Tragedia przy Bursztynowej. Mieszkańcy wciąż są w szoku

Czytaj dalej
Fot. Anna Kurkiewicz
Marcin Koziestański

Tragedia przy Bursztynowej. Mieszkańcy wciąż są w szoku

Marcin Koziestański

Z pozoru życie toczy się normalnie. Wysoki, żółty wieżowiec, a w pobliżu przedszkole. Słychać krzyki i śmiechy bawiących się dzieci. Jednak przechodzący alejką spacerowicze coraz zadzierają głowy. - Skoro chciał się zabić, to co mu dało, że zginęła też Kamila? - kręci z niedowierzaniem głową starsza sąsiadka.

Bursztynowa. Osiedle Poręba. - To była zawsze spokojna okolica, tyle lat tu żyję, a nigdy nie słyszałem, żeby komukolwiek stała się krzywda. Nawet nikt nikogo tu nie pobił. A teraz? Wszyscy tylko mówią o jednym, o tym potwornym zabójstwie - przyznaje w rozmowie z nami jeden ze starszych mieszkańców osiedla. I prowadzi nas w miejsce, gdzie prawie tydzień temu doszło do tragedii.

- To tu chłopak zabił dziewczynę i wyskoczył z jedenastego piętra - wyjaśnia staruszek i spokojnie odchodzi.

Tragedia przy Bursztynowej. Mieszkańcy wciąż są w szoku
Anna Kurkiewicz W tym bloku przy ul. Bursztynowej doszło do tragedii. Kamila nie żyje, Mateusz wciąż nie wybudził się ze śpiączki

Wysoki wieżowiec. Na pozór zwykły budynek, jakich na tym osiedlu bez liku.

- Stałem tak, jak teraz na balkonie. Wyszedłem na chwilę, by zapalić papierosa. Patrzę, a przy bloku naprzeciwko roi się od służb: policjanci, strażacy. Rozłożyli nawet jakąś trampolinę. Patrzę do góry, a tam człowiek stoi. Nagle wszedł do środka budynku i wyskoczył z drugiej strony. Spadał jak worek ziemniaków, tuż przy ziemi zahaczył o gałęzie i to go chyba uratowało - opowiada nam sąsiad z pobliskiego bloku.

Makabryczne zdarzenie na Czubach

Stało się to w ostatnią sobotę. Policjantów zaalarmowała matka 25-letniego Mateusza C., do której zadzwonił. Mówił, że zabił swoją dziewczynę i groził, że za chwilę popełni samobójstwo.

Na ulicę Bursztynową natychmiast przyjechali strażacy i policjanci, którzy rozłożyli pod blokiem skokochron. Mężczyzna widząc ich, wyszedł na drugą stronę bloku, gdzie wziął rozbieg i runął w dół. W ciężkim stanie trafił do szpitala. - Przebywa obecnie w placówce przy ul. Jaczewskiego. Jego stan jest ciężki, ale stabilny. Lekarze usunęli mu m.in. śledzionę i wprowadzili w stan śpiączki farmakologicznej, z której wciąż nie został wybudzony - tłumaczy Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

W mieszkaniu Mateusza znaleziono zwłoki jego dziewczyny Kamili N. Były włożone do foliowych worków, upchnięte w dużej walizce. Dziewczyna studiowała pedagogikę na UMCS.

Szkoda mi jej. To była ładna szatynka, mieszkała z matką na tym samym osiedlu, o tam, kilka bloków dalej

- wskazuje nam jedna z mieszkanek ul. Bursztynowej.

- Znam jej matkę. To wielka tragedia. Podobno ten chłopak to kryminalista, ludzie mówią, że bił Kamilę, chciała od niego odejść, ale nie zdążyła - mówi nam starsza kobieta.

Pogłoski o kryminalnej przeszłości Mateusza potwierdzają śledczy. - Wyszedł z więzienia w 2015 r. Spędził tam trzy lata za rozbój, włamanie i przestępstwa narkotykowe - precyzuje Agnieszka Kępka.

Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynika też to, o czym mówiła starsza sąsiadka - dziewczyna została skatowana. - Na ciele i głowie odnaleźliśmy szereg ran powstałych w wyniku uderzeń młotkiem lub tłuczkiem do mięsa. Śmiertelne natomiast były dwa ciosy nożem w klatkę piersiową. Do zgonu doszło około północy w nocy z piątku na sobotę - dodaje Kępka.

