Wojna pozycyjna PiS i PO trwa

Czytaj dalej
Fot. Adam Guz
Tomasz Modzelewski

Wojna pozycyjna PiS i PO trwa

Tomasz Modzelewski

Próba wotum nieufności dla Antoniego Macierewicza to tylko jeden z elementów walki politycznej?

Zanim do resortu obrony wejdzie, zgodnie z planem, Najwyższa Izba Kontroli, to front wojny Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej i jej sprzymierzeńców będzie już dawno w innym miejscu, a wnioski z ustaleń i tak mogą być interpretowane skrajnie różnie, tak samo jak cała działalność Antoniego Macierewicza. Bo PiS ma siły wystarczające na mocne kontruderzenia, pokazujące, że stawiane ministrowi obrony zarzuty nie mają podstaw merytorycznych, a są tylko walką polityczną.

Już samo przegłosowanie kontroli w sprawie zakupu śmigłowców do przewozu najważniejszych osób w państwie z wolnej ręki oraz kwestii przestrzegania procedur związanych z ochroną informacji niejawnych w ministerstwie, a w praktyce dostępu Wacława Berczyńskiego do dokumentów związanych z planami zakupu śmigłowców dla polskiej armii jest zupełnie odmiennie argumentowane.

Dla Platformy Obywatelskiej, której wniosek poparli także niektóre osoby z Prawa i Sprawiedliwości, to znak, że posłowie nie chcą umierać za Antoniego Macierewicza. Prawo i Sprawiedliwość ustami Michała Jacha, przewodniczącego Komisji Obrony Narodowej, odpowiada, że nie ma nic do ukrycia, więc kontrola będzie dla resortu sukcesem. A był „za”, ponieważ inaczej Platforma mogłaby sugerować, że ministerstwo chce coś ukryć.

Ale Platforma kontroli w Ministerstwie Obrony Narodowej chciała już wcześniej. Ostatni raz w kwietniu tego roku.

Dowiedzieć się czegokolwiek o działalności MON

Jeśli wówczas, miesiąc temu propozycja zostałaby zaakceptowana (a tak się nie stało), byłby to pierwszy przypadek wykorzystania przez sejmową komisję prawa do kontroli realizacji ustaw i uchwał Sejmu. Wtedy też chodziło o pozyskiwanie wielozadaniowych śmigłowców dla armii oraz transport VIP-ów.

- Zamiast procedur i przetargów mamy brak procedur, zlecanie bez przetargu i podpisywanie miliardowych kontraktów, jak w przypadku pozyskania samolotów dla najważniejszych osób - mówił jeden z posłów, który domagał się tej kontroli, były wiceminister odpowiedzialny za modernizację armii Czesław Mroczek.

Zresztą Komisja Obrony odrzucała wnioski Platformy dotyczące „dowiedzenia się czegokolwiek o MON” nie tylko w kwietniu, jak przypomina były minister obrony Tomasz Siemoniak, ale przez ostatnie półtora roku.

Tej reakcji trudno się dziwić, bo posłowie PiS nieraz jechali po bandzie, gdy opozycja chciała coś uzyskać. Świeży przykład to prośba Czesława Mroczka o udzielenie informacji na temat Wojsk Specjalnych, bo „słyszymy o masowych z punktu widzenia liczebności jednostki odejściach żołnierzy. Liczebność jest zachwiana. Nie wiem, czy przy takiej skali odejść możliwe jest wykonywanie zadań”. W związku z tym minister w trybie pilnym powinien przedstawić odpowiednią informację.

Poseł zaproponował wieczorne spotkanie tego samego dnia, na co w odpowiedzi usłyszał, że wówczas „pan minister ma rekolekcje”.

Ale PiS na kwestię odejść z wojska może odpowiedzieć też merytorycznie, np. w 2016 roku z armii odeszło ponad 200 oficerów w stopniu pułkownika, a w 2010 roku (kiedy ministrem obrony był Bogdan Klich) odeszło ich prawie 300. Wojna pozycyjna więc trwa, także na polach innych pomysłów.

