Wszystkie grzechy prywatnych szkół. "Żak" musi zwrócić blisko 2,9 mln zł dotacji

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Wszystkie grzechy prywatnych szkół. "Żak" musi zwrócić blisko 2,9 mln zł dotacji

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

„Martwe dusze” na listach i kosmiczne wynagrodzenia dyrektorów - to tylko przykłady nieprawidłowości w niepublicznych szkołach dla dorosłych. Urząd Miasta Lublin wzywa Centrum Nauki i Biznesu „Żak” do zwrotu blisko 2,9 mln zł dotacji. To już nie pierwszy raz, ale do tej pory szkoła nie oddała ani złotówki

Centrum Nauki i Biznesu „Żak” prowadzi w Lublinie szkołę policealną oraz LO dla dorosłych. Na każdego ucznia otrzymuje dotację z miejskiego budżetu (w zależności m.in. od rodzaju szkoły od 119 do prawie 200 zł).

Sposób wykorzystania tych pieniędzy po raz kolejny prześwietlili urzędnicy ratusza. Dopatrzyli się, że między styczniem 2014 a lutym 2016 roku szkoły dostały o 176,5 tys. zł za dużo, bo na liście uczniów wykazywano osoby, które nie spełniały określonych prawem wymagań, tzn. nie uczestniczyły w co najmniej połowie zajęć.

Dodatkowo kontrolerzy zakwestionowali wydatki szkół na kwotę 2,7 mln zł. Chodzi m.in. o 1,4 mln zł wynagrodzenia dla spółki KOEDU powołanej przez „Żaka”. Ma ona zapewniać obsługę administracyjną i kadrową szkół. Tymczasem, jak zauważyli kontrolerzy, obowiązki pracowników KOEDU pokrywały się z zadaniami zatrudnionych w CNiB „Żak”.

Wątpliwości wzbudziło też ponad milion zł wynagrodzenia dla członków Kolegium Dydaktycznego, które miało wspomagać dyrektora szkół, a także 137 tys. na zatrudnienie specjalisty ds. marketingu (nie wykonywał zadań związanych z działalnością oświatową). Wśród nieprawidłowości urzędnicy wskazali też wydatki na premie dla pracowników, delegacje, kawę, herbatę i bombonierki czy czajnik. W sumie urzędnicy zażądali zwrotu prawie 2,9 mln zł z otrzymanych przez „Żaka” w ciągu dwóch lat 4,3 mln zł.

Nie zgadzamy się z zarzutami, nasze wyjaśnienia prześlemy do Urzędu Miasta. Zamierzamy też odwołać się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego

- zapowiada Grzegorz Sokół, dyr. finansowy CNiB „Żak”.

To nie pierwszy raz ratusz żąda od „Żaka” oddania pieniędzy. W 2012 r. urząd wystąpił do firmy o zwrot całej dotacji (nie chciała przedstawić urzędnikom dokumentacji). Do tej pory środki nie wróciły do miasta - trwa postępowanie w SKO.

„Żak” to nie wyjątek. Urzędnicy kontrolują prywatne szkoły i przedszkola od 2010 r. (wcześniej nie mieli takich uprawnień).

- W pierwszych kontrolach w każdym przypadku okazywało się, że co najmniej 30 proc. dotacji jest do zwrotu - mówi Anna Morow, dyrektor Wydziału Audytu i Kontroli UM Lublin. Obecnie jest nieco lepiej. - Dużo mniej nieprawidłowości jest w przedszkolach. Jednak ogromnym problemem nadal są niepubliczne szkoły dla dorosłych - przyznaje Anna Morow.

W latach 2014 - 2016 Wydział Audytu zakończył 12 kontroli w tego typu placówkach. Tylko w jednej wszystko było w porządku. W pozostałych nieprawidłowości dzielą się na dwa rodzaje. Po pierwsze, wykazywanie do dotacji uczniów, mimo że nie uczestniczyli w 50 proc. zajęć. Zdarzają się też jawne fałszerstwa - wpisywanie na listy „martwych dusz” czy „podrasowywanie” list obecności.

Trafialiśmy na szkoły, które przez pół roku wykazywały stuprocentową frekwencję wszystkich uczniów. Nawet statystycznie jest to mało prawdopodobne

- podkreśla dyr. Morow.

