Anita Czupryn

Polska literatura współczesna, czyli sztuka paradoksu

Polska literatura współczesna, czyli sztuka paradoksu Fot. Bartek Syta
Anita Czupryn

Jak wygląda kondycja polskiej literatury? Które gatunki literackie rozkwitają, co świetnie sprzedaje się na wydawniczym rynku, a przede wszystkim - co chcą dziś czytać Polacy

Mówiąc o polskiej literaturze współczesnej trudno oprzeć się wrażeniu, że znaleźliśmy się w świecie paradoksów. Z jednej strony czytelnictwo jest marne - dane z Biblioteki Narodowej wskazują, że w zeszłym roku ponad 60 procent Polaków nie przeczytało ani jednej książki. Z drugiej strony - codziennie do księgarń trafiają 74 nowe tytuły! I to nie koniec paradoksów. Jeśli rosną nakłady, to rośnie i cena książek. Dziś wydawnictwa ustalając cenę za książkę zawyżają ją, bo wiedzą, że duże sieci natychmiast od tej ceny dają rabat 25 procent. Wydawcy podnoszą więc cenę o te 25 procent, aby zarobić swoje pieniądze.

Czytelnicy kupują więc mało, skarżąc się, że ceny są wysokie. Gdyby rzeczywiście chcieli czytać, korzystaliby z bibliotek. A te akurat są coraz lepsze, na europejskim poziomie. Tu jest dobra wiadomość - dla pisarzy. W tym roku autorzy książek po raz pierwszy dostali pieniądze za to, że to ich książki wybrali czytelnicy w wypożyczalniach. Dla wielu pisarzy kwota, jaką otrzymali, okazała się radosną niespodzianką. Autorzy w końcu, wzorem innych krajów, zarabiają na tym, że czytelnicy czytają ich książki.

Niemniej sami pisarze z jednej strony skarżą się na uwiąd fabuły, na psychologiczno-introwertyczne wywalanie bebechów, a z drugiej - niemal wszyscy dziś zabierają się za pisanie kryminałów, nawet tacy autorzy, jakich nigdy byśmy o to nie podejrzewali (np. Jacek Dehnel czy Szczepan Twardoch).

Owszem, dziś kryminał to coś, co przeżywa w Polsce swój renesans, udaje się nam najlepiej niż cała reszta literackich gatunków, ale - kolejny paradoks - wielu pisarzy odżegnuje się od wrzucania ich w szufladkę „autor kryminałów”. Katarzyna Bonda, słusznie ogłoszona królową polskiego kryminału, nie tak dawno mówiła mi, że wcale nie pisze kryminałów, a powieści obyczajowe z wątkiem kryminalnym. Do tej samej szufladki wrzuca się też Vincenta V. Severskiego, który jest przecież autorem powieści szpiegowskich. Ale jest też stałym bywalcem festiwali literatury kryminalnej, jak np. GRANDA w Poznaniu.

- Współczesny kryminał przestał zaskakiwać morderstwem, bo wystarczy otworzyć internet i mamy trzy trupy na jednej stronie. Więc zaskakiwać musi konstrukcją, pomysłem na bohatera, fabułą, narracją, jak na przykład w powieści Joanny Jodełki, kiedy to wszystkiego dowiadujemy się z ust morderczyni. Był czas, kiedy autorzy kryminałów wręcz prześcigali się w okrucieństwie, w wymyślaniu, jak zabić, ale dziś siła kryminału nie polega na tym, ile będzie trupów i jak okrutnie zabitych, ale co z tego wynika, jakie będzie tło społeczno-historyczno-polityczne, co można odkryć. Kryminał kusi pisarzy, bo jest formą, która pozwala pisarzowi sprawdzić się, czy potrafi dobrze skonstruować powieść. I jest to bardzo realny sprawdzian. A drugą przyczyną jest to, że na kryminałach da się w Polsce zarobić, co też nie jest bez znaczenia - mówi Przemysław Poznański, książkowy bloger, autor i twórca strony zupelnieinnaopowiesc.com.

