Tajemnicza śmierć rodziny w lesie

Czytaj dalej
Szymon Kozica

Tajemnicza śmierć rodziny w lesie

Szymon Kozica

Zwłoki rodziców i dziecka znalazł milicjant. – Leżeli razem. Mieli przestrzelone głowy – wspomina pan Aleksy, który wtedy, w 1945 roku, był sąsiadem Gumowskich. – To było samobójstwo.

Na Facebooku odnajduję profil Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych „Pomost” w Poznaniu. Redakcyjnemu koledze, który uwielbia tajemnice z czasów II wojny światowej, pokazuję zdjęcie rozkopanej mogiły i krótki opis: „25 kwietnia 2016 roku przeprowadziliśmy ekshumację szczątków trzech osób cywilnych w pobliżu Dąbrówki Wielkopolskiej, powiat świebodziński. Ich grób znajdował się w lesie nieopodal zabudowań przysiółka Depot. Według zachowanych relacji w odnalezionej mogile pochowano małżeństwo oraz ich ośmioletnie dziecko. Byli to Niemcy pochodzenia litewskiego, którzy pod koniec stycznia 1945 roku popełnili samobójstwo ze strachu przed żołnierzami radzieckimi”.

„Gumowska wyszła z mieszkania. Miała coś za pazuchą, porozmawiała z moją matką i poszła z chłopcem do lasu”

– Rodzina? Kurczę, gdyby tak ustalić, jak się nazywali, co tam robili – mówi kolega.

Najpierw odkopali czaszkę

Podejmuję wyzwanie. Dzięki pomocy sołtysa Piotra Kociołka kontaktuję się z jednym z mieszkańców Dąbrówki (dane do
wiadomości redakcji). Wraz z jego synem wsiadam do terenowego auta. Jedziemy „na Depot” – polną drogą nieopodal toru kolejowego, przez plantację porzeczek, docieramy na skraj lasu.

– To tu – mój przewodnik wskazuje miejsce kilkanaście kroków dalej.
Między drzewami świeżo rozkopana ziemia, na środku jedenaście polnych kamieni, wokół jakieś znajome rośliny.
– Konwalie? – zastanawiam się.
– Nie wiem. Ale jeśli to konwalie, to znaczy, że ktoś kiedyś o ten grób dbał – stwierdza mój przewodnik.
Wracamy. Mężczyzna, z którym skontaktował mnie sołtys, był przy ekshumacji.
– Przyjechali. Na GPS-ie mieli dokładne dane – opowiada o ekipie z „Pomostu”.
– Odgarnęli igliwie i odkryli kamienie ułożone w duży prostokąt. Kopali koparką, później łopatą, a jak pokazały się kości, to już tylko szpachelką, pędzelkiem. Najpierw odkopali czaszkę i szkielet osoby leżącej brzuchem do dołu, prawdopodobnie kobiety. I mniejszą czaszkę dziecka...
Co chce pan wiedzieć?
Czyje to szczątki? W kajecie mam nazwisko starszej osoby, która „może i wiedziałaby coś na ten temat”. Ale wcześniej zajeżdżam jeszcze do Szkoły Podstawowej Pomnik Rodła w Dąbrówce. Dyrektor Ewa Kubicka umawia mnie na spotkanie z Aleksym Seperantem. Ruszam.
Pukam do drzwi domu przy brukowanej ulicy. Szczęk klucza w zamku. Pan Aleksy już na mnie czeka i zaprasza do środka.
– Co chce pan wiedzieć o tej sprawie?
– pyta.
– Wszystko – odpowiadam.
Z foliowej koszulki pan Aleksy wyjmuje starą fotografię.
– To byli ci ludzie. Litwini. Nazywali się Gumauskas, po polsku Gumowscy – podaje mi zdjęcie.
– Skąd pan je ma? – wyduszam z siebie po chwili milczenia, bo na moment odebrało mi głos.
– Przecież byliśmy sąsiadami – tłumaczy pan Aleksy, ale na początek objaśnia, skąd wzięła się nazwa Depot. – W czasie I wojny światowej były tu magazyny broni. Jak powstała granica między Dąbrówką a Zbąszyniem (Dąbrówka, choć w większości zamieszkana przez ludność polską, znalazła się po stronie niemieckiej, a Zbąszyń po polskiej tu dop. red.), musieli te magazyny zlikwidować. Koszary przejęła kolej. Magazyn to po francusku depot, stąd nazwa. W Depocie mieszkałem od
1937 do 1956 roku, w dziesięciorodzinnym domu, parterowym.

