Teresa Lipowska: przypominam trochę Barbarę Mostowiak

Czytaj dalej
Fot. fot. MTL Maxfilm
Magdalena Nowacka

Teresa Lipowska: przypominam trochę Barbarę Mostowiak

Magdalena Nowacka

Teresa Lipowska. Aktorką jest od 60 lat. Od 17 gra Barbarę Mostowiak w serialu „M jak miłość”. Nam opowiada nie tylko o serialowej rodzinie, ale i swojej książce „Nad rodzinnym albumem” i o tym, jak dba o urodę.

Kiedyś w teatrze, kabarecie, czasem w filmie. Od 17 lat ludzie oglądają panią dwa razy w tygodniu w serialu „M jak miłość”. Wiele osób zna panią przede wszystkim jako Barbarę Mostowiak.
Faktycznie, jestem podobna do Barbary Mostowiak. Zresztą scenarzystki, Ilona Łepkowska i Alina Puchała trochę wiedzą o moim życiu. I sposób bycia, który ma w sobie ta serialowa postać, biorą trochę wzorując się na mnie. Z drugiej strony, Barbara, wychowana na wsi, jest zdecydowanie bardziej wścibska, mocno ingerująca w rodzinne sprawy. Ja zachowuję dystans. Nie pytam, nie wtrącam się. I... całkiem dobrze na tym wychodzę.

Teraz w serialu czeka panią wielka, smutna zmiana. Odszedł pani serialowy mąż, Lucjan Mostowiak, czyli Witold Pyrkosz.
Zdołowała mnie śmierć Witka. Nie byliśmy w jakiejś superprzyjaźni, nie bywaliśmy u siebie. Ale te 17 lat, przegadane tysiące godzin przed wejściem na plan sprawiły, że wiele o sobie wiedzieliśmy. Nie mogę uwierzyć, że już na tym planie się nie pojawi. Jest we mnie taka ogromna potrzeba, aby zamienić z nim choćby kilka słów. Dzisiaj miałam scenę przy stole i patrzyłam na to wolne miejsce... Scenarzystka powiedziała, że zostanie wolne tak już do końca serialu. Nikt już na nim siedzieć nie będzie. To trudne do uwierzenia i pogodzenia się.

Serialowe wnuki mówią do pani „babciu” poza planem?
Nie. Mówią „pani Tereso”. Ale nie oznacza to, że są mniej serdeczne. Mój serialowy wnuk Mateuszek ma już 15 lat, a pojawił się na planie mając 4 miesiące. Jak mnie widzi, przybiega, przytula się i jest mi bardzo miło z tego powodu. Ze mną bardzo trudno być „na chłodno”. Jestem takim człowiekiem, który bardzo wyciąga ręce. Jeśli widzę, że ktoś ich nie przyjmuje, to w najgorszym razie jesteśmy w stosunkach dobrych. Ale większość relacji mam bardzo ciepłych. Najbardziej chyba właśnie z serialowymi wnukami i z synem, którego gra Kacper Kuszewski.

Nie jest pani bohaterką skandali, aktorką jednej, wybitnej roli. Ale ludzie panią uwielbiają, a za tym idzie też chęć poznania, nawet pewnej identyfikacji. Właśnie ukazała się książka „Nad rodzinnym albumem”. W rozmowach z Iloną Łepkowską odsłania pani kulisy swojego życia.
Nie chciałam pisać książki o sobie. Od paru lat dostawałam tego typu propozycje. Mnóstwo osób pisze wspomnienia, ale mnie wydawało się, że nie mam na tyle interesującego życia. Bez wielkich romansów, osiągnięć, sukcesów typu pierwszoplanowe role, które błyszczą w pamięci widzów przez wiele lat. I nagle, w 60. roku mojej pracy zawodowej, a w 80. mojego życia, namówiło mnie na to Wydawnictwo Dolnośląskie-Książnica. Zaproponowali kilka form, m.in. książkę w konwencji rodzinnego albumu; wspomnień opartych o zdjęcia. I to mnie zmobilizowało. Wiem, że ludzie mnie lubią, to rodzi zainteresowanie moją osobą. Wiedzą jednak tyle, ile przeczytali w wywiadach. Pomyślałam, że skoro mam możliwość pokazania siebie trochę inaczej, przybliżając swoje dzieciństwo, rodzinę, korzenie, to warto. Ale naprawdę zdecydowałam się na to, pod warunkiem, że rozmawiać będę z Iloną Łepkowską.

