Michał Bajor: Moja miłość

Czytaj dalej
Ola Szatan

Michał Bajor: Moja miłość

Ola Szatan

- Pieniądze są konsekwencją sukcesu, natomiast nie jest dobrze, jeśli przesłaniają nam cały artyzm - mówi Michał Bajor. 2 października ukazała się jego nowa płyta „Moja miłość”. 15 listopada artysta wystąpi w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Chorzowski Teatr Rozrywki ma wyjątkowe miejsce z pana życiu? Czuje się pan związany z tym teatrem?

Ten czas spędzony w Teatrze Rozrywki wspominam zawsze bardzo serdecznie i emocjonująco. Było mnóstwo fantastycznych przeżyć, przygód. I w tym miejscu pozwolę sobie na łamach prasy pozdrowić zarówno dyrektora Miłkowskiego jak i tych członków zespołu, którzy jeszcze pamiętają naszą wspólną pracę, panów z obsługi technicznej i wszystkie panie, z którymi miałem przyjemność tam współpracować.

Pan pamięta swój pierwszy pobyt w Chorzowie?

Tak, pamiętam. To było przed koncertem związanym z Przeglądem Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Przyjechaliśmy z tak zwaną galą, było bardzo dużo wykonawców. Miało to miejsce w połowie lat 80.

Czyli można powiedzieć, że Chorzów stał się jednym z pana artystycznych domów?

O tak. Z całą pewnością! Kilka lat później pojawiła się „Evita”, a ponadto od trzydziestu lat gram tutaj swoje recitale...

Jakieś przyjaźnie zawiązały się w tym czasie?

Oczywiście. Wystarczy wspomnieć Marysię Meyer i Elę Okupską, parę innych osób, m.in. Dagmarę czy Izę, z którymi współpracowałem przy „Evicie”.

Muzyka w pana życiu pojawiła się, gdy miał pan 16 lat. Z perspektywy czasu może pan ocenić, czy debiut na scenie w tym wieku, to była dobra decyzja?

Tak, bo rzadko kiedy człowiek, który nie skończył jeszcze 60 lat, może obchodzić prawie 42. rocznicę swojej kariery artystycznej. Ja zawsze wszystko liczę od pierwszego honorarium. Uważam, że życie artysty rozpoczyna się nie od takiego debiutu, że zaśpiewał u cioci na imieninach czy na jakimś festiwalu harcerskiej piosenki, tylko od momentu, kiedy otrzymał pierwszą, należną mu zapłatę za wykonanie pracy. I tak to było w 1973 roku na festiwalu w Sopocie. Miałem wtedy 16 lat.

Pamięta pan na co wydał to pierwsze honorarium?

Na pewno na głupoty. Pewnie coś kupiłem też mamie, tacie, bratu... To było może 600 złotych.

Pieniądze są ważne w show-biznesie?

Czy są ważne? Pieniądze są konsekwencją sukcesu. Natomiast nie jest dobrze, jeżeli przesłaniają nam cały artyzm. Bo jeśli ważniejsze jest to, że paparazzi niby „przypadkowo” przechodzą obok sklepu i złapią jakąś dzisiejszą celebrytkę na tym, że kupuje buty za 3000 tysiące złotych, to mamy do czynienia z inną sytuacją. A jakoś dziwnie nie piszą jaką piosenkę czy płytę nagrała.

Najnowsza pana płyta „Moja miłość” to już 19 album w pana dorobku artystycznym. I po raz kolejny spotkał się pan z Wojciechem Młynarskim.

Wcześniej miałem wiele piosenek przez niego pisanych, Od jednej do trzech, tworzonych na różne krążki. A teraz taką bardzo miłą premedytacją artystyczną i konsekwencją, spotykam się z Wojciechem Młynarskim co dwa lata. To jest nasze trzecie całościowe spotkanie na płycie. Planujemy już czwarte, ale tego nie mogę zdradzić, bo ktoś mi jeszcze podłapie pomysł. Myślę, że nie ma artysty w Polsce, który cztery płyty pod rząd w ciągu ośmiu lat nagrał z Młynarskim.

Z drugiej strony na tej płycie pojawiły się duety, m.in. z Anią Wyszkoni. W jednym z wywiadów Ania wspominała, że to było jej marzenie, aby z panem wystąpić.

Bardzo miło jest spełnić czyjeś artystyczne marzenie, tym bardziej, że kiedyś też samemu się było młodym i miało się marzenia. Wtedy wiadomo jakie to ważne. Ania jest bardzo umuzykalniona, ma pomysły, jest bardzo rozśpiewana i w dodatku roztańczona. To była niezwykle pozytywna i twórcza współpraca.

Kolejną śpiewającą panią na tej płycie jest Alicja Majewska.

Och to całe lata przyjaźni, anegdot, wspólnych podróży, koncertów. Udziału na festiwalach, spotkań domowych, urodzinowych, imieninowych i tak dalej. To było tak oczywiste, że nagramy taki duet, że nie ma sensu o tym za dużo rozmawiać. Ala Majewska oznacza Włodzimierz Korcz. Z kolei Korcz znaczy Młynarski. I tak możemy to sobie wałkować. Na pewno te trzy nazwiska są od wielu przebojami powiązane. Więc jak pojawił się pomysł z duetami, to duet z Anią Wyszkoni był spełnieniem jej marzeń, z moją wielką chęcią i za Młynarskiego przyzwoleniem, natomiast duet z Alicją Majewską był normalną konsekwencją tej wieloletniej artystycznej i prywatnej przyjaźni.