Zielone ludziki ministra Macierewicza

Jedna ze sztandarowych inicjatyw to tzw. piąty rodzaj wojsk, do utworzenia którego doprowadził minister Macierewicz. Obronę terytorialną nazywa „pełnowartościowym komponentem sił zbrojnych, wyposażonym w nowoczesny sprzęt”.

- Utworzenie WOT to jeden z priorytetów ministra obrony narodowej, który pozwoli na wzmocnienie bezpieczeństwa Polski, zwłaszcza w aspekcie lokalnym - informowało w ubiegłym roku MON. - Żołnierze WOT będą stanowić realne wzmocnienie w obliczu współczesnych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, w tym działań hybrydowych.

Od samego początku WOT towarzyszy jedna wątpliwość - podlegają one bezpośrednio ministrowi, co jest ewenementem (więc nic dziwnego, że zostały nazwane nawet zielonymi ludzikami Macierewicza), ale, jak argumentują zwolennicy, obrona terytorialna ma być wsparciem dla armii, wykorzystywanym też np. w sytuacjach klęsk żywiołowych, więc takie podporządkowanie to ułatwienie. Poza tym - to najnowsze wieści - WOT będzie ćwiczyć na terenach miast. Aby żołnierze byli przystosowani do działań na terenie zurbanizowanym.

I jest jeszcze jeden argument nie do przebicia. W maju rozpoczęło się szkolenie dla pierwszych ochotników do trzech powstałych już brygad (a kolejne będą formowane nawet szybciej, niż to początkowo zapowiadano), co w porównaniu z dawnym pomysłem z czasów PO jest sukcesem. Narodowe Siły Rezerwowe okazały się bowiem niewypałem.

Oczywiście można zwrócić uwagę, że WOT wiążą się z kosztami, tyle że z drugiej strony - jak już swego czasu sygnalizował były dyrektor Departamentu Kontroli MON gen. dywizji w st. spocz. Piotr Makarewicz - NSR były tworzone kosztem etatu pokojowego poszczególnych jednostek sił wojskowych i stanowiły w praktyce ukrytą redukcję SZ RP.

MON chwaliło się obroną terytorialną w informatorze, w którym podsumowany został pierwszy rok pracy Antoniego Macierewicza. W tym samym miejscu resort zapewniał, że od początku kadencji trwają prace nad „nowym systemem kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, który wyeliminuje chaos kompetencyjny i decyzyjny”.

Nic nowego - już w okresie kampanii wyborczej PiS zapowiadało odwrócenie reformy wprowadzonej przez PO i chciało ten pomysł zrealizować po wykonaniu przeglądu strategicznego. Dla Pomorza efektem tych zmian ma być przywrócenie do Gdyni - w jakiejś formule - dowództwa czy inspektoratu Marynarki Wojennej.

Raport z przeglądu został ogłoszony w miniony wtorek i zgodnie z nim zmiany mają zacząć wchodzić w życie w przyszłym roku.

Tymczasem bardziej gorący jest temat personaliów i krytyki ministra Macierewicza za „Misiewiczów”. Ale czy wcześniej było lepiej? Nie. Prawo i Sprawiedliwość bardzo łatwo może zrobić kontrofensywę wobec Platformy Obywatelskiej.

Polską armię kontrolują politycy i ich ludzie

Za Bogdana Klicha wiceministrem był Marcin Idzik, który zajął się najpierw walką z korupcją, a potem uzbrojeniem i modernizacją armii. Do resortu przeszedł ze Starostwa Powiatowego w Chrzanowie.

Zresztą sam minister Klich - poza pracą polityczną - przed pełnieniem funkcji wiceministra, a następnie ministra obrony zajmował się tym, do czego został wykształcony - psychiatrią. Tomasz Siemoniak, zanim zaczął kierować resortem, był w MON… dyrektorem Biura Prasy i Informacji.

