Stanisław S. Nicieja

Moje Kresy. Dzieło prof. Władysława Filara

Władysław Filar, nauczyciel w szkołach wołyńskich, z żoną Wierą i dziećmi: Eleonorą i Władysławem jr. – przyszłym historykiem i pułkownikiem Wojska Polskiego, Fot. Archiwum Władysław Filar, nauczyciel w szkołach wołyńskich, z żoną Wierą i dziećmi: Eleonorą i Władysławem jr. – przyszłym historykiem i pułkownikiem Wojska Polskiego, autorem książki „Burza na Wołyniu.
Stanisław S. Nicieja

W poprzednim odcinku krótko przedstawiłem historię 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Należy jednak pamiętać, że ta jednostka wojskowa ma wyjątkowo skrupulatnego dziejopisa i kronikarza. Jest nim prof. Władysław Filar (rocznik 1924) – historyk, pułkownik Wojska Polskiego, informatyk, a jednocześnie uczestnik tamtych wydarzeń, świadek zwycięstw i unicestwienia jego dywizji.

Władysław Filar urodził się we wsi Iwanowicze. Jego ojciec, również Władysław (1895-1976), absolwent studium nauczycielskiego w Sokalu, żonaty z Wierą Szymunek (1904-1994), w okresie Rzeczypospolitej był organizatorem i nauczycielem w kilku szkołach w powiecie Włodzimierz Wołyński.

Poza Iwano­wiczami uczył również w Chotiaczowie, Bużance, Rusnowie, Poromowie i Drewnikach. W tych wsiach Polacy stanowili niewielki odsetek – przeważali Ukraińcy, ale byli też Żydzi i wielu kolonistów czeskich, którzy wnieśli w te okolice swój folklor i wysoką kulturę agrarną. Wyróżniali się zwłaszcza jako producenci chmielu dla potrzeb okolicznych browarów. Ale uprawiali też rośliny przemysłowe: konopie, len, buraki cukrowe i mak.

W Iwanowiczach obok Władysława Filara drugim polskim nauczycielem był Franciszek Waćkowski (1902-1991) – ojciec przyszłej senator RP Marii Berny, autorki kilku książek wspomnieniowych.

Losy Władysława Filara, jego siostry Eleonory oraz Marii Berny splotły się wówczas w sposób nierozerwalny na Wołyniu. Połączyła ich wspólna trauma, bo oczami dzieci napatrzyli się na sadystyczne wyczyny banderowców i na co dzień ocierali się o widmo śmierci, a potem długo żyli wśród opowieści o tych tragediach. Zapisy osobistych przeżyć prof. Władysława Filara i senator Marii Berny trafiły do książki Marii Fredro-Bonieckiej „Wołyń – siła traumy” (Warszawa, 2016), ukazującej ich dramatyczną młodość w czasach wołyńskiej apokalipsy. To, co należy dobitnie podkreślić, to fakt, że zbrodnie banderowskie na ludności polskiej wyróżniały się na tle zbrodni sowieckich i hitlerowskich trudnym do wyobrażenia sadyzmem i niewiarygodnym okrucieństwem.

Tuż przed wybuchem wojny Władysław Filar uczęszczał do Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika we Włodzimierzu. Wyrastał w atmosferze szczególnego kultu dla walk powstańczych i podziwu dla marszałka Piłsudskiego, którego biografią zafascynowany był jego ojciec. Wybuch wojny zrujnował ten uporządkowany świat. Przez okolice przetoczyła się fala mordów, gwałtów i rozbojów. Filarowie przenieśli się do pobliskiego Porycka i w miarę spokojnie przeżyli okupację sowiecką.

