Andrzej Plęs

Matka z 5-letnią córką bezdomne, bo... czynsz się gdzieś zawieruszył

Piątek, godz. 23.30, chwilowo bezdomna 5-letnia Liliana zasnęła na korytarzowej wykładzinie. Fot. Dagmara Wójcik Piątek, godz. 23.30, chwilowo bezdomna 5-letnia Liliana zasnęła na korytarzowej wykładzinie.
Andrzej Plęs

Piątek, 6 września, godzina 22.43, Dagmara Wójcik od godziny siedzi pod drzwiami wynajmowanego mieszkania, czeka na policję. Jej 5-letnia córka Liliana nie wytrzymała, zasnęła na korytarzowej wykładzinie przed zamkniętymi drzwiami. Zamkniętymi, bo właściciel bez uprzedzenia wymienił zamki.

Zaczęło się od tego, że właściciel podniósł pani Dagmarze miesięczny czynsz o 110 zł, zupełnie bez zapowiedzi i bez uzasadnienia. O podwyżce dowiedziała się z otrzymanej od niego faktury.

- To jeszcze nic, sąsiedzi skarżyli się, że oni dostali podwyżkę o 150 złotych za pokój z kuchnią - denerwuje się lokatorka. Uznała, że 1000 zł czynszu, bez dodatkowych opłat za media, to jak na Nową Dębę jednak przesada. Postanowiła zmienić miejsce zamieszkania. Właścicielowi oświadczyła, że w ciągu dwóch tygodni zamierza się wyprowadzić.

Minionego piątku przed południem otrzymała telefon z administracji budynku przy ul. Szypowskiego: są zaległości w opłatach czynszowych, jednomiesięczne, ale są.

- Byłam przekonana, że wszystkie płatności mam uregulowane, nigdy żadnych zaległości nie było. Powiedziałam, że może mój bank nie dokonał przelewu, że może mojego polecenia przelewu dla banku system nie zarejestrował, obiecałam, że kiedy wrócę po pracy do domu, wszystko sprawdzę w raportach bankowych na komputerze - opowiada.

Wróciła wieczorem, sama zmęczona i ze zmęczoną córką. Próbowała kluczem otworzyć zamek wynajmowanego mieszkania. Raz, drugi i trzeci. I nic. I potem znowu. Przez ostatnie niemal dwa lata to się nie zdarzało, więc w pierwszych chwili sądziła, że to ze zmęczenia, potem, że może zamek zepsuty, w końcu zaalarmowała przyjaciela, który miał drugi, awaryjny klucz. Przyjaciel chwilę się mocował, w końcu uznał, że prawdopodobnie ktoś wymienił zamek.

- Późno już było, ale zadzwoniłam do właściciela. Zapytał, czy czynsz jest opłacony, powiedziałam, że obiecałam sprawdzić, ale nie mogę, bo komputer mam w mieszkaniu, a do mieszkania nie mogę się dostać - mówi dalej. - Powiedział, że to nie jego problem, ale jego mieszkanie, a nie moje.

Nie miała pojęcia, co robić. Zadzwoniła po policję. Policjanci próbowali się skontaktować z właścicielem telefonicznie. Nie udało się, więc pojechali do miejsca zamieszkania właściciela.

- Kiedy przyjechali na ulicę Szypowskiego, gdzie pod drzwiami czekałam z córką, było po godzinie 23. - opowiada. - Powiedzieli, że przywitała ich jego żona. Powiedziała, że kilkukrotnie mnie upominała o niezapłaconym czynszu, zagroziła, że wymieni mi zamki. Kompletna bzdura, bo ja tej kobiety nigdy na oczy nie widziałam, nigdy z nią nie rozmawiałam. Nie wiem nawet, jak wygląda. I obiecała policjantom, że dzień później „w godzinach normalnych” udostępni mi mieszkanie. O ile zapłacę.

Policja nic więcej nie była w stanie zrobić, więc pani Dagmara zebrała śpiącą córkę z podłogi i pojechała do znajomych przenocować.

Ale o co chodzi?

Następnego dnia zatelefonowała do administracji obiektu z pytaniem, co się stało, dlaczego nie może dostać się do mieszkania, w którym ma wszystkie swoje i córki rzeczy.

- Usłyszałam, że wszystko, co mam w mieszkaniu, zostało „zabezpieczone na poczet oddania pieniędzy” - mówi kobieta. - Szło ledwie o tysiąc złotych, choć wtedy wciąż nie miałam pewności, że w ogóle jakiś dług był, bo nie dano mi szansy zajrzeć do mojego komputera.

Nie mogła poprzestać na takim oświadczeniu, wstępu do mieszkania w dalszym ciągu nie miała. Postanowiła iść do prezesa firmy, który jest administratorem obiektu, a którego uparcie nazywa właścicielem. Zapewnia, że nie bez powodu. Rozmowę z prezesem Pawłem Grzędą, także radnym miejskim, wspomina jak najgorzej, ale przytacza ze szczegółami.

- Powiedziałam mu, że tak się nie robi, że jeśli były jakieś zaległości, to powinni zawiadomić na piśmie, choćby mailem, a nie dzwonić o godzinie 11., zmienić bez mojej wiedzy zamki o godzinie 14., kiedy jestem w pracy, a kiedy wracam wieczorem, nie mam co z sobą i córką zrobić. Dowiedziałam się tyle, że czynsz za wrzesień zapłaciłam, ale za sierpień nie, choć i tego nie byli pewni. A pan prezes mi wytknął jeszcze, że zrobiłam dziury w ścianach, tymczasem miałam na to pozwolenie, chciałam powiesić ramki.

Nie zarzut o dziurach w ścianach ją zszokował, tylko to, co zobaczyła na laptopie prezesa: fotografie z jej mieszkania, ścian z dziurami też. Znaczy: pod jej nieobecność ktoś wszedł do lokalu, zrobił zdjęcia i Bóg wie, co jeszcze robił. A tam ma osobiste, bardzo prywatne rzeczy, biżuterię, komputer, którego zawartość ten ktoś też mógł sobie przejrzeć.

Nie dowiedziała się, kto buszował po mieszkaniu, za to prezes wyraził zdziwienie, że pani Dagmara z córką, zastawszy zamknięte drzwi mieszkania, nie poszła do hotelu, tylko koczowała na korytarzu do północy. W tym momencie rozmowa poszła „na ostro”. Pani Dagmara zagroziła, że pójdzie do sądu ze sprawą „włamania”: do lokalu, który zajmowała, z wymianą zamków, o której nie była uprzedzona. W końcu jakieś prawo lokatorskie istnieje.

W dalszej części przeczytasz m.in.:

  • o wynajmowanym mieszkaniu, które okazuje się być... hotelem
  • czy prezes jest... prezesem
Pozostało jeszcze 47% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Andrzej Plęs

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.