Obok Katarzyny Bondy triumfują dziś Zygmunt Miłoszewski, Marek Krajewski, Mariusz Czubaj, ale pojawiają się też nowe nazwiska, a nawet rzec można - zjawiska: Remigiusz Mróz, Joanna Opiat-Bojarska. - Osobną wyspą w polskiej literaturze jest z pewnością Gaja Grzegorzewska. Jej powieści nie da się łatwo zaklasyfikować. To, co pisze, ociera się o zbrodnię, o brud, o sensację, ale nie można jednoznacznie stwierdzić, że to klasyczny kryminał, choć wątki kryminalne są. Grzegorzewska babra się w brudzie i robi to świetnie. Można by rzec, że ona ten brud wprowadza na salony. A do tego, zarówno pod względem językowym, narracji i konstrukcji jest po prostu dobra. Widać też, jak bardzo ona nad tymi swoimi książkami pracuje - zwraca uwagę Mariola Zaczyńska, dziennikarka, pisarka i organizatorka siedleckiego Festiwalu Literatury Kobiet Pióro i Pazur.

O polskim kryminale już jakiś czas temu zaczęły rozpisywać się światowe media, jak „New York Times”, czy „The Independent”, co też zrodziło oczekiwanie, kiedy Polacy zdetronizują wiodących w tym gatunku Skandynawów. Być może trochę na wyrost, bo jednak wciąż piszemy w języku, który, jak zauważa Marcin Czubaj, w świecie uznawany jest za peryferyjny.

Ale i w tej materii coś drgnęło. Zdaniem Przemysława Poznańskiego o polskim kryminale będzie jeszcze głośniej, choćby za sprawą tłumaczy książek Katarzyny Bondy, czyli serii czterech żywiołów Saszy Załuskiej, które w tej chwili przetłumaczone są na język rosyjski, angielski, niemiecki. - Absolutnie nie mamy się czego wstydzić, mamy świetne nazwiska, a przede wszystkim mamy kryminały świetne literacko. To nie są historie, które opierają się wyłącznie na intrydze. Zachęcam do czytania kryminałów Gai Grzegorzewskiej, już sam fakt że jej książki wydaje Wydawnictwo Literackie, może wskazywać z jakiego rodzaju prozą się spotkamy. Polskie kryminały nie są oczywiste, nie są sztampowe. Bywają, jak w przypadku powieści „Wariatka” Joanny Jodełki powieści psychologiczne ubrane w szaty kryminału - mówi Przemysław Poznański. I dodaje: - Pomijając kryminał, mam wrażenie, że w polskiej literaturze piszczy całkiem dobrze, głośno i wyraźnie na wielu frontach. Polska literatura ma dziś co zaoferować czytelnikom. Można tu znaleźć wszystko - podkreśla.

Na uwagę zasługuje fakt, że rozwija się reportaż historyczny i zyskuje on na popularności w oczach czytelników. Przykładem może być książka Magdaleny Grzebałkowskiej „1945. Wojna i pokój”, która w ubiegłym roku otrzymała Nike czytelników.
Kolejny rok znów pokazuje, że bardzo dobrze mają się wszelkie opowieści wojenne. - Obsadzenie bohaterów w czasach trudnych, w których trzeba i ofiar, i heroizmu, gdzie samo życie jest po prostu trudne - te powieści też się dobrze sprzedają. I autorzy chętnie sięgają do takich czasów i wykorzystują historyczne motywy. Oczywiście inną sprawą jest kwestia warsztatu, to, czy autor zadba o szczegóły, czy będą się zgadzać fakty historyczne, stroje z epoki, czy też pojawią się takie rzeczy, których w tym okresie nie było, a pojawiają się dlatego, że autor nie odrobił lekcji. Tu znów wracamy do warsztatu pisarza, do tego, jak się przyłoży do konstruowania powieści i co poda czytelnikom - mówi Mariola Zaczyńska.

Chcemy też czytać biografie i wywiady rzeki ze znanymi, publicznymi osobami. Traktujemy je poniekąd jak dokumentalne seriale, dzięki którym możemy podglądać kulisy czy to wielkiej polityki, czy życia ludzi ze świecznika. Ciekawi nas, co naprawdę myślą, jacy są, jaka jest ich prawdziwa twarz, bo spodziewamy się, że jest inna od tej wykreowanej i znanej z ekranów telewizorów.

