Odkrywamy Lublin: zachwycające cerkwie
O stałej obecności prawosławnych w Lublinie świadczą cerkwie. Te nadal stojące i te, których już nie ma.
Nie wiemy wiele o społeczności prawosławnej w Lublinie, a tym bardziej o jej życiu codziennym - mówiła Joanna Szmit ze Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników Turystycznych „Pogranicze”.
- Mamy zapiski dotyczące Żydów, Polaków, ale nie prawosławnych. O tym, że tu byli praktycznie od momentu zasiedlenia miasta, możemy wnioskować głównie po budowanych cerkwiach - dodaje przewodniczka.
Jedną z czynnych prawosławnych świątyń w Lublinie jest Cerkiew Seminaryjna przy Grekokatolickim Seminarium Duchownym w Lublinie. Zamknięta na co dzień dla zwiedzających skrywa barwny, ale jednocześnie dosyć współczesny ikonostas Jerzego Nowosielskiego.
Prawosławne seminarium korzysta z budynku Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Lublinie już 52 lata, kształcąc duchownych nie tylko z Polski, ale i również ze wschodu.
Działające cerkwie w Lublinie są jeszcze dwie. Jedną mieszkańcy miasta mogą zwiedzać bez przeszkód w Muzeum Wsi Lubelskiej. Drewniana cerkiew przeniesiona z Tarnoszyna nie tak dawno temu przeszła remont i regularnie odprawiane są w niej nabożeństwa.
Goście skansenu znajdą tam imponujący rozmiarami, tradycyjny ikonostas z sześcioma poziomami, a czasem w środku świątyni dla zwiedzających prowadzone są pokazy pisania ikon.
Sercem społeczności prawosławnej w Lublinie jest od wieku XIV cerkiew przy ulicy Ruskiej.
- Przechodziła z rąk do rąk, była zarówno grekokatolicka, jak i prawosławna. W tej chwili pełni funkcję katedry - wyjaśnia Joanna Szmit.
Do cerkwi można wejść w niedziele na liturgię, jednak trzeba się liczyć z innymi zwyczajami niż podczas katolickiego nabożeństwa.
- Prawosławne msze potrafią trwać przy ważniejszych świętach nawet cztery godziny i najczęściej w cerkwiach nie ma ławek. Nabożeństwo odbywa się więc na stojąco, a pieśni śpiewane są a cappella, bez udziału organów - opowiada przewodniczka.
Oprócz wciąż funkcjonujących cerkwi w Lublinie mamy również pozostałości po dawnych prawosławnych świątyniach. Jednym z takich miejsc jest dzisiejsze Centrum Kultury przy ulicy Peowiaków.
- Budynek powstał w latach 30. XVII wieku jako początkowo klasztor sióstr wizytek wraz z wewnętrznym kościołem. Gdy później Polska znalazła się pod rosyjskimi zaborami w ramach represji po powstaniu listopadowym klasztor został skasowany, a w jego budynkach zainstalowano koszary jazdy. W czasie gdy stacjonowali tu kawalerzyści z Rosji, kościół został przebudowany na cerkiew - opowiada Joanna Szmit.
Cerkiew funkcjonowała przez około 40-50 lat, do dzisiaj nie zachowały się jednak zdjęcia świątyni z tamtego okresu. Nieznane pozostaje również wezwanie dawnej cerkwi, którą rozebrano wraz z przeniesieniem się wojsk rosyjskich w inne miejsce.
Miejscem, gdzie mieszkańcy cerkiew mogą zobaczyć już tylko oczami wyobraźni, jest plac Litewski.
- Sobór Podwyższenia Krzyża Świętego jest jedyną cerkwią, która została rozebrana. Wszystkie inne zachowały swoje budynki. Sobór był cerkwią katedralną, imponujących rozmiarów. Wybudowali ją Rosjanie w czasach zaborów w latach 70. XIX wieku, funkcjonowała aż do odzyskania przez Polskę niepodległości - mówi Joanna Szmit.
- Sobór został wybudowany po to, żeby pokazać Polakom, kto rządzi w mieście, wtedy mówienie w języku polskim nawet na ulicy było zakazane. Po wojnie cerkiew przebudowano na kościół katolicki, jednak już w 1924 roku podjęto decyzję o rozbiórce budynku - dodaje.
Kolejna dawna prawosławna świątynia stoi do dziś nieopodal na ulicy Zielonej. Tam znajdziemy pozostałość po obecności Greków w Lublinie. Kościół Świętego Jozefata został wybudowany kiedyś jako cerkiew.
- W 1786 roku kupcy greccy kupili za własne pieniądze dwie działki, na których wybudowali świątynie w formie hali. Cerkiew nosiła wezwanie Narodzenia Najświętszej Marii Panny, funkcjonowała długo zanim została przemieniona na kościół katolicki - wyjaśnia.
Czasami, gdy w Lublinie prawosławie było najbardziej rozwinięte, były czasy zaborów. Widoczne to było także w kuchni.
- Wraz ze zniknięciem Rosjan z targów zniknęły kiszone pomidory, cytryny czy kabaczki. Wcześniej przywozili ze sobą oczywiście też kawior czy nawet suszone ryby - mówi przewodniczka.
Jednak niektóre smakołyki przetrwały do dziś . Takim przykładem może być wigilijna kutia, która wciąż gości na stołach zarówno katolickich, jak i prawosławnych mieszkańców.