I po drugie - wydawanie publicznych pieniędzy na cele niezgodne z przepisami. Firmy prześcigają się w sposobach, by ukryć nielegalne wydatki: zakładają spółki-córki, do których transferują pieniądze albo dzielą każdy zakup między wszystkie swoje oddziały w Polsce, dzięki czemu kontrolerom trudniej jest je analizować.

Walka z wiatrakami

„Żak” to nieformalny rekordzista jeśli chodzi o wysokość dotacji, którą powinien zwrócić. Ale np. TEB Edukacja miała oddać ponad 667 tys. zł, bo z dotacji opłacała m.in. telefony komórkowe niesłużące do kontaktów ze szkołą czy poczęstunek dla rady pedagogicznej. Dodatkowo za 235 tys. zł kupiła wyposażenie i pomoce dydaktyczne od spółki Trescor (100 proc. udziałów ma w niej TEB SA, podobnie jak w TEB Edukacja). Od firmy O’Chikara ratusz zażądał ok. 113 tys. zł m.in. dlatego, że z dotacji zapłaciła dyrektorowi premię nieprzewidzianą w umowie o pracę (68 tys. zł).

Jedną z najczęstszych nieprawidłowości jest wskazywanie do dotacji uczniów, którzy nie uczestniczyli w co najmniej połowie zajęć. Na listach obecności
123rf Jedną z najczęstszych nieprawidłowości jest wskazywanie do dotacji uczniów, którzy nie uczestniczyli w co najmniej połowie zajęć. Na listach obecności zdarzają się też fałszerstwa.

Samorządy dysponują słabą bronią w walce z nieuczciwymi szkołami. Jeśli podczas kontroli urząd stwierdza nieprawidłowości, wzywa do oddania części dotacji. Jeżeli firma to zrobi, sprawa się kończy. Jeśli nie, wydawana jest decyzja administracyjna, nakazująca zwrot pieniędzy.

Szkoły odwołują się do SKO i sądów, a postępowania ciągną się latami. W przypadku Profesji Centrum Kształcenia Kadr pierwszą decyzję nakazującą zwrot dotacji wydano w lutym 2012 r. Postępowanie przed SKO zakończyło się dwa lata później, a wyrok w NSA, podtrzymujący decyzję Urzędu Miasta, zapadł w lutym br.

Od firmy Cosinus ratusz próbuje odzyskać ponad 2 mln zł od lipca 2015 r. Sprawa toczy się w SKO. W przypadku Zespołu Szkół im. św. Teresy trwa proces karny byłego dyrektora placówki, oskarżonego o malwersacje. Szkoła winna jest miastu 5 mln zł. Urząd zgłasza też sprawy do prokuratury, ale te często są umarzane.

Potrzebna zmiana prawa

Problemy z prywatnymi szkołami ma nie tylko Lublin. Urzędnicy Starostwa Powiatowego w Kraśniku, sprawdzając placówki „Żaka” w tym mieście, stwierdzili, że podpisy tych samych uczniów na listach obecności bardzo się od siebie różnią. - Istniało podejrzenie, że nie zostały złożone przez tych słuchaczy - tłumaczy Daniel Niedziałek, rzecznik starostwa. Urzędnicy poinformowali o sprawie policję. Postępowanie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Lublinie.

Anna Morow uważa, że problem pomogłaby rozwiązać zmiana przepisów. - Doprecyzowania wymaga przede wszystkim zapis o tym, na co można przeznaczać dotację. Potrzebne jest też uregulowanie dyrektorskich wynagrodzeń. W Lublinie rekord to 27 tys. zł miesięcznie, ale w kraju zdarzyło się nawet 90 tys. zł - wyjaśnia Morow.

Samorządy postulują, by finansować szkoły dla dorosłych tak jak kursy zawodowe - tam organizator szkolenia dostaje pieniądze dopiero wtedy, kiedy słuchacz zda egzamin przed specjalną komisją.

- To nie jest dobry pomysł. Przecież pieniądze są potrzebne szkołom na finansowanie kształcenia - ocenia Krystyna Starczewska, prezes Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej. - Oczywiście problem istnieje, ale potrzebna jest większa kontrola szkół, nie zmiana prawa - ocenia.

Tymczasem okazuje się, że przepisy dla szkół zamiast się zaostrzać, są coraz bardziej liberalne. - Od niedawna mogą przeznaczać dotację także na obsługę prawną. W efekcie wygląda to tak, że przekazujemy im pieniądze, dzięki którym później mogą z nami walczyć w sądach - tłumaczy dyr. Morow.

Aleksandra Dunajska-Minkiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.