Mariola Zaczyńska wskazuje, jak niezwykły boom przeżywają dziś sagi, które pokazują, że im głębiej autorzy sięgają do historii, tym lepiej dla opowieści i tym lepiej przyjmują je czytelnicy. - Widoczny jest zwrot ku motywom historycznym; najlepiej, jeśli w tej historycznej scenerii wydarza się i miłość, i namiętności, zawiązane w burzliwych dziejach wojen, podróży, czy braku komunikacji. Uwielbiamy to czytać - mówi pisarka.

A co z innymi gatunkami? Kiedyś przodowaliśmy w science fiction, dziś przestał być modny. Dobrze ma się fantasy, Andrzej Sapkowski nadal jest numerem jeden. - Jeśli chodzi o science fiction, to żyjemy w czasach, w których trudno nas już zaskoczyć elektronicznym gadżetem. Nawet jeśli ktoś napisze, że bohater ma chipa w głowie, to już nie jest fantastyka, to nieomal codzienność - mówi Przemysław Poznański.

Interesującym zjawiskiem jest za to powrót prozy wiejskiej. Ku wsi zwracają się pisarze urodzeni w latach 70., jak Grzegorzewska, Muszyński, Płaza, czy Małecki. Przemysław Poznański do tego grona zalicza też książkę Aleksandry Zielińskiej „Bura i szał”. - Mimo że akcja umieszczona jest w Krakowie, to bohaterka wywodzi się ze wsi i na tę wieś wraca, aby rozprawić się z demonami, które targały ją w dzieciństwie. No i trzeba tu też wymienić, nominowanego do nagrody Nike „Skorunia” Macieja Płazy, opowieść o sadownikach w czasach głębokiej komuny. Nowoczesna w języku, konstrukcji, doskonale się czyta - wymienia Poznański.

Ale też w każdym z wymienionych gatunków pojawiają się i rozczarowania. - Trudno trzymać poziom, jeżeli wydaje się w ciągu roku więcej niż dwie- trzy książki - mówi Mariola Zaczyńska. Dlaczego więc wydawcy decydują się na wydawanie książek, delikatnie mówiąc, słabych? - Wydawcy mają zasadę, że jedna książka ciągnie drugą książkę, im więcej pisarz wydaje, tym bardziej znane jest nazwisko. Trudno wylansować kogoś tylko na jednej książce - uważa pisarka. Niestety, nadal pokutuje zasada, że w promocję książek nowych autorów trzeba też włożyć pieniądze. Jeśli nie ma promocji, zdarza się, że w powodzi wydań przepadają prawdziwe perełki. - To przypadek Magdy Rem, która pojawiła się w tym roku z książką „Tysiąc róż”. Niezwykle interesujące studium, akcja ograniczająca się wręcz do dwóch postaci została fantastycznie poprowadzona; mamy i grozę, i szaleństwo. Tyle, że o tej książce w ogóle nie słychać, przeszła bez większego echa, a bardzo zasługuje na rozgłos. Autorowi z jedną tylko książką ciężko się przebić. Teraz czytam fantastyczny debiut Bartosza Szczygielskiego, książkę „Aorta”. Ma się wrażenie, że autor pisze od urodzenia. Ciekawe, czy zaistnieje, czy zostanie wylansowany. Jeśliby to miało zależeć od tego, że zacznie trzaskać dwie - trzy książki w roku, to jak się to przełoży na sposób jego pisania? Wolałabym czytać książki dopracowane - mówi Mariola Zaczyńska.