Dużo miłości jest na pana nowej płycie

Nowa płyta jest wyborem piosenek o miłości. O uczuciach, emocjach. Na wielu płytach miałem piosenki o różnych stanach ducha człowieka. Natomiast tu ewidentnie wspólnym mianownikiem jest Wojciech Młynarski i jego teksty o miłości połączone z kompozycjami różnych wspaniałych muzyków. Na dodatek są to piosenki do dzisiaj śpiewane przez ich fantastycznych wykonawców, którzy są w świetnej formie, mają swoje wielkie kariery i ja czynię jakby ukłon w ich stronę, spełniając przy okazji swoją zachciankę i marzenie literacko-muzyczne.

Wcześniej była płyta „Moje podróże”, teraz jest „Moja miłość”. Co jeszcze „mojego” będzie w wykonaniu Michała Bajora?

Może będą moje stare przeboje na nowo wykonane?... Ale to może za parę lat. Zbliżam się powoli do oczka, czyli 21 płyt, mam pomysł na dwie kolejne, podpisałem sześcioletni kontrakt z potężną wytwórnią, więc mogę sobie pozwolić na to, że kolejne płyty mam przed sobą. Mogę sobie marzyć i realizować te marzenia.

Pana płyty cieszą się powodzeniem, na koncerty przychodzi stale powiększająca się publiczność... To kwestia tego, że udało się „wychować” wierną grupę słuchaczy czy przez te minione lata też szczęście panu sprzyjało?

Na pewno wszystko naraz. Pod szczęśliwą gwiazdą się urodziłem i tak mnie rodzice wychowali. Miałem też szczęście do ludzi, których poznałem, do tych wszystkich autorytetów. Szczęściem było też to, że przy tak wczesnym debiucie zmanierowano mnie, nie zrobiono ze mnie „starego malutkiego”. Sądzę, że to wszystko wpłynęło na całą karierę. Plus dom, w którym było bardzo dobre wychowanie i tradycje rodzinne. Z publicznością też łączy mnie obustronna zażyłość, bo ona się chowała ze mną, a ja z nią. To, że dawała mi skupienie i daje mi wciąż bezpieczeństwo, to poczucie tego, że jestem im potrzebny, wypełniam te opery, wielkie teatry i domy kultury - to jest bajka. Każdy artysta marzy, by śpiewać w wielkich przestrzeniach, gdy czasami wiesza się dwa plakaty, a bilety idą w kilka dni. To jest szczęście. I cieszę się ponadto, że publiczność wzrasta pokoleniowo, w tej chwili na moich koncertach są cztery pokolenia widzów, więc to coś znaczy.

A czy w związku z tak bogatym dorobkiem artystycznym, miewał pan propozycje od twórców muzycznych programów rozrywkowych, by objąć stanowisko jurora? Były próby wykorzystania pana potencjału?

Nie. Kiedyś była krótka rozmowa z dyrektorem programowym jednej z komercyjnych telewizji, ale to było krótkie i potem już nie było kontynuowane. Ja na pewno bym się sprawdził, natomiast z drugiej strony przy tego rodzaju programach też trzeba być bardzo dyspozycyjnym, jurorzy muszą jednak przez cały cykl trwania takiego show być w gotowości każdego z tych dni, kiedy te programy są nagrywane. Przygotowywać się do nich. Nie wiem czy starczyło by mi na to czasu, w sytuacji, gdy prowadzę tak bogate życie koncertowe. Czy mam ciągoty do takich programów? Chyba nie. Mam dużo satysfakcji z własnej pracy.

To na koniec zapytam czy wyobraża pan sobie Michała Bajora na emeryturze?

Tak...

Na bujanym fotelu?

Nie, nie. Cały czas w podróży. Na emeryturze będę tyle podróżował ile teraz, albo jeszcze więcej. Oczywiście muszę najpierw odpowiednio się zabezpieczyć, żeby móc to robić, bo póki co to jestem utracjuszem. Zapraszam rodzinę, znajomych, przyjaciół i dużo podróżujemy. Ja mam bardzo dużo wakacji, bo nie śpiewam wakacyjnych ani sylwestrowych piosenek. Przez siedem miesięcy w roku pracuje, a pięć miesięcy w roku „bumeluję”. Ale to nie jest taka typowa „bumelka”, bo wtedy przygotowuję też nowe projekty, nadganiam książki, filmy, spotkania towarzyskie. I nie mam pomysłu, by bujać się na fotelu, Raczej nie chciałbym doczekać momentu, że będę się tylko bujał.

„Moja miłość” to 19. płyta w dyskografii Michała Bajora. Po albumach „Od Piaf do Garou” i „Moje podróże” przyszedł czas na zbiór 17 najpiękniejszych piosenek o miłości. Większość z nich to wielkie przeboje, trwale zapisane w historii polskiej muzyki rozrywkowej i sercach kilku pokoleń słuchaczy.

Koncert w Chorzowie
W ramach trasy promującej album „Moja miłość” Michał Bajor wystąpi 15 listopada w Teatrze Rozrywki w Chorzowie (ul. Konopnickiej 1).
Początek koncertu o godz. 18.00.
Bilety kosztują: 50, 75 i 85 zł.

Ola Szatan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.