Horror zaczął się po zajęciu miejscowości przez Niemców. Masowo mordowano tamtejszych Żydów oraz prominentnych przedstawicieli społeczności polskiej. W Zabłoćcach banderowcy zabili zarządcę majątku, Jana Figla, i organistę Józefa Łebkowskiego – znaleziono ich w lesie okręconych kolczastym drutem wokół pnia drzewa, z wykłutymi oczami. Z nurtem okolicznych rzek płynęły sczerniałe zwłoki, częstokroć ludzkie tułowia pozbawione kończyn i głów. Zapanowała wówczas wśród Polaków panika. Nie było tygodnia, aby nie docierały z okolicznych wsi podobne wiadomości.

Nad ranem 11 lipca 1943 roku – czytamy w relacji Władysława Filara – ktoś gwałtowanie zapukał do naszego okna. Znajomy ojca przybiegł z pobliskiej kolonii Gurów z wiadomością, że Ukraińcy napadli na śpiącą wieś i mordują wszystkich bez wyjątku. Natychmiast zebraliśmy się i pobiegliśmy do czeskich Iwanowicz, pół kilometra od naszego domu. Od strony Gurowa słychać było strzały. Ukryliśmy się u czeskich gospodarzy.

Dołączył do nas także Jerzy Krasowski – nauczyciel, kolega ojca. U Czechów odszukał nas Andrij Martyniuk, dobry znajomy ojca, i Ukrainiec Aleksy Finiak, teść Jerzego Krasowskiego, którzy uspokoili nas, zapewniając, że nas ochronią. I rzeczywiście tak się stało, bo Andrij Martyniuk pomógł przedrzeć się rodzinie Filarów przez palone okoliczne wsie do miasta, do Włodzimierza Wołyńskiego. Tam dla Polaków było już bezpiecznie, bo niemiecki garnizon nie pozwalał na samowolę banderowców. Ale wieści, które docierały do polskich uciekinierów, były wstrząsające, zwłaszcza o tym, jakimi sposobami mordowano po wsiach tych Polaków, którym nie udało się przedostać do miasta.

Ukraińca Aleksego Finiaka za to, że pomógł uciec rodzinie Filarów, spotkała z rąk banderowców okrutna zemsta. W czasie tortur odcięto mu uszy, wydłubano oczy, odrąbano ręce i nogi. Spoczywa dziś na cmentarzu w Iwanowiczach obok Andrija Martyniuka, którego spotkał podobny los. Banderowcy nie mieli litości nawet dla swych pobratymców, jeśli – jak to uzasadniali – „zhańbili się pomocą dla Lachów”.

Władysław Filar nasłuchał się tych opowieści i po latach nie tylko je spisał, ale też opowiedział o nich Wojciechowi Smarzowskiemu, gdy reżyser przygotowywał scenariusz do swego epickiego filmu „Wołyń”. Niektóre z nich zostały wykorzystane w tym filmie.

14 grudnia 1943 roku nauczyciel Jerzy Krasowski wprowadził dziewiętnastoletniego wówczas Władysława Filara w szeregi Armii Krajowej. W Maciejowie nieopodal Kowla w niemieckich koszarach stacjonował 107 Batalion Schutzmannschaftu, w którym służyli żołnierze narodowości polskiej, w tym wielu Ślązaków. Niemcy, atakowani często przez nacjonalistów ukraińskich, tolerowali wówczas uzbrojonych Polaków, wykorzystując ich do akcji przeciw banderowcom. Filar był w maciejowskich koszarach kierownikiem kancelarii i odegrał ważną rolę, gdy ten batalion wyrwał się spod kontroli niemieckiej i rozpoczął samodzielne działania osłaniające polską ludność już jako oddział Armii Krajowej.

Wtedy to właśnie przyszły autor naukowej monografii o historii 27 Wołyńskiej Dywizji AK poznał kulisy tej formacji wojskowej i dzielił jej los aż do podstępnego rozbrojenia Polaków przez Armię Czerwoną w Skrobotowie. Osobiście – czytamy w jego wspomnieniach – ciężko przeżyłem rozbrojenie. Całą noc nie spałem. W przydrożnym lesie, gdzie nas zatrzymano, rozmyślałem z kolegami, co teraz z nami będzie.