O literaturze pisanej przez kobiety i skierowanej do kobiet można by napisać osobny artykuł, dość powiedzieć, że w tej materii dzieje się dużo i to dużo dobrego. Co prawda, o ile kryminał i powieści z wątkami historycznymi wywalczyły sobie niezłą pozycję na rynku, o tyle, jeśli chodzi o powieść obyczajową, to czytelnicy mają większe wymagania. - Czytelnicy szukają tego, co nie jest depresyjne, ale ma ciekawą akcję i ciekawą narrację. O tym, że tego typu powieści się sprawdzają, widać na Festiwalu Literatury Pióro i Pazur. Czytelnicy chcą nieszablonowych rozwiązań. Mam wrażenie, że obyczaj wciąż walczy o swoją pozycję. Kryminał ją sobie wywalczył, a powieści obyczajowe w Polsce wciąż jeszcze nie mają takiej popularności. Jeśli już sięgamy po obyczaj, to są to powieści zagranicznych autorek. Ale taką jaskółką, która może wyznaczać kierunek polskiego obyczaju jest u nas Małgorzata Warda, zresztą laureatka tegorocznej nagrody Festiwalu. Daje czytelnikom ciekawą akcję, chwytliwą narrację i problem, z jakim czytelnicy muszą się zmierzyć, czytając jej książki - mówi pisarka.

Przemysław Poznański stara się sięgać po takie książki, które go nie znudzą i nie spowodują, że będzie po ich przeczytaniu wściekły. - Ale na takim rynku jak polski, ze słabym czytelnictwem i słabą sprzedażą, jako bloger uważam, że nie powinno się krytykować książek - zaznacza.

A że, jak podają statystyki, w Polsce czytają głównie kobiety (70 procent wszystkich czytelników), to z pewnością do popularyzowania czytelnictwa przyczyniają się festiwale, jak wspomniany już Festiwal Literatury Kobiet Pióro i Pazur w Siedlcach, promujący najlepszą literaturę tego gatunku, czy festiwale powieści kryminalnych, eventy, spotkania autorskie i panelowe.

- Takie spotkania mają konkretne przełożenie na czytelnictwo. Ludzie przychodzą na takie spotkania, chcą poznać pisarzy, porozmawiać z nimi. Te spotkania budzą ciekawość w czytelnikach, więc naturalnym jest, że potem czytelnicy szukają książek autorów, jakich poznali osobiście. To rzeczywiście działa - podkreśla Mariola Zaczyńska.

Pięć lat temu, po pierwszej edycji festiwalu w siedleckiej bibliotece (to jedna z trzech najlepszych bibliotek w Polsce) przybyło o 12 procent więcej wypożyczeń i kilkuset czytelników. Mieszkańcy Siedlec mieli bezpośredni kontakt z pisarzami, uczestniczyli w bezpośrednich akcjach promujących czytelnictwo. Przypomnę: siedlecki festiwal zrodził się od panelu pisarek literatury popularnej, jaki zorganizowała Mariola Zaczyńska. - Stwierdziłyśmy: nie ma nagrody, ani imprezy, która zwracałaby uwagę na literaturę popularną, literaturę środka. Festiwal pozwolił przede wszystkim zaistnieć tym pisarkom i debiutantom, na których wydawnictwa nie dają pieniędzy na reklamę. Dzięki festiwalowi często czytelniczki dowiadują się, że istnieje określona autorka, i jest taka książka. Bo wydawane w małym nakładzie -2-3 tysiące, nie mają szans dotrzeć do masowego czytelnika.

W tym demokratycznym festiwalu szanse na nagrodę ma zarówno debiutantka, jak i autorka z dużym dorobkiem z dużego wydawnictwa., ponieważ o tym, kto zdobędzie nagrodę, decydują czytelniczki. Do profesjonalnego jury, który oceni warsztat, fabułę, przechodzą książki najwyżej ocenione przez czytelniczki. - Nasz festiwal służy temu, by wyłuskiwać najlepsze książki, bo prawdą jest i to, że grafomania zalała rynek. Chcemy pokazywać, że jest literatura na poziomie, którą warto promować. To jedyny festiwal literatury popularnej, no i zdał egzamin: są i dobre autorki i dobrze napisane książki - chwaliła rok temu Mariola Zaczyńska. Literacki festiwal wrósł w kulturalną mapę Siedlec, był też żywą promocją miasta. Wiele jednak wskazuje na to, że w 2017 roku się nie odbędzie. - Ponieważ festiwalu nie da się zrobić bez pieniędzy, a do tej pory głównym sponsorem był samorząd, w tym roku pieniędzy na festiwal może już zabraknąć - przyznaje organizatorka.

Anita Czupryn

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.