Miały być wynalazki za miliony złotych, a zostały puste konta

Czytaj dalej
Fot. pixabay
Sławomir Skomra

Miały być wynalazki za miliony złotych, a zostały puste konta

Sławomir Skomra

Spółka, której właścicielami są województwo i miasto, zainwestowała 15 mln zł w nowatorskie startupy. Teraz nie ma tam prezesa, są za to puste konta, długi, sprawa w prokuraturze i kilka pytań bez odpowiedzi.

Wynalazki, startupy mające zrewolucjonizować rynek. Na to mocno stawia Lublin. Chodzi o finansowe wsparcie młodych, nowatorskich biznesów, które mogą odnieść sukces.

Tak właśnie działa powstałe w 2003 roku Centrum Innowacji i Transferu Technologii LPNT (nie należy tej spółki mylić z Lubelskim Parkiem Naukowo-Technologicznym).

Założyły je władze województwa, miasta, lubelskie uczelnie i instytucje naukowe. Dziś udziałowców jest mniej. Główni to: województwo, miasto, Politechnika Lubelska i prywatna firma Profestech.

Na koniec 2015 roku CITT miało ponad 274 tys. zł zysku.

W 2005 roku prezesem centrum został Grzegorz Woźniak, który zarabiał w CITT 750 złotych miesięcznie.

Kasa na startup

Od 2010 roku centrum wydało ok. 15 mln zł na tzw. wejścia kapitałowe. Schemat takich wejść jest prosty: Załóżmy, że ktoś ma pomysł na biznes. Do jego realizacji potrzebuje jednak pieniędzy. Firma zgłasza się zatem do CITT i, po analizie, centrum wchodzi finansowo do takiej spółki, stając się jej udziałowcem, a ona ma opracować innowacyjny projekt i go wdrożyć.

CITT pozyskiwało pieniądze z Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. W sumie na dwa projekty PARP przyznała mu w 2011 i 2013 r. ponad 19 mln zł. Tylko w latach 2014 - 2016 naliczyliśmy 11 wejść kapitałowych, każde od 590 tys. zł do 700 tys. złotych.

Co to były za przedsięwzięcia? Np. spółka BMS Innova miała wdrożyć do produkcji „rozproszony system wyspecjalizowanego w sterowaniu emiterów światła w technologii LED”. Firma Antycellulit chciała opracować produkt kosmetyczny - właśnie antycellulitowy, a VRdesign stworzyć okulary wirtualnej rzeczywistości.

Coś się psuje

I tyle wyjaśnienia, bo teraz zaczynamy pisać o problemach. Niedawno Profestech chciał kupić od Politechniki Lubelskiej akcje CITT. To zaniepokoiło innych udziałowców: województwo i miasto. - Gdyby doszło do transakcji, to prywatna firma posiadałaby w centrum udziały większe niż samorządy - mówi nam osoba dobrze zorientowana w sprawie.

Politechnika nie sprzedała udziałów. Na tej decyzji zaważyły rzeczy, które wydarzyły się chwilę wcześniej.

W czerwcu rada nadzorcza nie przyjęła rocznego sprawo-zdania CITT, nie udzieliła Woźniakowi absolutorium. Ten podał się do dymisji.

- Dla mnie było oczywiste, że skoro nie otrzymałem absolutorium, zaznaczę, że bez uzasadnienia, powinienem podać się do dymisji. Z drugiej strony otrzymałem od rady ultimatum, że jeśli sam odejdę, to wówczas będzie mi udzielone absolutorium. Tak się nie stało - mówi.

W sierpniu właściciele spółki powołali nowego prezesa. Został nim Robert Zajkowski. Miał prześwietlić CITT. 7 września w piśmie do właścicieli centrum alarmował, że na rachunkach bankowych jest niewiele pieniędzy - na trzech w sumie ok. 1270 zł, a na 6 pozostałych saldo jest ujemne lub zerowe.

Co więcej, CITT ma długi. Jedna z firm pożyczyła mu 5 tys. zł, prezes tej firmy 25 tys. zł, kolejna firma - 140 tys. zł, a ponadto sam prezes Woźniak pożyczył spółce, którą kierował, w sumie 145 tys. złotych.

- Formalnie nie były to pożyczki. Po prostu tak się zdarzyło, że brakowało pieniędzy - także na wynagrodzenia - to dokładałem własne - wyjaśnia Woźniak.

W połowie września Zajkowski złożył rezygnację z funkcji prezesa CITT. Następcy nie ma.

Kiedy informacja o pustych kontach dotarła do udziałowców, zarząd województwa złożył w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury. - Służby powinny wyjaśnić, czy w spółce odpowiednio gospodarowano środkami - uważa Paweł Nakonieczny, członek zarządu CITT.