W październiku 1945 roku Władysław Filar ożenił się z Krystyną Popek i zamieszkał w Warszawie. Miotany rozterkami, zdecydował się wstąpić w szeregi Ludowego Wojska Polskiego. Trafił wówczas pod komendę samego marszałka Michała Roli-Żymierskiego. Zaczął się w jego biografii niespodziewanie barwny rozdział. Skierowano go do służby w batalionie Ochrony Sztabu Głównego Wojska Polskiego.

Przez pewien czas był w oddziale, który zabezpieczał najważniejsze osoby w ówczesnym państwie polskim, m.in. Bolesława Bieruta i marszałka Rolę-Żymierskiego z ich rodzinami. Był w ochronie prezydenta Jugosławii Josipa Broz Tito i premiera Rumunii Petru Grozy w czasie ich wizyt w Polsce w 1946 i 1948 roku. Uczestniczył w organizowanych dla dygnitarzy państwowych (m.in. dla ministra rolnictwa Jana Dąb-Kocioła – wpływowego wówczas działacza ludowego, a przed wojną oficera WP związanego z Sarnami i Równem na Wołyniu) polowaniach i wystawnych bankietach. Swoje obserwacje z tego okresu opisał w tomie wspomnień „Wołyń – Lublin – Warszawa” (2013).

Władysław Filar ukrywał wówczas swe związki z AK i w miarę, jak nasilał się proces stalinizacji Polski, czuł się ciągłe zagrożony. Starał się jednak żyć normalnie. Na świat przyszli dwaj jego synowie – Jerzy (1946) i Mirosław (1950). Jego rodzice Wiera i Władysław Filarowie oraz siostra Eleonora Bogacz, nie mogąc wrócić na Wołyń, osiedli na ziemiach poniemieckich w okolicach Zielonej Góry – początkowo we wsi Sztabówka (dawny niemiecki Newaldau), a później przenieśli się do Warszawy, na Czerniaków. W 1949 roku usunięto z wojska marszałka Rolę-Żymierskiego, a kilka lat później aresztowano go i bez sądu więziono przez 2,5 roku.

W tym czasie Władysławowi Filarowi udało się podjąć studia w Akademii Sztabu Generalnego w Rembertowie. Tam znalazł swoisty azyl. Miał zmienioną metrykę, z której wynikało, że urodził się w roku 1926, a więc dwa lata później, niż to było naprawdę. Utrudniło to Urzędowi Bezpieczeństwa dekonspirację studenta. W 1956 roku Władysław Filar ukończył Akademię, otrzymując dyplom z pierwszą lokatą. Było to już po śmierci Stalina i w Polsce zaczęły się pierwsze procesy rehabilitujące żołnierzy AK. Uznał wówczas, że najbezpieczniej będzie zająć się już tylko pracą naukową. Uzyskał etat w Akademii i rozpoczął studia nad zupełnie nową wówczas w wojsku dziedziną – cybernetyką.

W ciągu kilku lat doktoryzował się i habilitował. W 1973 roku uzyskał tytuł profesora nauk wojskowych w specjalizacji informatyka i komputerowe modelowanie systemów. Był w wojsku polskim jednym z pierwszych, który zajmował się problematyką wykorzystywania elektronicznych maszyn cyfrowych przy rozwiązywaniu zagadnień wojskowych. W latach 80. XX wieku kierował zespołem i był współautorem pierwszego w wojsku polskim programu komputerowego pozwalającego na prowadzenie symulacji działań bojowych. Na początku lat 90. został pierwszym szefem Centrum Informatyki Akademii Obrony Narodowej.

