Zielone Świątki. Na Bielany jeżdżono furmankami, omnibusem, kursował nawet statek. Na Srebrnej Górze trwała wesoła zabawa

Czytaj dalej
Fot. fot. Biblioteka Narodowa
Andrzej Kozioł

Zielone Świątki. Na Bielany jeżdżono furmankami, omnibusem, kursował nawet statek. Na Srebrnej Górze trwała wesoła zabawa

Andrzej Kozioł

Zamiera jedno z sympatyczniejszych świąt - Zielone Świątki czyli Niedziela Zesłania Ducha Świętego. Jeszcze nie tak dawno w tym dniu bramy domów na przedmieściach zdobiły brzozowe gałązki, czasami nawet buchał z nich aromat tataraku. Każdy tramwaj szumiał brzozową zielenią, chociaż czasy nie sprzyjały demonstrowaniu uczuć religijnych. Zresztą od 1931 r. Zielone Świątki nabrały politycznego charakteru, stając się Świętem Ludowym. I chociaż dzisiaj psioczy się na ZSL, to jednak po wsiach dzień ten obchodzono hucznie, pod auspicjami oficjalnie działającego stronnictwa, ale zgodnie z tradycjami.

Na wiece ciągnęli starzy chłopscy działacze, zjeżdżali się młodzi - na rowerach, z kolorowymi bibułkami wplecionymi pomiędzy szprychy kół. I bywało, że w kościele pojawiał się stary zielony sztandar z czterolistną koniczynką i Matką Boską, ale na czas wiecu znikała Madonna, przykryta wyhaftowanymi kwiatami lub kłosami, czymkolwiek, co kojarzyło się rustykalnie, ale nie religijnie.

A w Krakowie - gdzie niegdyś wysyłano zielonoświątkowe pocztówki - spod klasztoru Norbertanek w stronę Bielan, w stronę Srebrnej Góry, ruszały platony, wielkie platformy zaprzężone w potężne konie. Omiecione z węglowego pyłu, umajone gałązkami, rozbrzmiewały dźwiękami harmonii. Na Bielanach na krakowian czekały odpustowe kramy, a na kobiety atrakcja zdarzająca się tylko dwanaście razy w roku - możliwość odwiedzenia kamedulskiego klasztoru.

Wyprawy na Bielany miały długą tradycję. W podobny sposób, furmankami, jeżdżono tam także w XIX wieku, ale nie tylko nimi. W 1860 r. kursował nawet omnibus, zaś 10 lat wcześniej po raz pierwszy w stronę Bielan ruszył parowy stateczek. Nazywał się oczywiście „Kraków”.

Zwolennicy podróży wodnym szlakiem zyskali świetny środek lokomocji, z pewnością o wiele wygodniejszy, niż kursujące wcześniej galary. Wyjazdy na Bielany obowiązkowe były także dla austriackich oficerów, którzy na polanie pod klasztorem, pod czarno-żółtymi flagami, zachowywali się w sposób dla statecznych mieszkańców gorszący. W rzeczywistości po prostu bawili się swobodnie.

Jak atrakcyjne były bielańskie wyprawy, niech świadczy wydarzenie zanotowane przez Marię Estreicherównę:

„Najczęściej wybierały się na Bielany liczniejsze towarzystwa, złożone z kilku zaprzyjaźnionych domów. Wesołe komentarze obudziła raz taka majówka, gdy pewien farmaceuta, obrażony, iż go nie zaproszono, zemścił się dostarczeniem musujących proszków, mających rzekomo posłużyć do przyrządzania sztucznej limoniady, a które wywołały u uczestników tak gwałtowne i nieoczekiwane skutki, iż trzeba było co rychlej wracać do domu...”.

Na Bielany jeżdżono nie tylko podczas Zielonych Świątków i nie tylko na majówki. Wojciech Kossak woził tam pojedynkowych przeciwników, ich sekundantów, ale także termos pełen kawy ze śmietanką, bułeczki, wędlinkę i przede wszystkim - mocną nalewkę. Zanim ustawiono się z bronią w rękach, rozlewał naleweczkę do kieliszków.

„- No, a teraz po jednym! - zawołał uprzejmy gospodarz i począł polewać wódkę do srebrnych kubeczków. - Trąćcie się! - zawołał po drugim kieliszku do powaśnionych. - Co będziecie się bić, kiedy życie jest piękne, psiakrew!” - tyle Magdalena Samozwaniec, a pojedynku oczywiście nie było...

Jednak niegdyś Zielone Świątki były nie tylko świętem żywych, ale także dniem zadusznym, po trosze nawiązujący do rzymskich rosaliów, kiedy to cmentarze pokrywały się różami. O tym też zapomnieliśmy.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie? - odcinek 3

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Andrzej Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.