Ten zawód to nasza pasja. Ale z pasji nie da się wyżyć

Czytaj dalej
Fot. Anatol Chomicz
Urszula Ludwiczak

Ten zawód to nasza pasja. Ale z pasji nie da się wyżyć

Urszula Ludwiczak

Rozmowa z Wojciechem Rogalskim, przewodniczącym Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego w Białymstoku.

W środę, 24 maja o godz. 16 rozpoczyna się ogólnopolska akcja protestacyjna ratowników medycznych. Protesty odbywać się będą także w naszym województwie. Jaki jest cel Waszej akcji?

Akcja skierowana jest przeciwko Ministerstwu Zdrowia. Ma na celu zniwelowanie nierównego traktowania w zakresie wynagrodzenia za pracę, wykonywaną przez ratowników medycznych.

Żądamy wyrównania naszych pensji do pensji pielęgniarek. W karetce czy na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym pielęgniarka i ratownik medyczny mają równorzędne uprawnienia, tymczasem nasze zarobki są różne. Jest to niezgodne z przepisami prawa, bo wykonując czynności o tej samej jakości, należy się identyczna wypłata.

Ile zarabia ratownik medyczny?

To zależy. U nas średnia płaca to ok. 2 tys. zł. Dlatego zwykle ratownicy pracują w kilku miejscach, niektórzy dorabiają - niekoniecznie w swoim zawodzie, albo wyjeżdżają do pracy za granicę.

Wielu ratowników pracuje na kontraktach. To także wygodna forma zatrudnienia dla pracodawcy. Wtedy gdy pracuje się po 300-350 godzin w miesiącu są z tego pieniądze, ale kosztem własnego czasu, zdrowia, rodziny.

Dotychczasowe rozmowy dotyczące podwyżki płac ratowników medycznych zakończyły się fiaskiem. Resort zaproponował wam 400 zł brutto podwyżki od 1 lipca tego roku i kolejne 400 zł od lipca 2018 r. Wy chcecie dostać od lipca br. 800 zł brutto, we wrześniu kolejne 400 zł i w 2018 r. kolejne 400 zł podwyżki. W sumie 1600 zł brutto, tak jak pielęgniarki.

Tak. Bo nasze uprawnienia w systemie ratownictwa medycznego są takie same. Nierzadko bywa tak, że pielęgniarka zastępuje ratownika i odwrotnie. Dlatego chcemy być traktowani jak dwie równorzędne grupy zawodowe, a nie być dzieleni na lepszych i gorszych.

Pielęgniarki wywalczyły podwyżki w sumie po 1600 zł brutto, chcemy takich samych podwyżek. A nasza grupa zawodowa jest dużo mniej liczna, niż pielęgniarek - w kraju jest ok. 20 tys. ratowników medycznych. Dodam, że mówimy o kwocie 1600 zł brutto, rozłożonej na kilka lat. To nie jest jakaś kosmiczna suma, a pozwoliłaby takiemu ratownikowi na zrezygnowanie z pracy dodatkowej, za te 500-600 zł, dzięki której może np. opłacić przedszkole dla dziecka. Do tego zyska możliwość wypoczynku i dokształcania. Jesteśmy zawodem, który jest zobowiązany do dokształcania się, musimy zdobyć 200 punktów edukacyjnych w 5 lat. A takie szkolenia, za które otrzymuje się więcej punktów, kosztują ok. 600 zł.

Przy tym wszystkim, wasza praca do łatwych też nie należy. To ogromny stres i odpowiedzialność za ludzkie życie i zdrowie.

Tak. Poza tym mamy coraz większe uprawnienia, np. możemy podawać 40 leków, jest masa czynności, jakie możemy przy pacjencie wykonywać. Obowiązków jest coraz więcej, ale finansowo nic za tym nie idzie.

Do tego coraz częściej zmagamy się z agresją.

Teraz większość podstawowych zespołów ratowniczych jest dwuosobowa. Stąd jednym z naszych postulatów jest nowelizacja tzw. dużej ustawy o ratownictwie medycznym, gdzie jest mowa m.in. o etatyzacji i trzyosobowym zespole, co by zwiększyło bezpieczeństwo i zespołu i pacjenta.

Ale ciągle są chętni, aby wykonywać zawód ratownika.

Sporo osób kończy studia, ale nie wszyscy trafiają do zawodu. Nie wszyscy się nadają. Nie każdy jest gotowy, aby stykać się na co dzień z cierpieniem czy śmiercią.

Dla wielu z tych, którzy pracują w zawodzie wiele lat, mimo że mogliby pracować w innym miejscu, ta praca jest po prostu pasją. Ale pasją rodziny się nie wyżywi.

Jak będzie wyglądać wasza akcja protestacyjna?

Nasz protest nie będzie i nie może być uciążliwy dla pacjentów. Naszą misją jest bowiem ratowanie życia i zdrowia, dlatego na pewno nie będziemy uderzać w pacjentów. Jesteśmy zakładem pracy ciągłej, czuwamy dzień i noc, 365 dni w roku, jesteśmy gotowi do wyjazdu w minutę. Dlatego nie będzie przerwy w pracy.

W białostockim pogotowiu na początek planujemy oflagowanie budynku, umieścimy tez nasze logo na karetkach, włożymy czarne koszulki. Planujemy też akcję ulotkową skierowaną do społeczeństwa. Kolejne etapy będą zależeć od decyzji naszych władz związkowych. Nie wykluczone są pikiety, a nawet w ostateczności, strajk głodowy.

Poza białostockim pogotowiem, już wiadomo, że do akcji włączą się ratownicy na SOR-ach w białostockich szpitalach, a także z pogotowia w Augustowie i Suwałkach. Pewnie przyłączą się też inni.

Urszula Ludwiczak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.