W październiku 1991 roku prof. Władysław Filar odszedł na emeryturę i wówczas zajął się już tylko badaniami historycznymi, głównie nad dziejami 27 Wołyńskiej Dywizji AK oraz stosunkami polsko-ukraińskimi. Opublikował na ten temat ponad 120 artykułów i kilkanaście książek, w tym solidnie opracowane monografie: „Eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu” (1999), „Przebraże – bastion polskiej samoobrony na Wołyniu” (2007), „Wołyń 1939-1944. Historia – pamięć – pojednanie” (2009) oraz „Burza na Wołyniu. Dzieje 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Studium historyczno-wojskowe” (2010).

W książkach tych, ilustrowanych unikatowymi fotografiami oraz mapami sztabowymi ukazującymi miejsce i przebieg poszczególnych bitew oraz działań bojowych prowadzonych przez polskie oddziały samoobrony i 27 Wołyńską Dywizję Piechoty AK, prowadził polemikę z ukraińskimi politykami i historykami, którzy – jego zdaniem – fałszowali historię Wołynia, pisząc, iż nie było tam czystki etnicznej i ludobójstwa, a trwała tylko wojna domowa i „bratobójcze walki”, które kończyły się ofiarami po obu stronach. W swych pracach odrzucał zdecydowanie teorie niektórych ukraińskich historyków o „wojnie polsko-ukraińskiej w latach 1943-1944”, uważając taką tezę za „dezinformację wybielającą OUN i UPA”.

30 milionów przesiedleńców

W swych publikacjach dotyczących stosunków polsko-ukraińskich Władysław Filar podjął polemikę z historykami ukraińskimi oraz częścią historyków i publicystów polskich, którzy jednoznacznie potępiali „Akcję Wisła”.

W rozprawie „Operacja Wisła – konieczność czy błąd?” skupił się na krytycznej analizie monografii Romualda Drozda i Igora Hałagidy pt. „Ukraińcy w Polsce 1944-1989”, w której głoszono, że po wojnie „komuniści dokonali na bezbronnych Ukraińcach czystki etnicznej. Około 150 tysięcy wypędzonych i obrabowanych – rozproszono na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Dekretami komunistycznych satrapów skazano ich na wynarodowienie, szkalowano i oczerniano”. Zauważył, że im dalej od tych tragicznych wydarzeń, tym więcej pojawia się krytyków tamtej operacji i coraz bardziej wyizolowuje się ten problem, jakby to był niczym nieuzasadniony wymysł polski. Lekceważy się kontekst historyczny tamtych lat.

Władysław Filar postanowił przypo­mnieć, że przesiedlenia Ukraińców w ramach „Akcji Wisła” mieściły się w kontekście ogólnoeuropejskim. Koniec II wojny światowej i decyzje wielkich mocarstw w Jałcie i Poczdamie spowodowały masowe wędrówki i przesiedlenia ludności.

Na podstawie decyzji parafowanej przez przywódców zwycięskich państw przesiedlono z terenów na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej około 6 milionów Niemców (nie licząc tych, którzy wcześniej uciekli przed Armią Czerwoną). Z Czechosłowacji wysiedlono 3,2 miliona Niemców, z Węgier – 200 tysięcy, z Jugosławii – 350 tysięcy.

W okresie 15 października 1944 – 15 czerwca 1946 z Kresów Wschodnich wysiedlono do Polski 788 tysięcy Polaków, a z Polski na Ukrainę – ponad 480 tysięcy Ukraińców. Oprócz tego z Polski Centralnej przesiedliło się na ziemie zachodnie i północne ponad 3 miliony Polaków. 100 tysięcy Turków musiało opuścić Bułgarię. 140 tysięcy Włochów opuściło jugosłowiańską Istrię.