Jakie to uczucie, kiedy czyta się wspomnieniowy wywiad rzekę z samą sobą? Zadowolenie, niedosyt, a może chęć zmiany?
Podczas powstawania książki, rozwaliłam się nerwowo. Byłam pełna obaw i wątpliwości, czy powiedziałam coś dobrze, czy może jednak źle. Powinnam o czymś mówić, a może lepiej przemilczeć pewne sprawy. Kogo nie wymienić, a o kim wspomnieć koniecznie. Pokazać 80 lat swojego życia w konkretny sposób jest trudno. Ciągle miałam wyrzuty sumienia, że coś jest nie tak. Że ta książka jest zbyt „dożylna”, jak mówił Roman Dziewoński, który wydał wspomnienia o swoim ojcu („Dożylnie o Dudku”). Moja książka jest na pewno prawdziwa, mówi o sprawach, które były moimi bolączkami.

Ze wspomnień bije ogromne ciepło, ale nie ma tu opowieści o stąpaniu po płatkach róż. Zastanawiała się pani nad tym, że taka szczerość może być czasem źle odebrana?
Tak, to było moją bolączką. Jak na przykład zareagują bliscy? Pomyślałam sobie jednak, że albo pisać szczerze, albo nie pisać wcale. Nadal mam oczywiście wątpliwości, chociaż już „poszły konie po betonie”. Starałam się być bardzo obiektywna. Mówiąc o teatrze, wymieniałam rzeczy dla mnie najważniejsze. Poza teatrem - kabaret „Dudek”. Mówiąc o codzienności, też kładłam nacisk na to, co z tej codzienności miało dla mnie szczególną wartość.

Syn i brat czytali fragmenty przed wydaniem?
Ależ skąd. Nikomu tego nie pokazywałam. Syn i synowa nie lubią występować publicznie, więc starałam się delikatnie, oględnie o nich wspomnieć. Brat jest bardziej otwarty. Pewnie będę miała jakieś uwagi krytyczne ze strony rodziny, trudno. Ale ogólnie liczę na pozytywny odzew. Zostałam wychowana przez mamę, żeby być otwartą i uczciwą. Dlatego wokół mnie jest bardzo dużo życzliwych osób. Miałam i mam szczęśliwe życie, bo nie ma w nim wielu jawnych wrogów. Oczywiście byli i tacy, którzy zazdrościli mi np. mojego czterdziestoparoletniego, wspaniałego małżeństwa albo drogi zawodowej. Ta droga nie była wprawdzie usłana różami, ale była na tyle równa, że po 60 latach pracy zawodowej jestem zauważana. Zapraszana. Namówiona do spisania wspomnień. I to właśnie uważam za swój największy sukces, życiowo-zawodowy: że przez te 60 lat nigdzie nie utonęłam. Nie byłam na piedestałach, ale nie miałam też takich porażek, które mogłyby sprawić mi przykrość, choćby podczas wspomnień.

Pierwszą rozmowę w książce poświęciła pani ukochanej mamie.
Żałuję, że zabrakło mi czasu, by okazać jej tyle miłości i wdzięczności, ile do niej czuję. Za szybko odeszła. Miała 62 lata. Ale jej obecność, tak samo jak mojego zmarłego męża, odczuwam cały czas. To są dwie osoby, które rozkładają skrzydła i się mną opiekują.

Ale już stosunki z ojcem opisuje pani jako bardziej chłodne, zdystansowane. Miała pani żal do taty, że nie okazywał czułości?
To były zupełnie inne czasy i inne relacje. Mama była po to, aby ogarniać nas swoim ciepłem, miłością i opieką. Ojciec zarabiał pieniądze i czasem dawał w tyłek. Ale to nie było czymś wyjątkowym. Kiedy rozmawiam z osobami z mojego pokolenia, widzę, że tak było w większości rodzin. Dzisiaj te stosunki ojca z dziećmi są o wiele bliższe. Patrzę na mojego syna, który z dziećmi chodzi na basen, rower, do kina czy teatru. Mimo że pracuje. Z drugiej strony, w tych wspomnieniach, ocenie, może jestem zbyt surowa dla ojca. Ale nie chciałam stawiać znaku równości między mamą i tatą, stąd też ten dystans.