Ten budynek wciąż stoi, w samym środku lasu. Odnowiony, prezentuje się okazale. Później pan Aleksy pokaże mi swój dawny dom i okolice, które nadal skrywają pamiątki po magazynach z czasów I wojny światowej.

I pewnego dnia nie wrócili...

– Nie pamiętam tylko, czy to było w roku 1944, czy jeszcze w 1943 – kontynuuje pan Aleksy. – Przyszły dwie rodziny. Dlaczego tu przybyły, trudno mi powiedzieć. To byli Litwini. Z Gumauskasami, czyli Gumowskimi, sąsiadowaliśmy przez ścianę. Ojciec Józef, syn Roman, a imienia matki nie mogę sobie przypomnieć. Z Twardauskasami, czyli Twardowskimi, mieliśmy wspólny korytarz. To były cztery osoby: Karol i Monika z córką Natalią i babcią, która władała pięcioma językami – niemieckim, litewskim, polskim, rosyjskim i żydowskim. Litwini nie mieli nic, to byli naprawdę biedni ludzie. Niemcy dali im wojskowe łóżka składane, sienniki, wojskowe szafy. To było całe ich umeblowanie. Mężczyźni dostali pracę na kolei w Zbąszynku i przydział rowerów – nowych, jeździli nimi do roboty. Fajni ludzie, żadnych kłopotów z nimi nie było. I tak to szło do stycznia 1945 roku.
Przechodził front. 28 stycznia wojsko rosyjskie pojawiło się w Dąbrówce, a następnego dnia w Depocie.

Tajemnicza śmierć rodziny w lesie
Archiwum pana Aleksego Rodzina Gumowskich. Ojciec Józef, syn Roman i matka, której imienia mój rozmówca nie pamięta

– W związku z tym oni stracili pracę
– dodaje pan Aleksy. - Ale po jakimś czasie kolej w Zbąszynku znów ruszyła i poszli do roboty. I pewnego dnia nie wrócili... Okazało się, że zostali aresztowani. Z tego, co ja wiem, siedzieli w Zbąszynku. W piwnicach pod dzisiejszym domem kultury był wtedy areszt. Dlaczego ich aresztowali, trudno powiedzieć. Może mieli coś na sumieniu z tej Litwy? Kto ich wydał, nie wiadomo. I oni z tego aresztu uciekli. A wtedy ich kobiety znalazły się „pod ostrzałem”.

Pan Aleksy twierdzi, że od tego czasu ani Gumowskiego, ani Twardowskiego nikt w Depocie nie widział. Wspomina też, jak któregoś wieczora do Gumowskiej, która wtedy była w ciąży z drugim dzieckiem, przyszli radzieccy żołnierze i pohańbili bezbronną kobietę.

– Na drugi dzień rano moja matka robiła coś na dworze – relacjonuje pan Aleksy. – W tym czasie Gumowska wyszła z mieszkania, miała coś za pazuchą, porozmawiała z moją matką i poszła z chłopcem do lasu. I z tego lasu już nie wróciła... Zaczęli ich szukać. Milicjant Karcz znalazł ich w lesie. Leżeli razem. Mieli przestrzelone głowy. Chłopiec miał czapkę naciągniętą na twarz. Trzeba było ich pochować. Byłem przytym. Miałem wtedy 14 lat. Pamiętam, że grób obłożyliśmy kamieniami polnymi. I zasadziliśmy konwalie...

Pan Aleksy zamyśla się na chwilę. – To było samobójstwo – mówi. Uważa, że po „wizycie” sołdatów Gumowska kompletnie się załamała, miała dość takiego życia, zabrała synka do lasu, gdzie ukrywał się mąż, i tam się zastrzelili. Broni nikt nigdy nie znalazł.