Innymi słowy, od ponad 20 lat i czasu urzędowania na fotelu ministra obrony Piotra Kołodziejczyka, wojskowego, dowódcy, wiceadmirała, resort nie ma szczęścia do ludzi militarnie doświadczonych.

Ale oczywiście jakakolwiek próba zmiany wywołałaby międzynarodową burzę w Sojuszu Północnoatlantyckim jako zaburzenie cywilnej kontroli nad armią.

- Politycy od wielu lat grają wojskiem i nie wiążę tego tylko z Prawem i Sprawiedliwością - mówił niedawno w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” generał Waldemar Skrzypczak:

- Moim zdaniem, w ogóle politycy nie rozumieją, po co jest wojsko, i traktują je jako narzędzie do manipulowania, zabawy, o czym świadczą gry kadrowe wprowadzane, gdy zmienia się rząd. Nie zdają sobie sprawy, jak wielką szkodę wyrządzają armii. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że instrumenty powodujące zmiany personalne mają w rękach politycy i historycy, którzy nic innego nie robią, jak tylko czytają nasze teczki. Nie ma żadnych jasnych reguł gry. Armia ma być gotowa do tego, do czego jest powołana. Szkolić się i być przygotowana do wojny, obrony państwa polskiego. Jeżeli chcemy mieć pokój, miejmy silną, dobrą armię, której wszyscy będą się bać - mówił gen. Skrzypczak.

Paradoksalnie biorąc pod uwagę, że to krytyka, mniej więcej taki przekaz idzie od Antoniego Macierewicza: PiS wierzy w to, co robi, chce dużej armii, która obroni kraj przed wrogiem ze wschodu w silnej, katolickiej Polsce (sam minister, podsumowując pierwszy rok pracy, zwrócił szczególną uwagę na - dokładnie w tej kolejności - szczyt NATO w Warszawie i zaangażowanie w organizację Światowych Dni Młodzieży, a dopiero potem m.in. na reformę systemu i modernizację techniczną).

A co z jedną z przyczyn kontroli NIK - byłym szefem podkomisji smoleńskiej Wacławem Berczyńskim, który „wykończył caracale” (i przez osiem miesięcy w swoim gabinecie przetrzymywał ponad 10 tys. stron skopiowanych informacji niejawnych dotyczących postępowania przetargowego), chociaż nowe śmigłowce są tak bardzo potrzebne w polskiej armii?

Jak to stwierdził Michał Jach, przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej: „Trudno zatrzymać proces, który nie został uruchomiony”.

Także kontrola NIK, jak już dojdzie do skutku, nic nie zmieni i będzie kolejnym polem wojny pozycyjnej, dającym skrajne wnioski, czego przykładem jest szczyt NATO w Warszawie w 2016 roku.

Ministerstwo pochwaliło się po tym szczycie „budową rzeczywistego potencjału odstraszania i obrony wschodniej flanki NATO” oraz rolą Polski jako regionalnego lidera, choć wydarzenie było propozycją poprzedniego prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz ministra obrony Tomasza Siemoniaka, a decyzje dotyczące np. sił szybkiego reagowania zapadły już rok wcześniej.

- Szczyt NATO w Warszawie potwierdził to, z czym w praktyce mieliśmy do czynienia od 2014 roku - przypomina Czesław Mroczek.

- Posłowie Platformy Obywatelskiej ciągle domagają się dopieszczania - skwitowała to poseł Anna Sobecka z PiS, zaznaczając, że za organizację szczytu trzeba wyrazić uznanie ministerstwu w obecnej kadencji.

Wtedy też padły znamienne słowa o tym, że żadna demagogia nie skłoni ministra obrony do rezygnacji z jego wizji zapewnienia bezpieczeństwa Polakom. Gorzej, jeśli będzie to droga konfliktu.

Tomasz Modzelewski

dziennikarz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.