Z Grecji, Turcji i Macedonii przesiedlono do Bułgarii około 250 tysięcy Bułgarów, a Bułgarię opuściło około 50 tysięcy Greków. Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Dalmację, Siedmiogród i Słowację opuściło około 500 tysięcy Węgrów. Egzemplifikację tych przesiedleń można by dalej mnożyć, ocenia się bowiem, że w ostatnich miesiącach wojny i po decyzjach poczdamskich do zmiany miejsca zamieszkania zmuszono ponad 30 milionów ludzi, a niemieckie źródła podają nawet, że w wyniku II wojny światowej około 50 milionów ludzi utraciło na zawsze swoje małe ojczyzny i osiadło w innych miejscach.

W tym właśnie kontekście – zdaniem prof. Władysława Filara – należy mówić o przesiedlenia w ramach „Akcji Wisła”. Nie był to jakiś incydentalny, zupełnie odosobniony wymysł polskiej administracji. Taka była praktyka polityczna po kataklizmie wojennym, który miał miejsce w Europie. Te przemieszczenia były akceptowane przez społeczność międzynarodową, stąd też prof. Krzysztof Skubiszewski w artykule „Akcja Wisła i prawo międzynarodowe” (opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym” 11 marca 1990 roku, gdy był polskim ministrem spraw zagranicznych) odrzucił tezę, że przesiedlając Ukraińców w ramach Akcji Wisła Polska złamała konwencje międzynarodowe.

Władysław Filar wykazywał też w swych polemicznych tekstach, że przesiedlanie ludności ukraińskiej na ziemie zachodnie i północne w Polsce niewątpliwie sprzyjało asymilacji ze społeczeństwem polskim, ale trudno się zgodzić, że zamiarem ówczesnych władz polskich było „wynaradawianie społeczności ukraińskiej”, istniały bowiem w PRL szkoły z językiem ukraińskim, powołano Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne (z Zarządem Głównym oraz pięcioma oddziałami wojewódzkimi: olsztyńskim, gdańskim, koszalińskim, szczecińskim i wrocławskim oraz trzynastoma oddziałami powiatowymi), wychodziły pisma w języku ukraińskim.

Głos prof. Władysława Filara był bardzo ważny w tym swoistym szaleństwie, które na początku lat 90. XX wieku do­tknęło niektórych bardzo wpływowych polityków w Sejmie polskim, wyrażające się w skłonności do potępiania czegoś bądź przepraszania za coś, co zdarzyło się w dość dalekiej przeszłości. Władysław Filar podzielał wówczas opinię swej krajanki z Wołynia – senator Marii Berny, która jako jedna z nielicznych polskich parlamentarzystów protestowała przeciw uchwale polskiego Sejmu potępiającej „Akcję Wisła”. Nic dziwnego, oboje przeżyli polski holocaust na Wołyniu. Widzieli banderowskie okrucieństwo i sami cudem nie stali się jego ofiarami.

Słup z bocianim gniazdem

Prof. Władysław Filar, który od trzydziestu lat zajmuje się pisaniem książek historycznych o swych rodzinnych stronach, był też inicjatorem serii seminariów polsko-ukraińskich o tematyce wołyńskiej. Zorganizował ich ponad dwadzieścia.
Gdy w 2003 roku w towarzystwie profesorów ukraińskich z Uniwersytetu im. Iwana Franki w Łucku pojechał do rodzinnych Iwanowicz, po sześćdziesięciu latach bezbłędnie trafił do miejsc, gdzie niegdyś stał jego dom rodzinny, szkoła, w której uczył jego ojciec, i remiza strażacka.

Po tych budynkach nie było już śladu. Unicestwiono też tamtejszą słynną aleję bzów i dwór Iwanickich. Ale ostał się z czasów polskich słup z bocianim gniazdem. Bociany – powiedział wówczas Władysław Filar do swych kolegów Ukraińców, tłumiąc wzruszenie – wiją gniazda na tym samym słupie, w tym samym miejscu. Ile to pokoleń bocianów musiało się zmienić przez te sześćdziesiąt lat? Corocznie wracają w rodzinne strony. A ja przez tyle dziesiątków lat nie mogłem tu przyjechać.

Stanisław S. Nicieja

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.