Zdrada czy narkotyki?

Co doprowadziło do tej tragedii? Według najbardziej prawdopodobnego scenariusza przyjętego przez śledczych - chora zazdrość Mateusza o byłego chłopaka Kamili.

W rozmowie z Klaudią (imię zmienione), która znała parę, dowiadujemy się, że Mateusz pochodził z pobliskiego osiedla Łęgi. Na Porębę przeprowadził się niedawno. Kamilę znał od kilku lat, ale gdy się poznali, była już w długoletnim związku z innym chłopakiem. - Rozstali się po 10 latach bycia razem. Ale ten chłopak nie miał nikogo oprócz niej. Jego cała rodzina zmarła, dlatego zależało mu bardzo, by Kamila go nie opuszczała. Dlatego nie mógł definitywnie zakończyć z nią kontaktów - opowiada Klaudia.

Dwa miesiące temu Kamila wprowadziła się do Mateusza. - Często widywani byli razem pod blokiem, siedzieli i pili piwo - opowiada Klaudia. Według niej 25-latek miał problemy z używkami. - Podobno brał m.in. flesz - to jakiś nowy syntetyk chemiczny. Strasznie ryje banie, a gdy połączy się go z alkoholem, to z mózgu zostaje sitko - tłumaczy dziewczyna. Prokuratura zabezpieczyła już próbki krwi Mateusza i Kamili. - Będziemy sprawdzać, czy w ich organizmach były ślady alkoholu i narkotyków - potwierdza Agnieszka Kępka.

Z ustaleń śledczych, jak i z rozmowy z Klaudią wynika, że dzień przed tym tragicznym wydarzeniem para poszła ze znajomymi do wąwozu na Czubach, tam rozpalili grill. - Na imprezę przyszedł też były chłopak Kamili, o którego był zazdrosny Mateusz - dodaje Klaudia.

Nie wykluczamy, że skok z jedenastego piętra był spowodowany tym, że chłopak mógł już otrzeźwieć i zrozumieć, co zrobił

- mówi rzeczniczka prokuratury.

Klaudia z kolei dodaje, że według niej, gdy chłopak wyjdzie ze szpitala, powinien być pilnowany. - Bo może dojść do kolejnej tragedii. On może sobie przecież znów coś zrobić - przypuszcza znajoma pary.

Starsza sąsiadka z osiedla dodaje, że to, co zrobił Mateusz, nie mieści jej się w głowie. - Jeśli i tak chciał siebie zabić skacząc z wieżowca, to po co zabijał i tę dziewczynę? Tragedia dla dwóch osób i ich rodzin. Co zyskał na tym, że zmarła Kamila? Nie rozumiem takiego postępowania - kręci głową nie dowierzając starsza kobieta.

Psycholog: Zwracajmy uwagę na wszelkie objawy przemocy

Specjaliści podkreślają, że sprawca takiej tragedii jest natychmiastowo napiętnowany. - Doszło do dramatu, który stał się kolejnym medialnym tematem. Mimo że śledztwo jest w toku, a świadków samego zabójstwa nie było, to krążą informacje przedstawiające przebieg zdarzenia, opis znajomości czy powód tej zbrodni. To z kolei wzbudza reakcje emocjonalne, ocenę, tworzenie opinii i wydawanie wyroków. Ludzie w takich sytuacjach dzielą się wtedy na tych, którzy bronią oraz tych, którzy oskarżają - wyjaśnia Monika Semczuk-Sołek z zamojskiego Ośrodka Psychoterapii Integratywnej.

Psycholog zadaje jednak pytanie, skąd pojawiają się informacje o Mateuszu, ile osób je przekazywało między sobą i zastanawia się, czy mogły zostać w jakiś sposób zniekształcone.

Podkreśla także, że zadaniem każdego z nas jest przede wszystkim praca nad tym, aby do takich tragedii nie dochodziło.

- Zwracajmy uwagę na wszelkie sygnały ostrzegawcze. Jeżeli ma ktoś przypuszczenie o stosowaniu przemocy wobec kogokolwiek, to reagujmy. Wtedy takie osoby mogą zostać skierowane do miejsc, gdzie dostaną specjalistyczną pomoc - poradni zdrowia psychicznego, ośrodków interwencji kryzysowej czy ośrodków pomocy interdyscyplinarnej dla osób pokrzywdzonych w przestępstwach - apeluje Monika Semczuk-Sołek.

Marcin Koziestański

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.