Grzegorz Woźniak zapewnia, że sytuacja finansowa centrum nie była tragiczna i rachunek szybko zostałby zbilansowany. Przyznaje się jednak do dwóch błędów. Pierwszy polegał na tym, że w przypadku wejść kapitałowych i zdobywania środków unijnych centrum musiało zaangażować najpierw własne środki. Po drugie, CITT wzięło też na siebie koszty przygotowania ekspertyz potrzebnych np. do oceny biznesplanów startupów. - Nie doszacowaliśmy tych kosztów - słyszymy.

Pytania o nazwiska

Analizując wejścia kapitałowe CITT można zauważyć, że w dokumentach przewija się kilka tych samych nazwisk.

- Centrum mogło współpracować z firmami z całej Polski, a jednak w dokumentach co jakiś czas są te same nazwiska - wskazuje jeden z naszych informatorów.

Woźniak odpiera te zarzuty: - To nic dziwnego. To my i inni udziałowcy kierowaliśmy te osoby do rad nadzorczych powstałych spółek. Powoływane były osoby ze strony CITT, które były naszymi pracownikami. Zaznaczam, że członkowie rad nie pobierają pieniędzy za swoją pracę.

Pierwszym zadaniem nowego prezesa centrum będzie wyjaśnienie sytuacji w CITT i spółkach, które założyło. - Musi poprosić firmy, w których CITT miało wejście kapitałowe, o przedstawienie dokumentów dotyczących realizowanych projektów i pokazanie efektów pracy - podkreśla Nakonieczny. - Na razie nic o tym nie wiemy - dodaje.

Gdzie te wynalazki?

Grzegorz Woźniak mówi, że nie odważyłby się informacji o wynalazkach ujawniać radzie nadzorczej CITT i właścicielom spółki. Zdaniem byłego prezesa, oni nie mieli prawa poznać szczegółów biznesowych powstałych spółek.

Efektami prac nad startupami nie była zainteresowana PARP i nigdy nie sprawdzała, czy krem na cellulit albo nowatorski skaner powstał i został wdrożony do produkcji. Agencja tłumaczy, że to był obowiązek centrum.

Próbowaliśmy dotrzeć do kilku firm, w które zainwestował CITT, ale nam się nie udało. Na przykład dwie z nich mają się mieścić w kamienicy przy ul. Narutowicza: Punguent - zapowiadała stworzenie środka poprawiającego wygląd przy atopowym zapaleniu skóry, a Antycellulit - preparatu na cellulit. To dwie najmłodsze spółki powołane do życia przez CITT. - Ich tu już od dawna nie ma - usłyszeliśmy w kamienicy od młodej kobiety.

Według Woźniaka, to nic niezwykłego, bo taka jest natura statupów, że np. często zmieniają siedziby.

- Trzeba też zrozumieć, że przeżywa 1 na 10 startupów. Zainwestowaliśmy np. w spółkę, która miała rewolucyjny pomysł. Opracowała kontenery, które zmniejszały objętość śmieci komunalnych. To byłby przełom, tyle że zmieniło się prawo o ochronie środowiska i nikt już tego rozwiązania nie kupi - opowiada Woźniak.

Trzeba też uczciwie przyznać, że na liście firm, w które zainwestował CITT, są też bardziej udane projekty. To np. 3dbone, która w Puławach produkuje implanty kości. Wykorzystywane są np. w szpitalu w Łodzi.

- Z tego co wiem, na razie nie ma z tego pieniędzy, ale ten pomysł odniesie sukces komercyjny - przewiduje Woźniak.

Co dalej z CITT?

Zajkowski, jego ostatni szef, sugeruje upadłość. Ale to nie takie proste, bo CITT czerpało z pieniędzy unijnych. - Nie chcemy upadłości. Robimy wręcz coś przeciwnego. Szukamy nowego prezesa - informuje Nakonieczny.

Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina: - Nadzwyczajne zgromadzenie wspólników spółki CITT LPNT, które odbyło się 7 października, zobowiązało radę nadzorczą do weryfikacji stanu majątkowego spółki, formalnego wezwania pana Grzegorza Woźniaka do złożenia wyjaśnień oraz przedstawienia udziałowcom raportu o stanie spółki.

Woźniak zapewnia, że jest gotowy do spotkania z radą.

- Nietrudno się do mnie dodzwonić, panu się przecież udało. Jeśli zostanę zaproszony, to chętnie przyjdę na spotkanie. Ale o obecnej sytuacji w centrum nic nie powiem, bo nie mam takich informacji. Moja misja się tam zakończyła - mówi.

PARP zapowiada, że na przyszły rok planowana jest kompleksowa ocena programu unijnego, z którego pieniądze czerpało CITT.

Sławomir Skomra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.