Zakaz nasz powszechny

Czytaj dalej
Sławomir Skomra

Zakaz nasz powszechny

Sławomir Skomra

„Jest zakaz...”, „Zabrania się...”, „Uprasza się o nie...”. Na każdym kroku czegoś się nam zabrania. Doszło nawet do tego, że w komunikacji miejskiej nie można było rozmawiać przez telefon. A teraz jest sprawa fontanny.

W regulaminie lubelskiej komunikacji miejskiej jest osiem jednoznacznych zakazów. W autobusach i trolejbusach nie można między innymi: rozmawiać z kierowcą w czasie jazdy czy „dotykać i trzymać elementów wyposażenia do tego nieprzeznaczonych”.

Do tego trzeba jeszcze doliczyć zakazy, o których informują naklejki umieszczone na pojazdach. Według nich do autobusu nie można wsiąść z lodami i z rolkami na nogach.

W regulaminie Ogrodu Saskiego jest jeden strategiczny zakaz. Do parku nie można wchodzić psami, z wyjątkiem psów przewodników.

Chociaż jak się bliżej przyjrzeć regulaminowi, to jest jeszcze zakaz jazdy rowerem po całym ogrodzie i można to robić wyłącznie po wytypowanych alejkach.

Wydaje się, że zakazywanie jest polską specjalnością.

Często natykamy się na wszelkiego rodzaju tabliczki, regulaminy, ostrzeżenia, że czegoś nie można.

Oczywiście wiele z nich jest jak najbardziej zasadnych - jak picie alkoholu na ulicy - ale są i takie, których autorzy mocno przeszarżowali.

Zakaz dla zakazu

Na początku XXI wieku lubelskim MPK rządził prezes Jacek Miłosz. Pasjami lubił zakazywać. Wymyślił np. że w autobusach i trolejbusach nie można korzystać z telefonów komórkowych.

Miłosz uznał, że rozmowy przez telefon uprzykrzają życie innym pasażerom. Poza tym fale emitowane przez komórki mogą zaburzać pracę urządzeń służących do monitorowania trasy przejazdu pojazdów. Z tym że Miłosz wydał zakaz na kilka miesięcy przed zamontowaniem urządzeń.

Dziś można już korzystać z komórek w autobusach i nic niezwykłego z pojazdami i zamontowanymi urządzeniami się nie dzieje. Nic też nie wybuchło.

Powszechnym widokiem na lubelskich osiedlach są tabliczki „zakaz wyprowadzania psów”.

- To gdzie mam go wyprowadzić, jak wszędzie jest zakaz? - stawia pytanie pani Paulina, mieszkanka Czechowa i właścicielka dwóch psów. - Lepiej, żeby zamiast tabliczek stawiano kosze na psie odchody. Ja po swoich zwierzętach sprzątam i to jest sposób, a nie zakazy - radzi kobieta.

Zaznaczmy tylko, że nieraz sprawą takich tabliczek zajmowały się sądy. W 2015 r. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że stawianie tabliczek nie ma podstaw prawnych.

- W ocenie organu nadzoru ustawodawca nie upoważnił organu stanowiącego gminy do formułowania zakazów wyprowadzania psów i innych zwierząt domowych na określone tereny lub obiekty użyteczności publicznej - czytamy w uzasadnieniu orzeczenia.

Zakaz widmo

W gronie mnóstwa rzeczy zabronionych są także zakazy, których nikt nie respektuje i za łamanie których nikt nie karze. To choćby dokarmianie gołębi. Chociaż w miejskim regulaminie utrzymania porządku nie ma o dokarmianiu ani słowa, to:

- Dokarmianie ptaków jest niedozwolone na miejskich placach, skwerach i w parkach, ze względu na utrzymanie porządku i zapewnienie komfortu przebywającym na ich terenie mieszkańcom, a także ze względu na dbałość o zrewitalizowaną przestrzeń np. w przypadku Ogrodu Saskiego - tłumaczyła jakiś czas temu Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego ratusza.

Zakaz nasz powszechny

Mimo to powszechnie widzi się osoby, które na chodnik wysypują okruchy pieczywa, a zaraz na miejsce zlatuje się chmara gołębi.

Ryszarda Bańka z lubelskiej Straży Miejskiej tłumaczy: - Dokarmianie ptaków łączy się często z zaśmiecaniem terenu i właśnie pod takim kątem reagują nasi funkcjonariusze. Zazwyczaj w przypadku dokarmiania strażnicy poprzestają na upomnieniu albo zwróceniu uwagi. Ale były też nakładane mandaty. W maju i czerwcu były dwa takie przypadki - wylicza strażniczka.

Strażnicy nie mają też serca do ścigania rowerzystów. Prawo jest jasne: nie można rowerem jeździć po chodnikach i i deptaku. Lecz ze względu na prorowerową politykę ratusza strażnicy nie karzą mandatami rowerzystów. Co najwyżej niektórych upomną.

Liberalne nastawienie władz Lublina do rowerzystów to też powód tego, że urząd chciałby dopuścić ruch rowerowy na pl. Litewskim i na Starym Mieście (ale wjazd tylko przez bramy Trynitarską i Rybną). Takiemu rozwiązaniu sprzeciwia się jednak policja.

Policja tłumaczy

Mundurowi argumentują, że zarówno w przypadku placu, jak i Starego Miasta rozpędzony cyklista może być zagrożeniem dla spacerowiczów.

Ratusz szuka kompromisowego rozwiązania i proponuje, że rowerzyści mogliby jeździć po placu tylko drogami pożarowymi na obrzeżach „Litwy”. Policja stawia jednak słuszne pytanie:

- Skąd rowerzysta ma wiedzieć, która to droga rowerowa?

Bój o fontannę

Lada moment w Lublinie ma się pojawić nowy zakaz. Będzie dotyczyć fontanny na pl. Litewskim. W nowej instalacji jest woda basenowa i dlatego możliwa jest tam kąpiel. Dlatego też fontanna przeżywa prawdziwe oblężenie, głównie przez dzieci.

Jednak po sygnałach mieszkańców zbulwersowanych widokiem ludzi kąpiących się w samym centrum miasta ratusz chce wprowadzić zakaz.

Tyle że, jak tłumaczyła kilka dni temu Beata Krzyżanowska, rzeczniczka ratusza, wchodzenie do głównej fontanny nie będzie w ogóle zakazane.

- Zabraniamy jednak kąpieli - precyzowała, choć sama nie potrafiła wskazać granicy między brodzeniem a kąpielą. - Apelujemy po prostu o rozsądek. Chcemy, żeby plac Litewski był przyjazny, otwarty. Cieszymy się, że lublinianie tak chętnie spędzają tam czas. Ale niektórzy zaczęli nadużywać tej przestrzeni. To reprezentacyjne miejsce Lublina, nie Słoneczny Wrotków. A fontanna to nie basen - mówiła Krzyżanowska.

Sławomir Skomra

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.