Wdzięk, urok i kokieteria. No i wieczna młodość. Jak pani to robi, gdzie tkwi sekret?
Jeżdżę na rowerze! Moje dbanie o siebie polega przede wszystkim na ogromnej aktywności życiowej. Nie pozwalam sobie na jęczenie, narzekanie. Staram się przynajmniej raz w roku pojechać do sanatorium, np. do Buska, by wzmocnić organizm. Jak mam pojechać autobusem jeden przystanek, to wolę pójść na piechotę. Na rowerze jadę do szewca, na pocztę, a jak mam czas, do lasu. Mam też stacjonarny rower w domu, korzystam z niego oglądając telewizję. Spędzam 10-11 godzin na planie. Wstaniesz, podejdziesz, powiesz dwa zdania i potem siadasz, czekasz godzinę na następną scenę. Dlatego tak bardzo tej aktywności fizycznej potrzebuję.

Zawsze bardzo elegancka. Dobrane dodatki, wszystko przemyślane i bardzo kobiece.
Jeśli chodzi o strój, to wybieram to, co lubię. Na pewno nie dekolty i zbyt krótkie rękawy, bo to już niezbyt wypada. Nie chcę narazić się na krytykę , że „stara baba, a zachowuje się jak podlotek”. Tego pilnuję. W sanatorium lubię chodzić w legginsach i dłuższej, męskiej koszuli. Dla kobiety ważne jest, aby wiedzieć, jak pokazać się w danym miejscu, dostosować do okoliczności.

Z mężem, także aktorem Tomaszem Zaliwskim, tworzyli państwo wyjątkową, szczęśliwą parę. Niewiele osób wie, że było to pani drugie małżeństwo. Pierwsze skończyło się, bo „mężowi się znudziło”.
To prawda. Kiedy mój były już mąż zmarł, prasa dotarła do takich informacji, nagłośniła je. Oczywiście nie wstydzę się tego. Były fantastyczne trzy lata, a ja byłam młodą, zakochaną dziewczyną. Potem zostały mi trochę podcięte kolana, ale nie żałuję. Drugi związek wyjątkowy, cudowny. Tak, jak opisałam w książce. Oczywiście w delikatny sposób. A mogłam bardziej płomiennie o tym pisać, bo ten związek warty był tego.

Nie bała się pani zaufać powtórnie mężczyźnie? A może to, że ślubu udzielił ksiądz poeta Jan Twardowski przyniosło szczęście w związku?
Kiedy szłam do księdza Twardowskiego z prośbą o ślub, to tak naprawdę go nie znałam. Polecono mi go jako człowieka niezwykle otwartego na osoby niewierzące i niepraktykujące, tolerancyjnego, przyjaciela aktorów. Potem poznałam go bliżej i ten kontakt dał mi wiele dobrego w życiu. Myślę, że może faktycznie był to szczęśliwy znak dla mojego małżeństwa. Mimo że mój mąż nie był osobą praktykującą.

Gdyby nie została pani aktorką, byłaby pani lekarzem. I to pediatrą.
No tak sobie to wymyśliłam. Zresztą mam dużo znajomych lekarzy, moja siostrzenica jest lekarką, bratanek, a wnuk brata studiuje medycynę. Lekarką była moja siostra. Myślę, że byłabym uczciwym lekarzem. I czułym. Ale nie żałuję, że wybrałam aktorstwo. W tym zawodzie też mam uśmiechy ludzi.

W tym roku odebrała Pani platynową Telekamerę. To piękne podsumowanie tylu lat pracy. A teraz książka , którą można odebrać jako formę podziękowania dla widzów za docenienie.
Mam nadzieję, że książka się spodoba. Bardzo na to liczę i bardzo mi na tym zależy.

***
Teresa Lipowska
ur. 14 lipca 1937 w Warszawie . W 1957 ukończyła Wydział Aktorski PWSFTviT w Łodzi. Aktorka warszawskiego Teatru Ludowego (od 1975 Nowego) oraz Teatru Syrena. Wiele lat związana z kabaretem „Dudek”. Gra w serialu „M jak miłość”. Zdobyła platynową Telekamerę.

fot. MTL Maxfilm

Magdalena Nowacka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.