szkodliwy? Podam pani przykład, który mnie ostatnio zaszokował: w skali całej Polski, alergie w grupie wiekowej 7-15 lat ma od 9,5 do 9,8 procent populacji. Czyli średnio w Polsce mniej więcej co dziesiąty nastolatek ma alergie. Natomiast na terenie Krakowa 56 procent dzieciaków w tym wieku to alergicy. Przypadek?

I to jest, pana zdaniem, związane ze smogiem?
Absolutnie tak. Smog jest źródłem wielowymiarowego zła: u dzieci powoduje alergie, prowadzi do chorób płuc i trwałych zmian: astmy oskrzelowej i POChP. Czy pozwolilibyście państwo palić papierosy w pokoju dzieci? Pewnie nie. Ale o smog z komina to sąsiadowi uwagi nie zwrócicie, prawda? Są badania, przeprowadzone w Krakowie, które mówią o tym, że smog powoduje od trzech do czterech razy większą zapadalność na tzw. choroby zimowe: przeziębienia, zapalenia gardła, zatok, oskrzeli. Mając dzieci, wiem, że cztery przeziębienia rocznie to nie jest norma. Podróżując regularnie Londyn-Warszawa, widzę po nich i po sobie zmiany zdrowia po zmianie miejsca pobytu.

Faktem czy mitem jest stwierdzenie, że wystarczy kupić w aptece odpowiednią maskę na twarz i się przed smogiem uchronimy?
To się sprzedawcom masek nie spodoba: maski nie chronią. Nie ma wiarygodnych danych, które wskazywałyby na to, że maski cokolwiek dają, jeśli chodzi o ochronę przed smogiem. Szybko przyswoiliśmy azjatycki obrazek, na którym Azjaci chodzą z mniej lub bardziej skomplikowanymi maskami na twarzach, ale prawda jest taka, że zakładają je bardziej z powodów higienicznych niż z powodu smogu. Maski nie rozwiązują problemu smogu ani trochę, mogą co najwyżej zwracać uwagę na problem. Każdy, kto spróbuje w maskach pobiegać, pochodzić, wie, że znaczna część powietrza nie przepływa przez filtr, który jest na masce zamontowany. Skuteczne maski na smog, które rzeczywiście filtrują, maski z filtrami HEPA i węglowymi, to maski, których nie chcielibyśmy zobaczyć nigdy na niczyjej twarzy w autobusie.

Dlaczego?
Bo człowiek w takiej masce wygląda jak z filmu katastroficznego - duże filtry po bokach maski i szczelne przyleganie do twarzy. Przyczyna jest prosta: filtry HEPA są mało przepuszczalne, w związku z tym, jeśli mają dostarczyć człowiekowi tyle powietrza, ile on potrzebuje (10-12 oddechów na minutę, każdy po 5-6 litrów powietrza), wtedy powierzchnia czynna filtra musi być dużo większa niż typowej maseczki „smogowej”. To fizycznie niemożliwe, by popularne maseczki cokolwiek dawały. Producenci i sprzedawcy masek będą przekonywać, że są one remedium na problem smogu. Tylko badania tego nie potwierdzają. Tak samo ściema wokół kremów antysmogowych - widziałem coś takiego na półce i leżałem na ladzie ze śmiechu.

Pozostało jeszcze 51% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.