– W zagajniku Gumowski i Twardowski wybudowali sobie ziemiankę, myśmy ją później znaleźli. Tam były koce, kożuch leżał... W końcu się okazało, że oni w nocy przychodzili do domu – przyznaje pan Aleksy.

A co się stało z Twardowskimi? – Gdy milicja zaczęła wypytywać, Twardowska też uciekła do lasu, zostały tylko Natalia i babcia. Moja mama wyczuła, że ona na noc przychodzi do domu, bo rano dziewczynka miała ładnie uczesane włosy. Nawet ją kiedyś ukradkiem widziałem – podkreśla pan Aleksy. – Gdy wysiedlano Niemców, powiedziano, że babcia musi się wynieść. Wtedy Twardowska przyszła do mojej matki poradzić się, co zrobić. Matka powiedziała jej, żeby przeszli lasem do Szczańca i dołączyli do wysiedlanych Niemców. Nie wiem, czy tak zrobili, ale wynieśli się z Depotu. A Twardowskiego nigdy nie widziałem.

Śmierć od strzału w skroń

W zeszytach „Ziemia Międzyrzecka w przeszłości”, w tomie XIII z 2015 roku, jest artykuł „Starostwo Pogranicza w Dąbrówce Wlkp. oraz działalność Lucjana Brudły od 2 lutego do 6 maja 1945 roku” doktora Marcelego Tureczka, historyka z Uniwersytetu Zielonogórskiego. A w nim taki akapit: „Odrębny charakter ma grupa dokumentów odnoszących się do spraw kryminalnych, związanych ze śmiercią rodziny G. – żona, mąż i 6-letni syn (nazwisko pominięto ze względu na kontekst czasowy) z Kolonii Dąbrówka. W toku śledztwa wykazano, że śmierć nastąpiła strzałem w skroń. Rodzina w czasach niemiec-kich była traktowana jak Niemcy, choć co ciekawe, żona G. była narodowości litewskiej. Przed śmiercią mąż G. był aresztowany w celu przesłuchania i następnie zwolniony. W sprawę miała być zamieszana również inna rodzina – T., po której według dokumentów ślad zaginął. Podczas oględzin lasu, gdzie znaleziono ciała, stwierdzono w pobliżu obecność przygotowanego schronu, który był starannie ukryty. W środku stwierdzono ukryte ubrania, broń oraz niewielką ilość żywności”.

Na cmentarzu w Glinnej

Odwracam zdjęcie Gumowskich. Z tyłu pan Aleksy napisał: „Familie Gumauskas (Gumowski) Litauer 1945 in Budychs Wald (Depot) erochossen (der Junge Roman)” (Rodzina Gumowskich, Litwinów, w 1945 roku w lesie Budychów zastrzelona, chłopiec Roman).

Ekshumowane szczątki Gumowskich trafiły do magazynu stowarzyszenia „Pomost” na terenie cmentarza na Miłostowie w Poznaniu. 22 października zostaną uroczyście pochowane w kwaterze dla lud-ności cywilnej na wojennej nekropolii w Glinnej pod Szczecinem.

Dr Marceli Tureczek, historyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego, zwraca uwagę, że śmierć rodziny Gumowskich mogła nie być samobójstwem. Naukowiec dotarł do protokołu milicji Starostwa Pogranicza w Dąbrówce Wlkp., dotyczącego tego wydarzenia, w którym jest napisane, że przy zwłokach nie znaleziono broni. – Dlaczego, skoro to było samobójstwo? A może udział osób trzecich? – zastanawia się. Z dokumentu wynika też, że milicja poszukiwała rodziny Twardowskich, ale nie znalazła.
Szymon Kozica

Z „Gazetą Lubuską” jestem związany od lipca 2000 roku - wtedy przyszedłem na praktyki do Działu Sportowego. Pracuję w redakcji w Zielonej Górze. Interesuję się sportem, ze szczególnym uwzględnieniem lekkiej atletyki i żużla, a także tym, co dzieje się w Zielonej Górze. Uwielbiam żywe lekcje historii, czyli wspomnienia Czytelników pochodzących z Kresów i nie tylko z Kresów. Czas wolny chętnie spędzam z książką w ręku. Moim ulubionym autorem jest Gabriel García Márquez, który o sobie mówił tak: „W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki”.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.